Jedni mówią: szansa na naukę języka, poznanie kultur i ludzie. Inni: darmowe biuro podróży, biuro matrymonialne i organizator imprez w jednym. Erasmus – jaki jest naprawdę?
W ciągu 25 lat Erasmus tak mocno wpisał się w studencką rzeczywistość, że dziś trudno sobie wyobrazić bankructwo tego projektu. A jednak to możliwe. Nie dziś, nie jutro, ale być może za kilka lat, bo źródło unijnych pieniędzy powoli wysycha.
Pod naszymi artykułami o kłopotach finansowych programu rozgorzała dyskusja nie tylko o przyszłości Erasmusa, ale także o tym, czym jest, co daje i czy na pewno są to same korzyści. Bo – jak piszą niektórzy – w ogólnym zachwycie nad możliwościami studiowania za granicą, umyka fakt, że Erasmus to dla większości studentów nie edukacja, ale imprezy, alkohol i wakacje.
W ogniu krytyki
"Doczekałem się! Nareszcie! Dosyć nawalonych studentów, co mają 600 euro miesięcznie i nie pojawiają się na żadnych zajęciach" – tak na wieść o możliwym bankructwie Erasmusa zareagował pod naszym tekstem Mateusz.
"Problemem jest, że ktoś płaci za to, żeby studenci jechali balować. Jeżeli na niektórych uczelniach wymaga się zaliczenia podczas wyjazdu tylko jednego przedmiotu, to aż się prosi, żeby balować" – napisała Kasia. Podobnych głosów można znaleźć więcej, choć są w zdecydowanej większości.
Mirosław Klimkiewicz jest kierownikiem Biura Obsługi Studentów Zagranicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. W rozmowie z naTemat przyznaje, że w wizerunku projektu Erasmus jako pośrednika w organizacji imprez jest sporo prawdy. – Nikt nie będzie ukrywał, że Erasmus to jest przygoda polegająca także na tym, że oprócz studiowania wieczorami i nocami czas spędza się w międzynarodowym środowisku w klubach. Tyle że spójrzmy na naszych studentów w Polsce. Przecież oni robią to samo na miejscu – mówi.
Ile jest prawdy w takich opisach? Niech odpowiedzą sami zainteresowani.
Pić? Nie ma za co
Anna przez pół roku studiowała w Turcji. Jak mówi w rozmowie z naTemat, zarzut o wydawaniu unijnych pieniędzy na alkohol i imprezy jest chybiony, bo funduszy ledwo starcza na podstawowe potrzeby. – W Polsce Erasmus promuje dzieci osób, które mają pieniądze, by utrzymać je na studiach za granicą. Ja w Stambule dostawałam 275 euro i dokładnie tyle wydawałam na mieszkanie – stwierdza.
Krzysztof, który semestr spędził na uniwersytecie w Rumunii, ma podobne doświadczenie. – Za unijne pieniądze to piją np. studenci z Hiszpanii, którzy dostają po 600 euro miesięcznie. W ogóle na uczelniach z południa dostaje się o wiele więcej. Polacy czy Niemcy mają 200 euro, a czasem nawet mniej – zaznacza.
Biuro podróży i "Erasmus - Orgasmus"
Krzysztof przyznaje natomiast, że Erasmus staje się czasem swego rodzaju biurem matrymonialnym. – U nas mówiło się "Erasmus-Orgasmus". Niektórym puszczają hamulce, kiedy już wyjadą – stwierdza. Na studenckich forach można poczytać opowieści o rozbitych związkach, zdradach i płomiennych romansach.
A co z "darmowym biurem podróży"? Anna: – Naszego koordynatora nazywaliśmy nawet takim studenckim biurem wycieczek. Nauczyciele połowy przedmiotów uznali, że więcej skorzystamy zwiedzając Turcję, niż ucząc się na uniwersytecie. Dlatego zjeździliśmy może jakieś 70 proc. kraju. Z drugiej strony znam przypadki z uczelni technicznej, gdzie studenci robili duże projekty i nie mieli czasu na takie wycieczki.
Agnieszka, studentka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który spędziła cały rok akademicki w Sewilli, jest zdania, że to właśnie o zwiedzanie i podróże chodzi w Erasmusie. – Tak najłatwiej poznać kraj. A celem tego programu nie jest przykucie studentów do ławek w salach, ale właśnie danie im szansy poznania zwykłych ludzi i prawdziwej kultury – mówi.
Pocztówka z Erasmusa
Studenci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że program unijnej wymiany studentów krytykują najczęściej ci, którzy nigdy nie wzięli, ani nie wezmą w nim udziału. Poprosiliśmy czytelników naTemat, by opisali własne wspomnienia z Erasmusa. Próżno tam szukać niezadowolenia czy rozczarowania. Oto kilka relacji, które najlepiej odpowiadają na pytanie, czym dla studentów jest Erasmus.
Za unijne pieniądze to piją np. studenci z Hiszpanii, którzy dostają po 600 euro miesięcznie. W ogóle na uczelniach z południa dostaje się o wiele więcej. Polacy czy Niemcy mają 200 euro, a czasem nawet mniej.
Andrzej S.
wpis z kafeteria.pl
No mi też się przydażyła prawie podobna historia. Pewna Hiszpanka przez kilka dobrych miesięcy mnie zwodziła pod pretekstem że razem wpadliśmy. Było blisko ołtarza. Ale jakoś się z tego wykaraskałem.
Mirosław Klimkiewicz
kierownik Biura Obsługi Studentów Zagranicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim
Jeszcze nigdy nie miałem przypadku, by ktoś z zagranicy dzwonił i mówił, że studenci demolują coś czy notorycznie się upijają. Wychodzimy z założenia, że podpisanie umowy ze studentem nakłada na niego obowiązki i prawa. Student rozliczany jest po semestrze i po roku akademickim. Ważne, by przystąpił do egzaminu i pozytywnie egzamin zaliczył.
Krzych
Swój semestr spędzony w Finlandii wspominam z łezką w oku... byłoby wielką tragedią gdyby możliwość wymiany studenckiej została ograniczona tylko dla osób zamożnych. To nie tylko okazja do poznania innych kultur i narodowości, ale też okazja to zaprezentowania własnej, przełamania negatywnych stereotypów i podtrzymania tych dobrych. Z mojego punktu widzenia super sprawą było również zmierzenie się z topową światową uczelnią biznesową i jej wymogami i muszę powiedzieć, że Polacy nie mają problemu z wysoko postawioną poprzeczką!
Kamil
Ja jestem w trakcie tego programu w Danii. Dzięki takiemu programowi można nie tylko poznać wspaniałych ludzi z całego świata, ale bardzo wiele się nauczyć. Wykładowy język angielski jest na wysokim poziomie. W ogóle studia są całkowicie inne niż w Polsce. Są bardzo praktyczne, mniej skupiamy się na teorii, której poświęca się raczej chwile, a bardziej właśnie na zastosowaniu teorii w praktyce. (...) Trzeba przeżyć, nie da się tego opisać.
Aleksander
wystarczy chyba wspomnieć, że nie ma dnia żebym nie myślał o zakończonym 2 lata temu Erasmusie. Spędzony cały rok akademicki w Santiago de COmpostela był niesamowitym przeżyciem i przygodą. Przyjechałem bez znajomości języka, wróciłem mówiąc płynnie po hiszpańsku. Zdobyte znajomości pozwoliły na odwiedzenie wielu cieakwych miast w całej Europie oraz Ameryce. Bez wątpienia najpiekniejszy okres życia, oddałbym wszystko móc cofnąć czas ;)
Paweł
A byłem. I tyle mnie w Polsce widzeliście. Zresztą zgodnie z zaleceniem dziekana w Polsce...