W tym miesiącu Łódź zaprasza na FashionPhilosophy Fashion Week Poland, 23. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier oraz Łódź Design. Dzieje się dużo. Do miasta cyklicznie przybywają designerzy, fashioniści, artyści, dziennikarze. Kilka dni spędzają w Łodzi, po czym większość z nich znika na wiele miesięcy. Co ma z tego miasto? I jaka właściwie jest Łódź?
– Nie ma jednej prawdy o Łodzi. To miasto pełne sprzeczności. Rozpadające się kamienice i patologia – oczywiście, myślę że każdy łodzianin to widzi. Ale z drugiej strony mamy tu mnóstwo młodych ludzi z pasją i energią – przekonuje Eliza Gaust, kulturoznawczyni, łodzianka, koordynatorka projektów kulturalnych.
Gaust wskazuje m.in. na inicjatywę „Łódź kreuje”, w ramach której aktywiści z miasta starają się odczarować negatywny wizerunek, który od lat mu towarzyszy. Kolejne doniesienia o gwałtach na głównych ulicach Łodzi, patologiach i sensacjach zdają się bardziej zwracać na siebie uwagę niż w przypadku innych polskich miast. Na Facebooku powstała nawet specjalna grupa, której członkowie wymieniają niesamowitymi historiami z miasta.
Nic dziwnego, Łódź bardzo dużo straciła po transformacji ustrojowej. Potęga tamtejszych fabryk szybko padła w zderzeniu z prawami wolnego rynku i kapitalizmu, który wdarł się do miasta. – Na przełomie lat 80. i 90. Łódź była pełna wydarzeń artystycznych, była centrum klubowym w Polsce. Wtedy łodzian nie dotknęła jeszcze transformacja i jej konsekwencje: fabryki działały, a mieszkańcy mieli pieniądze. Wierzę, że ten ferment jest możliwy do powtórzenia – mówi Kuba Wandachowicz, członek zespołu Cool Kids Of Death, współzałożyciel łódzkiego klubu DOM oraz uczestnik jednego z klipów nowej kampanii promocyjnej.
Miasto zdaje się widzieć problem i proponować rozwiązania. Festiwale, które odbywają się tam bardzo często, mają wykreować wizerunek nowoczesnego, artystycznego miejsca, czerpiącego ze swoich tradycji: szkoły filmowej i zakładów tekstylnych. – Łódź ma wiele przesłanek ku temu, żeby kreować, ale musiałaby się o to bardziej postarać, a tego nie robi. Obecna strategia rozwoju przemysłów kreatywnych jest de facto strategią promocyjną. Nie ma tam żadnych zapisów, które wspierałyby ich rozwój – komentuje Łukasz Biskupski, kulturoznawca i wiceprzewodniczący Łódzkiego Stowarzyszenia Inicjatyw Miejskich Topografie.
Mimo wielu trudności, biedy, zaniedbania i wszechobecnych w Łodzi frustracji i marazmu miasto walczy o dobre imię i nie rezygnuje ze swoich działań kulturalnych. – Każda wyższa uczelnia w Łodzi prowadzi minimum jeden duży projekt infrastrukturalny – potwierdza Michał Gruda, łódzki robotnik kultury. I wymienia: Politechnika Łódzka właśnie kończy wielki budynek nazwany Fabryką Inżynierów, Akademia Sztuki Pięknych właśnie wykańcza nowe wielkie skrzydło swojej uczelni, które będzie poświęcone modzie, Łódzka Szkoła Filmowa właśnie postawiła wielki nowy gmach w którym będą studia do pracy nad techniką 3D. – A to nie wszystko! – zaznacza Gruda.
"Ale ja się stąd nie ruszę, zrobię z tego grobu dom. Zostać muszę tu na zawsze bo od zawsze jestem stąd."
W czym leży problem Łodzi? Miasto inwestuje w sztukę i artystów, lecz zdaje się zapominać o tej najbliższej każdemu kulturze – osobistej. Tajemnicą poliszynela jest, że Łódź jest miastem niebezpiecznym, gdzie nietrudno zostać pobitym czy okradzionym. To zupełnie nie współgra z założeniami kreatywnego miasta i panującego w nim artystycznego fermentu, w którym można zasmakować na biletowanych lub zamkniętych imprezach. Gdy tam trwa zabawa i dyskusje, trzy przecznice dalej ktoś może potrzebować pomocy.
– Patologie swoje podstawy mają w problemach ekonomicznych mieszkańców. Na Piotrkowskiej można dostać wpier***, ale wszystko skądś się bierze. Ci młodzi ludzie nie mają pieniędzy i perspektyw, są sfrustrowani. To ludzie z nizin społecznych, do których te wydarzenia nie są adresowane – komentuje Wandachowicz.
Gruda inaczej widzi rolę imprez typu Fashion Week czy Łódź Design. – Rolą festiwali nie jest zmienianie otoczenia, a zmienianie myślenia ludzi przyjeżdżających. Jeśli mowa o modzie, o designie to pierwsze co ma ci przychodzić do głowy to Łódź. Jasne, że chciałoby się więcej ale wszystko rozbija się o pieniądze – mówi. – Poczekajmy jeszcze dwa, trzy lata i Łódź rozbłyśnie. Będzie się tu działo nie tylko od święta ale i na co dzień – dodaje pełen entuzjazmu.
Z Grudą zgadza się Eliza Gaust. – Takie duże imprezy o ogólnopolskim zasięgu są dla miasta ważne i budują jego markę. Tak jak Wrocław ma swoje Nowe Horyzonty, tak my mamy Design i fajnie, że nie jest to jedynie lokalna impreza, ale że stała się rozpoznawalna poza Łodzią – mówi.
Czy receptą pozostaje bierne czekanie, zapraszanie i zmienianie Łodzi na zewnątrz? Z własnego doświadczenia widzę, że to działa. Lecz czy to zmniejszy frustracje mieszkańców, da im godne zarobki i możliwość współuczestniczenia w festiwalach organizowanych przez ich miasta? Nie wydaje się to takie pewne.
Miasto samo kontynuuje model kapitalistyczny, który zwiększa przepaść dzielącą najbiedniejszych i najbogatszy. Oczywistym jest, że to ci drudzy mają na kulturę pieniądze i czas. Problemem Łodzi, coraz bardziej widocznym na ulicach, stają się festiwalowe oazy strzeżone przez ochroniarzy, z których uczestnicy wracają taksówkami do domu. Gdyby spytać się ich dlaczego, padają odpowiedzi: „ze strachu”. Festiwale miejskie nie zmniejszają obaw gości przed przemocą na Bałutach czy kradzieżami w tramwajach.
– Łódź została pozostawiona samej sobie i teraz stoją przed nią nowe wyzwania, z których chyba najważniejsze to odbudowa tożsamości miasta i mieszkańców. A nie jest to łatwe, bo wszystkie problemy, jakie występują w Polsce, tutaj występują pomnożone kilkakrotnie i jakoś nikt nie raczy tego zauważać. To bardzo wyraźnie odbija się na kulturze, która też jest w kryzysie – komentuje sytuację miasta Michał Gruda.
Aktywiści łódzcy są zgodni: sytuacja miasta nie jest łatwa. Widzą jednak światło w tunelu, które nie pozwala im wyjechać do bliskiej Warszawy, jak zrobiło to już wielu innych. – Dla mnie, jako człowieka kultury, najważniejszym łódzkim problemem jest słabość polityczna we wprowadzaniu zmian. Kluczowe w łódzkiej kulturze są konkursy na dyrektorów instytucji kultury. Instytucje to fundament kultury, zwłaszcza w dobie kryzysu ekonomicznego – mówi Łukasz Biskupski. – Powinno się je przeprowadzić między innymi w Muzeum Kinematografii i Miejskiej Galerii Sztuki. Ta ostatnia to taki łódzki odpowiednik Bunkra Sztuki z Krakowa. A słyszałeś o niej kiedyś? No właśnie – dodaje.