
Będę szczęśliwy, kiedy zmienię pracę, będę więcej zarabiać, schudnę albo kupię własne mieszkanie. Mijają miesiące, lata, a my nadal frustrujemy się, że wciąż nie możemy być szczęśliwi. A kiedy w końcu osiągamy swój cel, satysfakcja... trwa tylko chwilę. Brzmi znajomo? Jest na to sposób i to banalnie prosty. Wdzięczność.
Mam gorsze i lepsze dni, dobre lata i trudne miesiące, ale w każdym z tych momentów były ze mną – wciąż są – uważność i wdzięczność.
Wdzięczność
My, Polacy uwielbiamy marudzić. Bardziej skupiamy się na negatywach, niż pozytywach i lubimy kisić się we własnym sosie irytacji i niepowodzeń. Smętne pytanie "A z czego mam się cieszyć?" to częsta reakcja na czyjąś uwagę w stylu: "Chyba masz dzisiaj zły humor".Syndrom "będę szczęśliwa, kiedy..." osaczał mnie nieustannie. Jego źródłem było tajemne przeświadczenie, że nigdy nie będę w pełni zadowolona. Choć próbowałam sobie wmawiać, że ta konkretna rzecz zaspokoi wszystkie moje potrzeby, a głębi duszy wiedziałam, że niedługo znów będę czegoś chcieć. To było błędne koło. Lekkość, która poczułam, akceptując, że to, co tu i teraz, mi wystarczy, była zgoda na rezygnację. Przyniosła mi ona zadowolenie wynikające z wdzięczności.
A ty, za co jesteś wdzięczny?
Za co można być wdzięcznym? Za wszystko! Za stabilną pracę w czasie pandemii, rodzinę, na którą możemy liczyć, kota, do którego możemy się przytulić, smartfon, dzięki któremu może słuchać ulubionych podcastów, weekendowy wyjazd za miasto, ciepłą wodę w kranie.Wdzięczność jest moim antidotum. Na niezadowolenie, zadufanie, bolączki Pierwszego Świata, ślepotę uprzywilejowania. To lekarstwo na syndrom: "będę szczęśliwa, kiedy". To są powody, żeby czuć się opuszczoną, zgorzkniałą, rozczarowaną, smutną, zbolałą albo pokrzywdzoną. Praktykowanie wdzięczności nie sprawi, że znikną, sama też nigdy nie staram się ukrywać negatywnych uczyć, udawać, że ich nie ma.
