Jeden z portali śledczych opisał, jak przebiegała akcja rosyjskich agentów, którzy mieli udział w serii wybuchów w składzie amunicji w czeskich Vrbeticach, do których doszło 16 października 2014 roku. Dwóch szpiegów specjalnie się nie kryło. Mieli przystąpić do akcji pod własnymi nazwiskami.
Teraz portal śledczy Bellingcat.com dokładnie opisał przebieg akcji. Podał, że uczestniczyło w niej co najmniej sześciu agentów z jednostki rosyjskiego wywiadu GRU. Mieli oni kupić w październiku 2014 r. bilety na loty do miejscowości znajdujących się kilka godzin jazdy od czeskiego składu amunicji.
Jeden z agentów 11 października dotarł do Wiednia. Dwa dni później dołączył do niego dowódca grupy, Denis Sergeev. Ich dwaj towarzysze polecieli do Pragi. Wszyscy "pracowali" pod fałszywymi nazwiskami z wyjątkiem ostatniej dwójki, która pod własnymi nazwiskami udała się z pocztą dyplomatyczną do rosyjskiej ambasady w Budapeszcie.
Stamtąd dojechali do Vrbetic, które oddalone są od stolicy Węgier o 300 km (ok. 4 godziny jazdy samochodem). "Nie jest jeszcze jasne, kiedy i w jaki sposób zespół GRU dotarł do miejsca składowania amunicji w celu podłożenia materiałów wybuchowych" – podaje portal.
Wiadomo jednak, że kilka minut po eksplozji w fabryce amunicji dwóch agentów siedziało już w samolocie z Wiednia do Moskwy. Dwaj kolejni odlecieli kolejnym samolotem, podobnie jak dowódca grupy. Szósty agent wrócił do kraju dopiero 3 listopada.