Gazeta.pl opublikowała artykuł, w którym zamieszczono fragmenty "Taśm Macierewicza". Portal ujawnił szczegóły konfliktu, który ma mieć miejsce pomiędzy rodzinami ofiar smoleńskich a Antonim Macierewiczem. Rodziny miały wiele zastrzeżeń do pracy podkomisji wyjaśniającej przyczyny tragedii.
Rodziny ofiar smoleńskich miały nalegać na to, aby podsumowań prac podkomisji ws. katastrofy smoleńskiej nie nazywać "raportem", ponieważ takie sformułowanie sugeruje, że prace są zakończone. Zamiast tego, jak wynika z nagrania, Dariusz Fedorowicz (w Smoleńsku stracił brata Aleksandra) zaproponował użycie słowa "sprawozdanie".
Antoni Macierewicz przystał na tę propozycję, jednakże 11 kwietnia 2018 r. zdecydował się opublikować szczątkowy "raport". A dokładnie: "RAPORT TECHNICZNY. Fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska Smoleńsk Północny". Nie dotrzymał więc danej obietnicy.
Wcześniejsze spotkanie z rodzinami, podczas którego Macierewicz przekazywał informacje na temat tego, co się w nim znajdzie, przebiegło w burzliwej atmosferze. Macierewicz nazywał katastrofę "spiskiem" i podkreślał, że nie wszystkie jego elementy zostaną od strony kontrwywiadowczej przedstawione.
Po mowie Macierewicza głos zabrał Stanisław Zagrodzki (kuzyn Ewy Bąkowskiej, która zginęła w Smoleńsku). Miał on zwrócić uwagę na pewną sprzeczność: zastępca Macierewicza miał twierdzić, że "czarna skrzynka" jest sfałszowana, podczas gdy sam Macierewicz uznaje jej zapis za koronny dowód na wybuch.
Zagrodzki miał wykrzyknąć, że "rzekomy gigantyczny wzrost temperatury na zewnątrz tupolewa" to tylko "kolejna niepotwierdzona rewelacja użyta na potrzeby medialne i polityczne" przez Macierewicza.
– Nie ma zgody na taki raport i nie będzie zgody na żaden film operujący tak kłamliwymi tezami. To jest po prostu skandal. Jesteście państwo po prostu zwykłymi nieudacznikami, próbującymi się prześlizgnąć nad dowodami, nie potraficie ich interpretować i nie potraficie czytać dokumentów – podaje jego dalszą wypowiedź gazeta.pl.
Konflikt rodzin smoleńskich z Macierewiczem
Kolejnym z poruszonych wątków, była prośba rodzin do Macierewicza, o to, aby zagwarantował, że nikt nie zostanie wyrzucony z komisji.
– Panie ministrze, chciałabym, żeby nam pan to zagwarantował: że jeśli pojawią się jakiekolwiek rozbieżności, głosy "adwokatów diabła", to każdy z członków Podkomisji będzie mógł te wątpliwości wyrazić, nikt za to nie będzie poddany ostracyzmowi, nikt nie zostanie z tej komisji wyrzucony – prosiła Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mecie.
– Chcielibyśmy, żeby Podkomisja w tym kształcie, choć już parę osób zrezygnowało z prac w niej, dotrwała do końca badań, nawet jeśli podnosi jakieś wątpliwości. (…) Dopuśćmy wątpiących – dodała. Antoni Macierewicz zgodził się co do tego, jednakże i ta obietnica miała zostać niedotrzymana.
Z prac w Podkomisji został wykluczony Duńczyk Glenn Joergensen. Jak przekazuje gezeta.pl, dziś jest on największym krytykiem Macierewicza. W tygodniku "Sieci" zarzucił Macierewiczowi sabotowanie badań. Ponadto Magdalena Merta miała apelować, aby nie przywiązywać nadmiernej wagi do doniesień medialnych. Uderzyła przy tym głównie w "Gazetę Polską".
"GP" (ale też "Nasz Dziennik" związany z o. Tadeuszem Rydzykiem) – wspomina Merta – podawała choćby sensację, że oto po rozbiciu Tu-154M jeden z lecących nim funkcjonariuszy BOR miał dzwonić do żony i mówić ranny: "dzieją się tu rzeczy straszne". Wdowa po BOR-owcu wielokrotnie dementowała te rewelacje.
Antoni Macierewicz miał uderzyć też w rodziny smoleńskie twierdząc, że jeśli ktoś nie chce żadnego raportu – a rodziny nie chciały, żeby się ukazał w okolicach rocznicy, to działa w interesie Rosji. Rodziny miały regularnie spotykać się z podkomisją smoleńską, ale do tego nie doszło. Dziś oczekują audytu w jej sprawie oraz dymisji Macierewicza.