Lubi słuchać Iron Maiden, kibicować Legii Warszawa i jeździć motocyklem. Zapalony przeciwnik feministek, mąż i ojciec, który ściągnął na siebie wzrok wszystkich. Wystarczył jeden wywiad i złamanie niepisanej zmowy milczenia wśród lekarzy. Dr Dymitr Książek, lekarz, który opowiedział, jak identyfikowano ciała ofiar katastrofy smoleńskiej.
Dr Dymitr Książek, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, udzielił wywiadu tygodnikowi "Wprost". Opisał w nim, jak rozpoznawano ciało Marii Kaczyńskiej oraz zachowanie Rosjanina, który "ostentacyjnie pociągnął ją za nos, by nadać bardziej rozpoznawalny kształt jej twarzy". Opis kulisów identyfikowania ofiar katastrofy smoleńskiej szokuje wszystkich. Kim jest ten nikomu wcześniej nieznany lekarz?
Ojciec, mąż, kibic, motocyklista
Na chleb zarabia, ratując ludzkie życia. Ma 34 lata, od pięciu lat pracuje w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Wielki fan Legii Warszawa. Szanuje prawdziwych kibiców, szczerze gardzi pseudokibicami. Jak pisze na swoim blogu, w sercu nosi miłość do heavymetalowego zespołu Iron Maiden. Entuzjasta motocykli, weekendowych wypadów na mecze, przeciwnik feministek. Ma czwórkę dzieci. Zabiera je na mecze. Znają kibicowskie przyśpiewki, potrafią tańczyć w rytm heavymetalowej muzyki, śpiewają "kto nie skacze ten za Tuskiem".
Na swoim blogu nie przebierając w słowach, wyśmiewa się z feministek. Nazywa je "nieudaczniczkami", nawołuje, by zostawiły "zwykłe kobiety" w spokoju.
Jako zagorzały kibic nie rozumie też działań takich jak zamykanie "Żylety" na stadionie Legii i przekonuje, że "kibol", który "od lat chodzi, śpiewa, drze ryja, czasem pierdyknie wyzwiskiem" nie jest niczym złym, a wojewoda mazowiecki nie powinien zamykać tej trybuny. Nawołuje do do sprzeciwu wobec nagonki do kibicowania. Zaznacza, że uważa się za kibola, nie wstydzi się tego, ze swoich dzieci też robi kiboli. Zaznacza jednak, że nie jest osobą, która na mecz idzie robić zadymę. Z jego bloga można wywnioskować, że nie lubi TVN-u i "Gazety Wyborczej".
Nagle stał się najbardziej rozpoznawalnym ratownikiem medycznym w Polsce, którego cytuje większość mediów. W rozmowie z naTemat przekonuje, że swojej decyzji nie żałuje. – Trzeba dawać świadectwo tego, co się widziało. To ważne szczególnie dla rodzin ofiar katastrofy – mówi. Przyznaje, że milczał długo. Dopiero wynik ekshumacji ciała Anny Walentynowicz, które zostało zamienione z innym ciałem, przelał w nim czarę goryczy. Wziął sprawy w własne ręce. Tłumaczy, że wybrał Magdalenę Rigamonti z "Wprost" i jej udzielił wywiadu, gdyż "w jej oczach widział szczerość i wiarę w swoją misję".
Drastyczne szczegóły
Jego relacja obrazuje makabryczne wydarzenia związane z identyfikacją ciał. Opowiedział nawet drobne szczegóły, a wszystko to - jak twierdzi - z szacunku dla rodzin i zmarłych. Mówił, jak Rosjanie potraktowali ciało Marii Kaczyńskiej. Zaznaczał, że Polaków nie dopuszczano do badań, nikt nie przeprowadzał testów DNA. Rodziny niejednokrotnie musiały oglądać kilka zmasakrowanych ciał, zanim udało im się znaleźć to właściwe. Dymitr Książek zaznaczył, że ciała nie mieściły się w chłodniach. Były pozawijane w folie, "wyglądały jak takie wielkie cukierki", ułożone rzędami na podłodze.
Dymitr Książek w wywiadzie wytknął wiele niedopatrzeń i wpadek osób zaangażowanych w uporządkowywanie miejsca katastrofy Tu-154. Zaznaczył, że nikt nie nadzorował Rosjan, którzy wkładali ciała do trumien. Polacy byli dopuszczeni tylko
podczas lutowania trumien. Podczas przesłuchiwania rodzin ofiar katastrofy nie było nikogo, kto mógłby przetłumaczyć słowa rosyjskiego prokuratora, spisującego ich dane.
Lekarz LPR zaznaczył jednak, że nie ma nic do zarzucenia Ewie Kopacz. Przyznaje, że jej postawa imponowała, lecz była ona tam sama. Starała się sprostać wszystkim bieżącym sprawom, ale było ich bardzo wiele.
Wywiad nie przeszedł bez echa. Najbardziej oburzył kolegów z pracy dr. Książka, którzy razem z nim pomagali identyfikować ciała. W oficjalnym oświadczeniu, dr Piotr Łukiewicz, Łukasz Chalupka, Robert Gałązkowski i Krzysztof Przybysz wyrazili swoje niezadowolenie.
Złamana zmowa milczenia
Autorom oświadczenia nie podoba się sposób opisywania przez dr. Książka tematów, których nie powinien był poruszać. "Uznaliśmy, że to rodziny ofiar powinny decydować o tym, jak będą pamiętać swoich bliskich. To było możliwe tylko wtedy, kiedy oszczędzimy wszystkim drastycznych opisów dotyczących identyfikacji – czytamy w oświadczeniu. Dodają, że zrobili wszystko co w ich mocy, by dokładnie wywiązać się ze swoich obowiązków. – Tajemnica zawodowa, wrażliwość na ludzkie cierpienie, szacunek dla osób zmarłych oraz ich rodzin, powinny wykluczać – naszym zdaniem – publikacje podobne do tej, która się ukazała" – czytamy.
Swoim wywiadem wywołał sprzeciw nie tylko lekarzy. Dziennikarze i komentatorzy również krytykują jego postawę. Niektóre prawicowe środowiska są oburzone wywołaniem taniej sensacji oraz "pójściem na nekrofilię do "Wprostu".
Dr Książek przyznaje, że liczył się z następstwami swojej wypowiedzi. Zapytaliśmy go, czy nie boi się utraty pracy. Odpowiedział, że wierzy w dobre serce współpracowników. – Nie byłbym normalnym człowiekiem, gdybym się nie obawiał, że stracę pracę. Myślę, że moi koledzy z pracy są porządnymi ludźmi i nie zafundują mi takiej kary jak zwolnienie – komentuje dr Książek.
Niepewna sytuacja zawodowa to jedno. Do tego dochodzi wielki przypływ medialnej popularności. Czy też anty-popularności, bo wiele osób krytykuje go za ujawnienie drastycznych szczegółów. – Tak, ostatnio media piszą o mnie całkiem sporo. Ale ja nie myślę o tym w tych kategoriach. Nie obchodzi mnie medialna sława. Chciałem po prostu opowiedzieć, co widziałem – mówi naTemat dr Książek. – Przyjaciele i znajomi gratulują mi odwagi, chwalą mnie za ten wywiad, wspierają mnie. Powtarzam, nie żałuję, że to zrobiłem – mówi. Nie rozumie też zarzutów kolegów z pracy, którzy oskarżają go o złamanie tajemnicy lekarskiej. Jego zdaniem nie dopuścił się żadnych nadużyć. – Niektóre rodziny mogą mi mieć to za złe, liczę się z tym. Lecz może część z nich doceni moje starania – mówi.
Lekarz stwierdził, że niektóre wypowiedzi cytowane wywiadzie były wyjęte z kontekstu. Zaznacza, że nie każdy Rosjanin jest zły. Byli tacy którzy chcieli pomóc rodzinom. Przyznaje jednak, że błędów było sporo. Nie obarcza winą konkretnej osoby. Nie wie, czy zawinili Rosjanie, Polacy czy jeszcze ktoś inny. – Nie wiadomo dokładnie co się stało. Nikt nikogo nie złapał za rękę. Prokuratura jest od tego, by to wyjaśnić – przekonuje. – Myślę, że zawinił ktoś nisko postawiony. Czynnik ludzki jest bardzo istotny w takich sprawach. Lecz nie sądzę, by zawinili Polacy, dlatego trzeba o tym mówić – kwituje dr Dymitr Książek.
Po prostu nie wytrzymał
Wśród znajomych ma opinię "konkretnego gościa". – Świetny facet, dobry lekarz, twardo stąpa po ziemi – mówi jeden z jego kolegów z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dodał, że najpewniej Dymitr nie wytrzymał tłumiąc w sobie to co widział w Smoleńsku. – Ile można pewne rzeczy w sobie magazynować? Ja mam podobnie. Wiem, co widziałem, chodzę skołowany. Lepiej wyrzucić to z siebie i zamknąć temat. Nie wiem jakim trzeba być "pancernikiem" pozbawionym uczuć, by nie odczuwać nic po tym, co się tam widziało – mówi. Dodaje, że ratownicy nie mieli zapewnionej pomocy psychologicznej, zostali zostawienie sami sobie.
Znajomy dra. Książka zaznacza, że człowiek, który zna prawdę czasem nie wytrzymuje słysząc w mediach te wszystkie "bzdety" na temat katastrofy smoleńskiej. – Doprowadziło do tego niewyszkolenie załogi. Takie katastrofy są zazwyczaj spowodowane splotem następujących po sobie błędów – mówi. Zaznacza, że dr Książek nie jest misjonarzem, który chce zbawić świat. – Po prostu nie wytrzymał – kwituje.
Kazik [Kazimiera Szczuka] – ch.. wie o co, ale walczy, głównie ze ślinotokiem. Stara się udowadniać kobietom zza ekranu, że powinny zrzucić kajdany macierzyństwa, bycia żoną ,Panią domu, rzucić się w wir realizacji swoich marzeń tych zawodowych i tych innych, mając w d.. wszystko i wszystkich, a dopiero jak osiągną sukces wrócić i być PANIĄ CZYTAJ WIĘCEJ
Dr Dymitr Książek
na swoim blogu
Dzisiaj podczas jazdy motocyklem do pracy – 40 minut Warszawa-Wyszków wpadła mi myśl , że doktorzyna jak ja jest kibolem i że mnie to wcale nie bulwersuje i nie stresuje, ale wręcz przeciwnie napawa dumą. I jeszcze co gorsza z własnych dzieci zrobiłem kiboli. Wg Tusk Vision Network ( TVN) i Wybiórczej jestem bandytą i to w dodatku recydywistą a nawet prawie zboczeńcem bo dzieci wciągam. CZYTAJ WIĘCEJ
Samuel Pereira
"Gazeta Polska Codziennie"
Koledzy z LPR odcięli się od lekarza, który poszedł na nekrofilię do Wprostu. I słusznie. CZYTAJ WIĘCEJ
Dr Dymitr Książek
fragment wywiadu dla tygodnika "Wprost"
[…] Nie wiem kto, ale ktoś zadzwonił do garderobianej prezydentowej, która potwierdziła, że Maria Kaczyńska miała taki pierścionek. Krok po kroku dochodziliśmy do prawdy. I nagle przyszedł Rusek, pociągnął nos prezydentowej do góry…Wszyscy zdrętwieliśmy. On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie. CZYTAJ WIĘCEJ
Stanisław Janecki
były redaktor naczelny "Wprost"
To po ludzku jest nieludzkie. Nie rozumiem tych ludzi. Lekarz łamie wszystkie zasady. Dziennikarze i wydawcy to samo. Obłęd. CZYTAJ WIĘCEJ
Dr Dymitr Książek
fragment wywiadu dla tygodnika "Wprost"
Te stosy [ciał] nie mieściły się w chłodniach. Były pozawijane w folie. Wyglądały, jak takie wielkie cukierki. Na każdym worku była żółta taśma, a na taśmie numer. Te ciała były poukładane w rzędach, między którymi można było chodzić. […] Jak się szło tymi trasami, to się dochodziło do sal sekcyjnych. CZYTAJ WIĘCEJ
LPR
oświadczenie pracowników LPR
Ze względu na okoliczności były to bardzo trudne przeżycia, jednak nie usprawiedliwiają one komentarzy Pana Doktora Dymitra Książka.
Z całego serca wyrażamy nasz żal z powodu ponownego przywołania bólu i cierpienia tamtych dni. CZYTAJ WIĘCEJ
Stanisław Janecki
były redaktor naczelny "Wprost"
Dr Książek wyrzygał się na smoleńskie ofiary, a dziennikarka "Wprost" te wymiociny skosztowała. CZYTAJ WIĘCEJ