Czy papież obraża uczucia religijne katolików w Polsce? Nad tą kuriozalną kwestią zastanawia się teraz warszawska prokuratura. Poszło o słowa Franciszka "Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś” umieszczone na tęczowej fladze. Sprawę komentuje dla naTemat dr hab. Paweł Borecki, ekspert z dziedziny prawa wyznaniowego z Uniwersytetu Warszawskiego.
Anna Dryjańska: Jaka była pana pierwsza myśl, gdy usłyszał pan o śledztwie prokuratury?
Dr hab. Paweł Borecki: Pomyślałem, że to kompletny absurd. Jednocześnie nie zdziwiłem się – to kierunek, w którym jako państwo zmierzamy już od przynajmniej kilku lat. Prędzej czy później to musiało nastąpić.
"Przynajmniej”?
Ściganie ludzi z paragrafu o obrazę uczuć religijnych nasiliło się za rządów PiS, który sam się nazywa ugrupowaniem katolickim.
Szczególne wzmożenie obserwujemy od kilku miesięcy, odkąd kobiety protestują przeciwko zakazowi przerywania ciąży. Artykuł 196 kodeksu karnego jest narzędziem, za pomocą którego władza próbuje stłumić sprzeciw społeczny wobec swojej polityki.
Jednak art. 196 nie został wymyślony przez Prawo i Sprawiedliwość. Jeszcze zanim partia Jarosława Kaczyńskiego doszła do władzy, na mocy tych przepisów skazywano ludzi na ograniczenie wolności, zapadały też wyroki z zawieszeniu.
Za zgodne z Konstytucją przepisy te uznał Trybunał Konstytucyjny – a stało się to jeszcze przed przejęciem władzy przez PiS. Jeśli prokurator się uprze, a sąd zgodzi, za obrazę uczuć religijnych można nawet trafić do więzienia na 2 lata.
Formalnie jest to przestępstwo przeciw wolności sumienia i wyznania, które polega na publicznym znieważeniu przedmiotu lub miejsca kultu.
Jak to się ma do tęczowej flagi i cytatu "Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś”? Przecież żadna z tych rzeczy nie jest ani przedmiotem, ani miejscem kultu.
Według wykładni słownikowej oczywiście ma pani rację. By doszło do obrazy uczuć religijnych musiałoby chodzić o coś namacalnego: figurkę, obraz, rzeźbę, świątynię.
Jest jednak również inna wykładnia, rozszerzająca możliwość obrazy na sam podmiot czci, czyli bóstwo lub bóstwa. Zaznaczmy, że wiele osób nie wierzy w ich istnienie, są dla nimi postaciami fikcyjnymi, tak jak Harry Potter czy księżniczka Leia z „Gwiezdnych Wojen”.
Gdy władza przyjmuje taką interpretację, to mamy do czynienia z z kryminalizacją bluźnierstwa, co jest charakterystyczne dla państw wyznaniowych. W tym kierunku ciągną Polskę rządzący. Jest im tym łatwiej, że Sąd Najwyższy stwierdził, że sprawca obrazy uczuć religijnych nie musi działać z zamiarem bezpośrednim – wystarczy ewentualny.
Proszę to przełożyć na polski.
Jeśli ktoś robi coś chcąc dokuczyć katolikom czy muzułmanom, to mówimy o zamiarze bezpośrednim. Jednak skazana może być również osoba, która zrobiła coś z innych pobudek, mając świadomość, że być może obrazi to czyjeś uczucia związane z jakimś wyznaniem.
Problem w tym, że wrażliwość ludzka jest bardzo zróżnicowana, a kryteria uznania czegoś za obrazę uczuć religijnych bardzo nieostre. Wyroki nie powinny zapadać na podstawie domysłów, a tak niestety się dzieje.
Moment. Czy to znaczy, że mówiąc publicznie, iż jestem ateistką mogę być skazana za obrazę uczuć religijnych? Przecież jakiś wyznawca może się poczuć skrzywdzony moim brakiem wiary w jego lub jakiekolwiek bóstwo. To niedorzeczne!
Cóż, mogę tylko powiedzieć, że mam nadzieję, iż taka sprawa nie będzie przedmiotem śledztwa prokuratury. Nie mam jednak pewności, że tak się nie stanie.
Już dawno przekroczyliśmy granice absurdu, o czym świadczą czynności prokuratury ws. słów papieża na tęczowej fladze. Słów, które tak na marginesie, są bardzo pozytywne i wskazują na potrzebę samoakceptacji, tak ważnej dla każdego człowieka. Aż strach pomyśleć jak istotę wyższą wyobraża sobie osoba, która poczuła się tym obrażona.
Prokuratura dostała jednak doniesienie. Artykuł 196 kk istnieje, śledczy musieli coś z tym zrobić.
To "coś" mogło i powinno polegać na odmowie wszczęcia postępowania. Niestety śledczy przeznaczają czas i pieniądze na groźną farsę w czasie, gdy mogliby się zająć czymś pożytecznym.
W moim odczuciu nawet jeśli nie chcą robić afery z cytatu na tęczy, to są naciskani przez prokuratora Zbigniewa Ziobrę, który wypowiedział wojnę ludziom LGBT dla politycznych korzyści. To nie pierwszy przykład na to, że chce ograniczyć prawa nieheteronormatywnych obywateli Polski.
Przypomnę, że to właśnie prokurator generalny Ziobro ingerował w proces rejestracji Reformowanego Kościoła katolickiego, który udzielał ślubów – niewiążących prawnie – osobom tej samej płci. W efekcie to wyznanie nie jest uznane przez państwo, sprawa trafiła przed Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Mamy więc do czynienia z paradoksalną sytuacją, gdy Ziobro ogranicza wolność religijną po to, by uderzyć w ludzi LGBT, swojego kozła ofiarnego.
Art. 196 jest przydatnym, ale nie jedynym narzędziem w rękach integrystów katolickich na wojnie z osobami nieheteronormatywnymi i kobietami. Chodzi o to, by uciszyć głosy sprzeciwu wobec okrucieństwa władzy.
Wspomniał pan, że Trybunał Konstytucyjny uznał przepisy o obrazie uczuć religijnych ze zgodne z ustawą zasadniczą. Pamiętam to orzeczenie. Wydał je prof. Andrzej Rzepliński.
Podkreślam to by pokazać, że ograniczanie praw ateistów i wyznawców religii mniejszościowych w Polsce nie zaczęło się jesienią 2015 roku. Trybunał Konstytucyjny jeszcze przed dojściem PiS do władzy nie zachowywał bezstronności.
Tym samym sędziowie TK łamali konstytucyjny nakaz neutralności światopoglądowej państwa. Mur dzielący budynek Trybunału i posiadłość nuncjatury od początku III RP był zdecydowanie zbyt niski.
Może pan podać przykłady?
Zaczęło się w 1991 roku, gdy TK przyklepał wprowadzenie katechezy do szkół. Potem zabetonował zakaz przerywania niechcianej ciąży z przyczyn społecznych. Sędziowie TK spotkali się z Benedyktem XVI, a kilka lat później prof. Andrzej Rzepliński przyjął medal papieski.
Trybunał Konstytucyjny nie krył się z tym, że pozostaje pod wpływem doktryny katolickiej. Gdyby TK pod wodzą prof. Andrzeja Rzeplińskiego uznał "paragraf” o obrazie uczuć religijnych za niekonstytucyjny, dziś nie prowadzilibyśmy tej rozmowy.
I teraz mamy polowanie na czarownice?
Tak. Ale młot wykuli poprzednicy. Żyjemy w kraju absurdu, państwie topniejącej demokracji. Trzeba o tym grzmieć, nawet jeśli to wołanie na puszczy.
Jednocześnie należy pamiętać, że problem nie zaczął się wczoraj, tylko na początku transformacji. To ważne, by nie popełnić podobnych błędów w przyszłości.