
Reklama.
Od momentu ogłoszenia składu reprezentacji Polski na najbliższe mecze eliminacji MŚ - Paulo Sousa podał nazwiska wybrańców w poniedziałek - wybuchły gorączkowe spekulacje nt. występu w meczu z Anglią w Londynie (31 marca) piłkarzy występujących w Bundeslidze i Ligue 1. Wszystko przez koronawirusa i surowe przepisy sanitarne w Niemczech i Francji dot. Wielkiej Brytanii.
Głos kolejno zabierały wszystkie zainteresowane strony. Zaczął pełen obaw selekcjoner Sousa, później o tym, że trwają rozmowy i ustalenia, informował PZPN ustami prezesa Zbigniewa Bońka i sekretarza Macieja Sawickiego. Wreszcie do głosu doszły kluby, które kategorycznie odmówiły zgody na wyjazd piłkarzy do Anglii. Atmosfera gęstniała, aż w piątek wieczorem wszystko się wyjaśniło.
Słowa Zbigniewa Bońka na Twitterze, a także wypowiedź Macieja Sawickiego dla Polskiego Radia sugerują, że to premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z Angelą Merkel przekonał niemiecką kanclerz, by polscy piłkarze dostali od swoich klubów zielone światło.
Prawda jest jednak o wiele bardziej prozaiczna. Niemcy w piątek złagodzili restrykcje wobec Wielkiej Brytanii, berliński Instytut Kocha już nie uznaje jej podczas pandemii za kraj podwyższonego ryzyka. Więc wracając z Wysp do Niemiec wystarczy wykonać test na COVID-19, nie będzie już wymagana 14-dniowa kwatantanna.
O zielonym świetle dla polskich graczy poinformowały już ich kluby - co potwierdził rzecznik PZPN, Jakub Kwiatkowski.
A Niemcy, którzy byli przed początkiem eliminacji MŚ w podobnej sytuacji - gwiazdy reprezentacji grają również w Premier League - przyjęli nowe rozporządzenie zdrowotne z wielkim spokojem. Joachim Loew kadrę powołał w piątek i nie wyraził żadnych obaw o przyjazd wszystkich piłkarzy.