Teczka prokuratorskiego śledztwa z nazwiskami i danymi mężczyzn, których miał wykorzystywać seksualnie ks. Andrzej Dymer zniknęła. Pracownicy Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum szukają jej już czwarty tydzień i jak na razie nie wiadomo, co stało się z dokumentem.
Zaginione akta miały być ważnym dowodem w sprawie karnej o zniesławienie, którą wytoczył dziennikarzowi "Gazety Wyborczej” ks. Andrzej Dymer. Duchowny spierał się o reportaż z 2019 roku, w którym ujawniono, że od lat był on oskarżany o pedofilię, a mimo to pozostawał nietykalny.
Kilka tygodni temu prokuratura zwróciła się do Sądu Rejonowego Szczecin-Centrum o zwrot akt "sprawy Dymera" i... okazało się, że brakuje 11. tomu, w którym znajdują się tzw. dane wrażliwe – nazwiska, PESEL-e i adresy mężczyzn, którzy jako nastoletni chłopcy mieli być molestowani i wykorzystywani seksualnie przez zmarłego przed miesiącem księdza.
– Pewnego dnia odebrałem telefon z sądu w tej sprawie. Pytano mnie o te akta, bo z zapisów wynika, że ja jako ostatni je czytałem. Ale nic nie wiem o 11. tomie z aktami wrażliwymi, na pewno do niego nie zaglądałem, a właściwie nie pamiętam, czy w ogóle go widziałem. – powiedział w rozmowie ze szczecińską "Gazetą Wyborczą" adwokat Marek Mikołajczyk, obrońca w sprawie karnej wytoczonej przez ks. Dymera dziennikarzowi.
Pracownicy sądu w Szczecinie starają się więc wyjaśnić tę sprawę i szukają zaginionego tomu. Bez skutku od czterech tygodni. Podkreślmy, że ludzie, których nazwiska znajdują się w zaginionych aktach, już w połowie lat 90., jako nastoletni chłopcy, opowiadali o tym, jak byli wykorzystywani seksualnie przez ks. Dymera, kierującego wtedy Schroniskiem im. Brata Alberta. Zniknięcie aktu bardzo utrudniłoby wezwanie ich do sądu w charakterze świadków.
Przypomnijmy, że Ks. Dymer nie doczekał ostatecznego wyroku instytucji Kościoła. Zmarł w połowie lutego, a jego pogrzeb odbył się 2 marca w parafii pw. Chrystusa Króla w Szczecinie.