Zapuścić korzenie nie jest łatwo, o czym wiedzą i ogrodnicy, i... imigranci. Te dwa świata łączy "Minari" – kameralna, chwytająca za serce i czuła historia o koreańskiej rodzinie, która przeprowadza się na farmę w Stanach Zjednoczonych. Nominowany do sześciu Oscarów amerykański film to kinowa perełka – obraz czuły i mądry, a zarazem zawadiacki i pełen humoru.
"Minari" jest nominowany do sześciu Oscarów 2021. Film ma szansę na nagrody w kategoriach: najlepszy film, aktor pierwszoplanowy (Steven Yeun), aktorka drugoplanowa (Yuh-Jung Youn), reżyser (Lee Isaac Chung), scenariusz oryginalny i muzyka
Amerykański film to kameralna opowieść o koreańskiej rodzinie, która w latach 80. przeprowadza się na farmę w Arkansas
"Minari" to małe arcydzieło i perełka wśród tegorocznych oscarowych filmów – to czuła, zawadiacka i mądra pochwała codzienności i historia o trudnej sztuce zapuszczania korzeni
Przekrój obrazów nominowanych do Oscara w najważniejszej kategorii – najlepszy film – jest w tym roku imponujący. "Obiecująca. Młoda. Kobieta" to zanurzony w czarnym humorze, bezkompromisowy kryminał o kobiecej zemście w kulturze gwałtu, "Nomadland" jest kameralnym quasi-dokumentem o współczesnych nomadach w Stanach Zjednoczonych, a "Sound of Metal" to obyczajowy dramat o społeczności Głuchych i odnajdywaniu się w nowej sytuacji życiowej.
Mamy jeszcze "Ojca" – historię cierpiącego na demencję starszego mężczyzny i opiekującej się nim córki oraz trzy zupełnie różne produkcje osadzone w historycznych kontekstach: "Proces Siódemki z Chicago" o głośnym konsekwencjach pokojowego protestu w 1968 roku, "Judas and the Black Messiah" o zabójstwie jednego z liderów Czarnych Panter Freda Hamptona oraz "Manka" o okolicznościach powstania scenariusza do słynnego dzieła filmowego "Obywatel Kane".
I jest jeszcze film na pierwszy rzut oka skrajnie różny od pozostałych kandydatów do Oscara – "Minari". Skromny dramat o koreańskich imigrantach na farmie w Arkansas można przegapić w grupie większych tytułów – całkowicie niesłusznie. To małe arcydzieło zasługuje na wszelkie oscarowe uznanie i nie ustępuje filmom z większym budżetem czy bardziej znaną obsadą.
Imigranci... jak warzywa
"Minari" Lee Isaaca Chunga to film amerykański, ale nietypowy. Większość dialogów jest bowiem w języku koreańskim, a to w kraju widzów, którzy nie znoszą czytać napisów, jest sporym wyzwaniem. Z tego powodu ten wyprodukowany w USA obraz został nominowany do Złotych Globów nie w kategorii "najlepszy dramat", ale "film nieanglojęzyczny", za co na Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej posypały się gromy.
Przyznająca Oscary Amerykańska Akademia Filmowa już nie popełniła tego błędu. Na całe szczęście, bo "Minari" paradoksalnie jest filmem bardzo amerykańskim. Marzenie o amerykańskim śnie, imigracja do Stanów Zjednoczonych i asymilacja w nowej ojczyźnie oraz trudy życia na farmie to doświadczenia Amerykanom nieobce.
Kameralny dramat to zainspirowana doświadczeniami reżysera Lee Isaaca Chunga opowieść o rodzinie Yi. Jacob (Steven Yeun) i Monica (Han Ye-ri), imigranci z Korei, przeprowadzają się z Kalifornii na farmę w Arkansas wraz z dwójką dzieci: Anne (Noel Kate Cho) i chorym na serce małym Davidem (Alan Kim). To tutaj Jacob chce ziścić swój amerykański sen: uprawiać koreańskie warzywa i sprzedawać je na amerykańskim rynku.
Początki nie są łatwe i to właśnie na budowaniu nowego życia w obcym miejscu skupia się "Minari". Podczas gdy dzieci czują się na wsi jak ryby w wodzie, ich rodzice zmagają się z problemami typowymi dla imigrantów (samotność, wyobcowanie, tęsknota za własną kulturą) i farmerów (brak wody do upraw warzyw, upały, duża konkurencja na rynku). Zapuszczanie korzeni – i w przypadku imigrantów w nowym kraju, i uprawy warzyw – nie jest łatwe, co "Minari" pokazuje bez zbędnej łopatologii.
Do rodziny wkrótce dołącza matka Moniki Soon-ja (Youn Yuh-jung), która niespodziewanie staje się łącznikiem między tym co stare a nowe. Energiczna starsza pani, do której nieufnie podchodzi David ("Nie zachowujesz się jak prawdziwa babcia!") zasiewa nad potokiem niedaleko domu minari, czyli pietruszkę japońską. – Wyrośnie wszędzie, gdzie się ją posadzi – mówi Soon-ja o roślinie, która staje się subtelnym symbolem imigracji i budowania domu na obcej ziemi.
Pochwała codzienności
W innych rękach "Minari" łatwo mogłoby się stać topornym, umoralniającym filmem o ciężkim losie imigrantów. Na szczęście nominowanego do Oscara reżysera Lee Isaaca Chunga to nie interesuje. Twórca woli skupić się na ludziach – ich doświadczeniu i przeżyciach, niż na Ważnych Tematach i Ważnych Problemach.
Jednak mimo że Chung opowiada małą i skromną historię, to robi to tak, że zawiera w niej całe piękno życia i wielkość istnienia – i to bez zadęcia jak w pompatycznym "Drzewie życia" Terrence'a Malicka. Dzięki wrażliwości i artyzmowi reżysera "Minari" staje się uniwersalną pochwałą codzienności. Nawet wieszanie huśtawki urasta tutaj do rangi zachwytów dnia codziennego.
"Minari" to czuła, kameralna i mądra opowieść o życiu, która bez zbędnego patosu, dramatu i romantyzmu pokazuje zarówno jego blaski, jak i cienie. Dzięki swoim własnym doświadczeniom Chung ukazuje sielskość dzieciństwa na wsi, ale ani go nie idealizuje, ani nie umoralnia. Interesuje go subtelna obserwacja, a nie ocena. Wszystko jest w porządku, bo to część życia – dowodzi, przedstawiając perypetie rodziny Yi.
Będzie Oscar dla "Minari"?
"Minari" budzi zachwyt i łapie za serce. Podczas seansu widz odczuwa ciepło i ból, radość i smutek, pełnię i samotność. To jednak zasługa nie tylko empatii Lee Isaaca Chunga i jego miłości do pięknej codzienności.
Małe arcydzieło, jakim jest oscarowe "Minari", buduje również natura uchwycona na znakomitych zdjęciach autorstwa Lachlana Milnego oraz nominowana do Oscara cudowna muzyka skomponowana przez Emilego Mosseriego. Dzięki nim klimat filmu jest sielski i rodzinny, a zarazem zawadiacki i pełen humoru.
I nie tylko dzięki nim. Siłą "Minari" są przede wszystkim aktorzy, a ci zasługują na wszelkie pochwały. Doskonały jest Steven Yeun ("Walking Dead") w roli ojca-idealisty, który musi stawić czoła trudom życia na farmie, a Alan Kim w roli jego syna to cudowne kinowe odkrycie. David, niepokorny kilkulatek, który nie ufa swojej babci i boi się śmierci z powodu choroby serca, to dusza tego filmu. Również Will Paton jako Paul, ekscentryczny sąsiad i pomocnik Jacob, jest świetny.
Jednak prawdziwy geniusz aktorski prezentuje słynna koreańska aktorka Yuh-Jung Youn. W roli nietypowej babci jest niezrównana – energiczna, żywa, ciepła, ale ostra i stanowcza. To ona – bazując na zakładach bukmacherskich i wcześniej otrzymanych nagrodach – ma największe szanse na tegorocznego Oscara w kategorii "najlepsza aktorka drugoplanowa". I zwyczajnie musi go dostać, bo to absolutnie genialna rola.
Czy "Minari" otrzyma więcej Oscarów, niż ten za rolę Yuh-Jung Youn? W starciu z faworytem jak "Nomadland" ma małe szanse, ale miejmy nadzieję, że ten cudowny, ciepły film zachwyci Amerykańską Akademię Filmową tak jak krytyków i widzów.
Transmisję uroczystości rozdania Oscarów będzie można obejrzeć na żywo, w nocy z niedzieli 25.04 na poniedziałek 26.04, o godzinie 2:00 tylko w CANAL+ PREMIUM oraz online na canalplus.com. Od 27 kwietnia do 17 maja skrót gali będzie dostępny na canaplus.com.