Jak podaje "Gazeta Wyborcza", nagrania z Danielem Obajtkiem są znane prokuraturze już od 2016 roku. Mimo to byłemu wójtowi Pcimia nie zostały postawione żadne zarzuty. Gazeta zapytała o tę sprawę śledczych, którzy nie mają wątpliwości, dlaczego tak się stało.
W miniony piątek "Gazeta Wyborcza" ujawniła treść kilkunastu nagrań Daniela Obajtka z 2009 roku. Wynikać może z nich, że jako wójt Pcimia złamał ustawę o samorządzie, ponieważ prowadził działalność biznesową w TT Piast, czego się wyparł zeznając w sądzie w grudniu 2014 r.
Nagrania ma od października 2016 r. prokuratura. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył Roman Lis, wuj Obajtka. On sam też był oskarżony o wyłudzanie unijnych dotacji, a obecny prezes Orlenu był świadkiem w tej sprawie. Jesienią 2016 roku prokuratura wycofała akt oskarżenia wobec Obajtka, a z nagrań wycięła wątek dotyczący byłego wójta Pcimia.
Decyzję o odmowie śledztwa wydała Katarzyna Miszogaj, krakowska prokurator z nadania Ziobry, wtedy assesorka. "Wyborcza" twierdzi, że Miszogaj nawet nie odsłuchała nagrań, co nie dziwi innych śledczych, których gazeta poprosiła o komentarz do tej sprawy.
– Głupoty napisała ta dziewczyna. Nie dziwię się, że nagrań nie odsłuchała, bo nie dałoby się odmówić. To kolejna sprawa uwalona z powodów politycznych – ocenia jeden z nich.
– Ona być może miała inne zdanie niż nadzorujący ją prokurator, ale żaden asesor się nie postawi – dodaje drugi.
Przypomnijmy, że opublikowanie taśm Obajtka wywołało spore poruszenie nie tylko w opozycji, ale także w samym obozie Zjednoczonej Prawicy. PiS co prawda cedzi słowa, ale Porozumienie domaga się wyjaśnień w tej sprawie.