
Doktorant UW, któremu zarzucany jest gwałt na studentce, wystosował oficjalne i obszerne doświadczenie. Mężczyzna, który prezentuje screeny z rozmów z kobietą oraz zdjęcia mające służyć za dowody jego niewinności, twierdzi, że "atak Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego to lincz oparty na kłamstwie".
Doktorant UW odpowiada na oskarżenia
Doktorant Uniwersytetu Warszawskiego Marcin Kozak (mężczyzna ujawnił swoje dane) opublikował oświadczenie, w którym odnosi się do zarzucanych mu czynów (pełna treść dostępna tutaj):8 kwietnia o godzinie 11:00 Studencki Komitet Antyfaszystowski oskarżył mnie o brutalny gwałt na studentce, która się do nich zgłosiła. Nie przedstawił żadnych dowodów. Napisano dokładnie to: Marcin Kozak, doktorant na Wydziale "Artes Liberales" Uniwersytetu Warszawskiego, jest gwałcicielem. Wrzucano moje zdjęcia. Rozpoczęła się burza. Nikt nie pytał, czy to prawda. Mediami (w tym społecznościowymi) rządzą emocje i logika skandalu. Wiarygodność nie ma znaczenia.
Oświadczenie ws. gwałtu na studentce UW
Doktorant podkreśla, że ma zamiar przedstawić "więcej niż puste oskarżenia" i dowody. W obszernym i szczegółowym oświadczeniu zamieszcza m.in. screeny z rozmów ze studentką oskarżającą go o gwałt i zdjęcia z wyjazdu integracyjnego. W jego oświadczeniu czytamy:
1. Dziewczyna nazwana "Karoliną" nie zgłosiła się do SKA w lutym. Jest aktywną członkinią grupy od ponad pół roku.
2. Karolina koordynuje ataki Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego i kieruje działaniami w ramach wewnętrznej konwersacji o nazwie inspirowanej instytucjami stalinowskiego aparatu represji.
3. Nieformalnym liderem Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego jest aktualny partner Karoliny.
UW ws. gwałtu
"Każda wersja dla mediów różni się w znacznym stopniu. Po wycieku mojej linii obrony dla rektora UW zaczęła przedstawiać inne wersje w mediach. Wbrew doniesieniom medialnym Karolina nie jest i nie była moją studentką – nie istniała relacja władzy" – czytamy w oświadczeniu doktoranta.Czym jest callout?
"To nie pierwszy przypadek, gdy część lewicy tożsamościowej organizuje czystkę wobec wrogiego elementu w środowisku" – dodaje na koniec doktorant UW Marcin Kozak i opisuje zjawisko calloutu.
Na pewno nadanie rozgłosu sprawie przemocy seksualnej w środowiskach elitarnych zwróciło publiczną uwagę na ten problem i być może wzbudziło lęk u sprawców przemocy. Redaktorzy, profesorowie, reżyserzy, producenci, prezesi i menadżerowie nie czują się już bezkarni. Mają świadomość - molestowanie, mobbing czy gwałt mogą szybko zakończyć ich karierę. I dobrze.
Jednocześnie, czy możliwość tak gwałtownego i często nieodwracalnego niszczenia kariery i życia powinna być dostępna każdemu w sposób anonimowy? Wiele spraw opisywanych w calloutach nie zostało nigdy zgłoszonych żadnym instytucjom państwowym.(...)
Nie można jednak publicznego linczu traktować jako środek zamienny wobec zgłoszenia sprawy instytucjom. Powoli staje się to narzędzie zbyt łatwe, zbyt dostępne, a coraz częstsze jego nadużycia podkopują jego moc działania w sytuacjach prawdziwie awaryjnych gdy zaufanie wobec ofiar jest absolutnie kluczowe.