Pogromca paparazzi, pirat drogowy, upadły celebryta - to obraz, który wyłania się z prasy tabloidowej i portali plotkarskich. Po prostu Marcin Dubieniecki - enfant terrible, które wciąż ma się dobrze na salonach.
29 lutego, loża vipowska na Stadionie Narodowym. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski cieszy się meczem między Polską a Portugalią wraz z przyjaciółmi. A wśród nich... Marcin Dubieniecki, który do niedawna zaliczył tyle wpadek, że wydawało się nikt poważny nie będzie chciał się w jego towarzystwie pokazywać. Może nie wszystko jednak stracone.
Jak wielu po 10 kwietnia, sondował, czy jest dla niego miejsce w polityce. Młody, wykształcony wybranek osieroconej córki Pary Prezydenckiej mógł być murowanym faworytem każdych wyborów. Wszystko, co zrobił od tego czasu sprawiło jednak, że z nadziei stał się kontrowersyjnym bohaterem bulwarówek.
Nie wypalił pomysł na zabłyśnięcie w polityce. Zamiast szukać miejsca u boku wuja żony, postanowił publicznie wyśmiać jedną z najbliższych przyjaciółek Jarosława Kaczyńskiego. "Nie chcę jako wyborca, aby reprezentował mnie w Sejmie ktoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć z zakresu gospodarki, a jedynie potrafi mącić we własnej partii, którą doprowadza na skraj upadku (...). Proponuję powrócić do starych tradycji i włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem dla podtrzymania dobrego humoru mieszkańców” - napisał do Jolanty Szczypińskiej. I na prawicy stał się skończony.
Może to frustracja wywołana tym błędem stałą się powodem wszystkiego tego, co działo się później. Od dwóch lat na koncie młodego trójmiejskiego mecenasa są bowiem same wpadki. Gdy zrobiło się o nim głośno, media zaczęły pytać o jego - nie do końca przejrzyste - interesy. Ten zbył pytania osławionym "niech pan się ode mnie odpier..." i stwierdzeniem, że to jego sprawa, czy robi interesy z gangsterami. Innego zdania okazała się być Okręgowa Rada Adwokacka w Gdańsku, która wszczęła postępowanie dyscyplinarne.
Jego długotrwały przebieg sprawił, że w tym czasie Marcin Dubieniecki postarał się o kilka innych dowodów przemawiających przeciwko niemu. Jak na przykład ten, że jest piratem drogowym. Gdy jesienią sopocka drogówka zatrzymała go bez pasów z telefonem komórkowym w ręce i okazało się, że na 24 możliwe punkty karne ma na swoim koncie już 33, tabloidy prześcigał się donosząc o tym, że Dubieniecki musi wrócić na kurs prawa jazdy i na jakiś czas odwiesić kluczyki do swojego bmw i porsche. Tego samego dnia pokazał zresztą, że nie ma na to najmniejszej ochoty, mknąc przez miasto i napotykając kolejny patrol. Tym razem kontroli się jednak nie poddał, podjął ucieczkę, którą zakończył... parkując przed komendą i składając skargę na nękających go funkcjonariuszy.
Nękanie to w ogóle trauma Marcina Dubienieckiego. Na początku roku podobnie, jak policjanci, nękać go mieli zamiar fotoreporterzy. Postanowił więc odstraszyć ich, w dobrze znany sobie sposób. "Wypier... i nie pokazuj mi się na oczy" - usłyszał fotograf. By wiedział, że to nie żarty, Dubieniecki postanowił mu to wyjaśnić także przy użyciu rąk. Zdjęcia z tej bójki również zainteresowały Okręgową Radę Adwokacką. - Wyjaśnił, że szedł z rodziną, gdy pojawiło się trzech fotoreporterów, których zna z widzenia. Powiedział im, żeby go nie nękali, bo jest to przestępstwo stalkingu. Gdy nie zareagowali, zadzwonił na policję, żeby zgłosić przestępstwo. Fotoreporterzy widząc to, zaczęli się oddalać. Marcin Dubieniecki zdecydował się zatrzymać jednego z nich - tak cytował relację Dubienieckiego Janusz Masiak, wicedziekan Rady na łamach tygodnika "Twojego Imperium".
Nowy rok Marcin Dubieniecki zaczął więc z niezakończonymi problemami za osławioną wypowiedź o swoim podejrzanym wspólniku (w grudniu na jego wniosek sprawę przejęła stołeczna rada adwokacka), nowym postępowaniem dyscyplinarnym za bójkę z fotoreporterem i sprawą przed sądem za niezatrzymanie się do kontroli i prowadzenie pojazdu bez uprawnień, za co grozi nawet 30 dni aresztu.
Obrazek z meczu u boku byłego prezydenta pozwala jednak wierzyć tym, którzy mówią, iż nie ma się czego obawiać i wcale nie jest jeszcze skończony. Nie jest tak, że w palestrze wszyscy chcą pozbyć się tego enfant terrible. - Trybunał Konstytucyjny zakazał nakładania dożywotnich kar wydalenia z adwokatury. Chciałbym zaznaczyć, że chociaż wypowiedź Marcina Dubienieckiego była bezsprzecznie naganna, to jak uważam, nie wyręczając organów do tego powołanych - nie zasługuje on z tego powodu na wydalenie z zawodu. Znajmy proporcje. To niewłaściwa, ale tylko wypowiedź - mówił "Dziennikowi Bałtyckiemu" Jakub Jacyna, przewodniczący Komisji Etyki Zawodowej przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.
Być może wielu osobom syna cenionego pomorskiego mecenasa i działacza lewicy Marka Dubienieckiego po prostu byłoby szkoda. Kto wie, czy z podobnego założenia nie wychodzi też kilka osób w polityce. I to po tej właściwej stronie, po której Marcin Dubieniecki dojrzewał. Potomek członka PZPR, a następnie SLD idealnie pasuje raczej do lewicy, niż smoleńskiej narracji PiS.
Z relacji osób z otoczenia byłego prezydenta wynika, że na meczu Polska - Portugalia Marcin Dubieniecki znalazł u boku Aleksandra Kwaśniewskiego przypadkiem.
Proponuję powrócić do starych tradycji i włożyć różę w zęby i przespacerować się po Słupsku z jakimś księdzem dla podtrzymania dobrego humoru mieszkańców.
Marcin Dubieniecki
do dziennikarza o swoich interesach
Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni. Niech pan się ode mnie odpierdoli i niech pan do mnie nie dzwoni, tak? Do widzenia.
Jakub Jacyna
szef Komisji Etyki Zawodowej przy NRA
Trybunał Konstytucyjny zakazał nakładania dożywotnich kar wydalenia z adwokatury. (...) Znajmy proporcje. To niewłaściwa, ale tylko wypowiedź.