Już dziś premiera pierwszego odcinka pierwszej serii serialu „Mad Men” w telewizji publicznej. TVP po czterech latach od premiery kultowego już obrazu zdecydowało się zrezygnować z „Janosika”, Kargula i Pawlaka na rzecz nowej klasyki, na rzecz Dona Drapera, którym chcą być wszyscy mężczyźni, a którego wszystkie kobiety chcą mieć. Ciągle pali i pije, traktuje kobiety przedmiotowo i nie ma litości dla współpracowników. Obiekt pożądania, tak nieprzystający do dzisiejszych haseł równości i feminizmu. Dlaczego mad meni są sexy?
Elegancki i zły Don Draper jest postacią wyjątkową. Zawsze w świetnie skrojonym garniturze, z cygarem i Old Fashioned – drinkiem, który podobnie jak Cosmopolitan z „Seksu w wielkim mieście” stał się podstawowym trunkiem wyznawców Dona. Wyznawców, bo tę postać można albo kochać, albo nienawidzić.
Kobiety traktuje przedmiotowo, lecz z klasą. Jego licznik romansów z pewnością może konkurować z rankingiem Hanka z „Californication”, lecz dzieli ich prawie wszystko. Hank jest pełnym emocji, wiecznie zakochanym w swojej byłej partnerce, którego z jednej strony lubimy, a z drugiej mu współczujemy. Don jest wyniosły, przywiązany do klasyki i dobrych obyczajów. Szarmancki, uwodzicielski i władczy nie daje szans zaistnieć kobietom, trwającym u jego boku. Daje jasny sygnał: ja jestem panem sytuacji, albo się na to godzisz, albo musimy się pożegnać. Mimo wszystko rzadko która mu odmawia.
Postać Drapera wielokrotnie denerwuje. Jego bezczelność, traktowanie wszystkich z góry i przedmiotowe podejście do kobiet znajdują po części usprawiedliwienie w jego pokręconej przeszłości. Wydaje się, że krzywdy, które sprawia kobietom są zadawane co prawda świadomie, lecz wynikają z braku perspektyw i alternatyw. Don nie wie jak ma rozmawiać z kobietami, trudno mu znaleźć z nimi wspólny język, a jego konserwatyzm, który o dziwo pociąga wszystkie moje liberalne koleżanki, sprawia, że nie potrafi traktować kobiet jako równorzędnych partnerów.
Bogini seksu zaparza kawę Joan nie jest typową współczesną pięknością. Oryginalna uroda, krągłości zamiast nadmiernej szczupłości oraz podobno największe naturalne piersi Hollywood. To jednak wcale nie te ostatnie sprawiły, że stała się chodzącą emanacją seksu w serialu. Jej nienaganne, perfekcyjnie dopasowane kostiumy i sukienki, które stały się wzorem dla wielu kobiet. Wzorem, bo Joan udowadnia, że nie trzeba uprawiać głodówki, by zyskać miano symbolu seksu. W „Mad Menie” bez problemu kusi, kogo tylko chce. W piramidzie uwodzicielstwa wyżej jest chyba tylko Don.
Joan Holloway swoją karierę w agencji reklamowej zaczęła jako sekretarka. Jej postać jest jednym z przykładów na to, że serial nie jest seksistowską obrazą współczesnych kobiet, stawiającą ich ponownie w roli ładnych lalek nie mających prawa głosu w poważnych, „męskich” dyskusjach. Te pojawiają się w serialu, ale rozwijający się feminizm Holloway i Peggy Olson jasno wskazują dążenia kobiet lat 60. do emancypacji. Droga ta nie jest łatwa, zwłaszcza u Peggy widać wiele wyrzeczeń. Olson wielokrotnie spędza ciężkie noce w knajpie z mężczyznami, gdy ci piją na umór i w niewybredny sposób komentują swoje koleżanki. Wie, że to jedyny sposób na dotarcie do ich świata i przebicie szklanego sufitu, który ogranicza rozwój zawodowy kobiet.
Męscy mężczyźni, kobiece kobiety, stereotypy i współczesność Serial „Mad Men” jest totalnym ewenementem telewizyjnym. Poprawność polityczna wszystkich produkcji wtłacza seriale w kanony, w których musi się pojawić gej, mniejszość religijna oraz etniczna. Równe szanse są często prezentowane szablonowo, nieco sztucznie i na wyrost. Genialny serial „2 broke girls”, którego drugi sezon niedawno ruszył, z właściwym sobie ciętym humorem i dystansem wyśmiewa je, pokazując jak cienka jest granica między poprawnością a niepoprawnością.
Tymczasem „Mad Men” stoi w opozycji do innych współczesnych pozycji, nie epatuje żadną ideologią. Skupia się na ukazaniu tamtych czasów. – Warto zauważyć, że akcja „Mad Men” rozgrywa się w realiach amerykańskich. Polskie realia lat 60. były zupełnie inne – komentuje Anna Dryjańska, socjolożka, feministka i blogerka naTemat. – Mamy modę na stylistykę retro. Widzimy rozkloszowane sukienki i dobrze skrojone garnitury, lecz fantazjując o latach 60. traktujemy bardzo powierzchownie to, co dzieje się w serialu. Wybieramy tylko te fragmenty, które sprawiają nam przyjemność, odsuwając na bok resztę – dodaje.
Anna Dryjańska zwraca uwagę na sytuację kobiet i mężczyzn, która została wiernie oddana w serialu. – To był świat nierównych szans. Amerykańskie kobiety z klasy średniej najczęściej były zamknięte w domu, jak w złotej klatce. W „Mistyce kobiecości" świetnie opisała to Betty Friedan – mówi. – Mimo ukazywania postaci kobiet w typowych dla tamtych czasów kontekstach, czyli najczęściej w domu i z dziećmi, w serialu pojawiają się też bohaterki, które przełamały stereotypy. „Mad Men" pokazuje społecznie skonstruowane przeszkody, które stoją im na drodze rozwoju zawodowego.
Socjolożka stara się też wyjaśnić fenomen popularności tej produkcji wśród osób młodych, mających liberalne poglądy. Nie jest tajemnicą, że wiele postępowych kobiet wzdycha do Drapera, a wiele współczesnych mężczyzn marzy o Betty czy Peggy. – Oglądając ten serial tęsknimy za rzekomo bezpiecznym światem: kobiety są bardzo zadbane, zajmują się wyłącznie domem i dziećmi, a mężczyźni wyłącznie pracują zarobkowo. Tymczasem niewiele z nas chciałoby żyć w rzeczywistości ograniczonego wyboru i wszechobecnej dyskryminacji – mówi.
„Mad Men” idealnie wpasował się w nasze czasy. Nie tylko w stylistykę Adele czy Lany del Rey, ale też w sytuację gospodarczą świata. Serialowa rzeczywistość przypada na amerykańskie czasy prosperity, złoty okres, w którym królował dostatek i wielka Ameryka. – Wydaje mi się, że popularność tego serialu i jego bohaterów częściowo wynika z współczesnego braku bezpieczeństwa. Mamy kryzys, sytuacja jest niepewna. Chętnie przenosimy się do świata fantazji, naszego wyobrażenia o dawnych czasach, kiedy rzekomo żyło się lepiej. Tęsknota za "starymi, dobrymi czasami", podobnie jak narzekania na "współczesną młodzież", ma bardzo długą tradycję – potwierdza Dryjańska.
– Trzeba pamiętać, że kobiety dusiły się w schemacie mistyki kobiecości, musiały wyrzec się ambicji zawodowych – zaznacza feministka, lecz nie zapomina o drugiej płci. – Mężczyźni byli uprzywilejowani na rynku pracy, lecz z drugiej strony odczuwali presję związaną z byciem jedynym żywicielem rodziny i odcięcia się od własnych uczuć i emocji. Oni też byli ograniczeni stereotypami płciowymi, ale w przeciwieństwie do kobiet cieszyli się niezależnością ekonomiczną – dodaje.
Czy piękni i pociągający med meni są naszym wołaniem o powrót do tamtych czasów? Czy miliony widzów, którzy ze zniecierpliwieniem czekają na kolejne odcinki pragną tak naprawdę paternalistycznego powrotu tradycji, podziału ról, władczych mężczyzn i ciepłych, uległych im kobiet? – Mimo całej popularności „Mad Men” jestem pewna, że gdyby kobiety powróciły do tamtych czasów, to bardzo szybko chciałyby z niego wrócić – mówi Dryjańska.