Czasy dresu i piżamy odchodzą [*]. Nieśmiało wraca era umytych włosów, randek i wina w knajpie. Ile tak naprawdę kosztuje nas styl życia w wielkim mieście? Podlicza: minimalistka, instagramerka, intelektualistka, wyznawczyni zero-waste i dziewczyna bez stylu.
Popiersie Marka Hłaski znalazła w piekarniku. Dosłownie: otwiera piekarnik, a tam Hłasko. – Skąd Hłasko w piekarniku? – pyta właścicielkę mieszkania, a ona mówi, że to syn wyrzeźbił, choć jest lekarzem. Hłaskę schował w piekarniku, żeby się nie sfatygował przy przeprowadzce. – Ale on pani Hłaski nie odda.
Oczywiście, że odda. Pola Potasińska jest doktorantką w Instytucie Literatury Polskiej i wykładowczynią na Uniwersytecie Warszawskim, od młodości zakochaną w Agnieszce Osieckiej i polskiej powojennej bohemie, a jakby tego było mało, pisze doktorat, którego jednym z głównych bohaterów jest Marek Hłasko właśnie (jeszcze zanim został popiersiem w piekarniku syna).
W takiej sytuacji, co zrozumiałe, kupuje się Hłaskę razem z piekarnikiem i resztą mieszkania. I nawet przy pensji nauczycielki akademickiej (która już w dzieciństwie zaczyna składać oszczędności do glinianej skarbonki, a od miesięcy szuka bezskutecznie mieszkania w starym budownictwie), staje się w banku na rzęsach i dostaje kredyt. W ten sposób Pola zdobyła Marka Hłaskę na zawsze.
STYL: przedwojenna intelektualistka za 1000 PLN
Zdaniem Poli stylu życia nie można sobie wybrać. Przychodzisz na świat w pewnej konstrukcji społecznej, na którą psychologicznie jesteś do końca życia skazana. Oczywiście w trakcie młodzieńczego buntu chcesz całą tę strukturę wyrzucić przez okno, ale bunt mija. A sentyment wraca.
Ona wychowała się w warszawskim domu z 1928 roku, domu wielopokoleniowym.
To nie dziwi, bo od Poli promieniuje wizerunek intelektualistki. W jej szafie wiszą ubrania zgarnięte z dawnej szafy mamy, zdarzają się dodatki po babci. Nowe ciuchy kupuje tylko w sytuacji potrzeby nieuniknionej, zatem od roku pandemii nie kupiła nic. W ogóle lubi myśleć o sobie jak o kobiecie konkretnej i praktycznej. Dlatego płytki ze ściany w trakcie remontu przedwojennego mieszkania zerwała sama.
Teraz gdy remont dobiega końca, obiecuje sobie: nie zagracę. A to niełatwe, bo styl intelektualistki powojennej z fascynacją do okresu przedwojennego – ze stylem minimalistycznym się kłóci. – Na pewne wybory człowiek jest skazany. Jeżdżę na pchli targ do Czacza pod Poznaniem, przywożę meble do renowacji. Nie wydaję co miesiąc, raczej upatruję lampę, która bardzo mi się podoba, odkładam, a gdy odłożę – kupuję.
Czytaj także: Klątwa meblościanki i pałac na 40. metrach. Polacy remontują, powołując do życia kolejne koszmarki
I od słowa do słowa, gdzieś się pojawia na blacie karafka, w innym kącie patera kryształowa albo przedwojenne zdjęcie babci.
W jej mieszkaniu jest też ściana, na której spełni się marzenie: własna biblioteczka z półkami pod sufit. – Mam Kindla. To nie jest tak, że odrzucam nowoczesność. Ale często zdarza się, że gdy przeczytam na Kindlu książkę, która mi się szczególnie spodoba, później kupuję papierowy egzemplarz. To jest już choroba nieuleczalna.
Mimo wszystko, jak każdy świadomy nałogowiec, próbuje odwyku: teraz na książki stara się nie wydawać więcej niż 200 zł miesięcznie. Zwłaszcza odkąd musi spłacać kredyt. Jak się okazuje, kredyty są bardzo pomocne na książkowych odwykach.
Wino, kawa, teatr, kino, wino
Oszustką byłaby intelektualistka bez wina i wieczornej wymiany myśli z przyjaciółmi, zatem jedno i drugie w życiu Poli przyszło organicznie. – Idealny dzień przyjemności to spacer, dobra kawa, coś słodkiego (kocham wzdychać do ciastek z Lukullusa), obiad, potem chętnie kino albo teatr, i na koniec knajpa, wino. Oczywiście w towarzystwie.
Na taki dzień idealny wydaje około 200 zł, ale jak to bywa z ideałami, zdarzają się zdecydowanie zbyt rzadko. Częściej spontaniczne wypady po pracy ze znajomymi do kina albo na pizzę, wystawę, szybkie wino (około 500 zł miesięcznie). Pola jest także herbatoholiczką i kawoholiczką.
– Co 2-3 miesiące idzie mi stówka na samą herbatę do domu, paczka dobrej kawy to 50 zł, nie licząc akcesoriów do parzenia (filiżanki, czajniczki, dzbanki). Jakby te wydatki ująć herbacianie, będzie około 100 zł miesięcznie – podlicza. Wino kupuje w dyskontach, średnio wydaje na nie około 100 zł w miesiącu.
Kino minimum raz w miesiącu, teatr podobnie, ale przeważnie na wejściówki albo tylnym wejściem, dzięki swoim artystycznym konszachtom. Wystawy w dni darmowe (czyli kultura około 100 zł miesięcznie).
W sumie na styl życia przedwojenno-powojennej intelektualistki w Warszawie XXI wieku Pola wydaje co miesiąc (bez wydatków nadprogramowych i podróży) około tysiąca złotych.
STYL: zero waste za 250-400 PLN
Naje się za 150 zł. Miesięcznie. A czasem, nawet gdy robi "zupę ze śmietnika", nagotuje za dużo i zostanie dla innych.
Pierwsze wyjście "na śmieci" miała w sierpniu 2016 roku. To działa tak: idziesz na bazarek tuż przed zamknięciem. Część owoców i warzyw kupisz za złotówkę. Niektórzy sprzedawcy zostawiają pełne skrzynki w dyskretnym miejscu na boku, żeby służby nie wlepiły im kary za rozdawanie jedzenia – wtedy bierze się darmo. Inni wyrzucają niesprzedane warzywa do kubłów na śmieci. - Ale mnie wzięcie kalafiora czy ziemniaka z kubła warzyw nie brzydzi – mówi Maja.
W sklepie dokupuje niezbędne dodatki: przyprawy, jogurt. Są też zachcianki. - Dziś wypiłam sok pomarańczowy.
Ostatni raz w sklepie z ubraniami była zeszłego lata. Kupiła skarpetki.
Materac za dwa wegańskie burrito
Maja ma 25 lat. Wynajmuje pokój w centrum Warszawy. Żyje w stylu zero weste, jest vege, jest eko. Kilka pomarańczy w siatce plastikowej jeszcze zrozumie, ale ogórek w folii ją przeraża. – On jest przecież sam jeden! – denerwuje się. – A kiedyś widziałam w markecie pokrojone ziemniaki na tacce, zapakowane jak mięso mielone - wzdycha. - Rośliny kocham, ludzi nienawidzę.
Zwierząt nie je, bo w dzieciństwie miała gąsiora. Alfonsik lub Alfredzik, imienia nie jest pewna. Gąsior był jej najlepszym przyjacielem i choć tata Mai twierdzi, że zniknął po dwóch tygodniach, ona zapamiętała, że przyjaźnili się co najmniej dwa lata. Dalsze losy Alfonsika lub Alfredzika nie są znane.
Niemal wszystkie przedmioty, którymi się otacza, są z drugiej ręki: ubrania z lumpeksu, meble ze śmietnika. - To wyciągnęłam przedwczoraj - przesyła mi zdjęcie białego, drewnianego stoliczka nocnego. Ktoś mu nogę urwał i wrzucił do kontenera na plastik. Ona zaniosła do pokoju, umyła i postawiła na stosie książek, żeby się nie chwiał. – Nie zbieram mebli, ale uznałam, że stoliczek nocny mi się należy – uważa.
Poza nim ma w pokoju biurko, które też znalazła kiedyś w kontenerze, maszynę do pisania, którą odziedziczyła po zmarłym dziadku, jedną ogromną walizkę z ubraniami i materac, który dostała przez grupę "Uwaga, śmieciarka jedzie". – Kosztował mnie dwa wegańskie burrito.
Ma jeszcze transporter dla adoptowanego kota. Utrzymanie kota kosztuje ją praktycznie tyle, co jedzenie dla siebie (kot: 100 zł miesięcznie).
Kwiaty lubi. Sadzonki bierze od znajomych, czasem kupi. Czasem znajdzie porzucone na śmietniku, na przykład, gdy najdzie ją na segregację w imieniu sąsiadów, dla których kolor kubła nie ma znaczenia.
Kiedyś kupowała dużo książek w antykwariatach. Większość oddała. – Rzeczy zakotwiczają – tłumaczy. Pokój w centrum Warszawy wynajmuje za tysiąc zł. Woli uczciwą świadomość tymczasowości, w której żyje. Do wynajmowanego pokoju nie chce się przywiązywać.
Gdy robię obiad "ze śmietnika", czuje się dobrze
Na terapię Maja wydaje 600 zł miesięcznie, dla niej to najważniejsza inwestycja w siebie. – Na dłuższą metę to ważniejsze, niż kupowanie sobie szmat – mówi. W poszukiwaniu endorfin chciała zapisać się na boks, ale nie było miejsc, więc tańczy voguing, czyli stylizowany taniec nowoczesny wywodzący się z nowojorskich środowisk LGBT. Za kurs płaci 150 zł miesięcznie.
Kiedyś Maja pracowała przy produkcji filmów, teraz zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi. Zarabia 2 tys. zł, żyje od pierwszego do pierwszego. Gdy decyduje się na nadgodziny i zarobi więcej, może wydać na kulturę i sztukę (150 zł miesięcznie, bo wiele wydarzeń w Warszawie jest za darmo).
Pytam, dlaczego wybrała taki sposób na życie.
– Gry pracowałam siedem dni w tygodniu po 10 godzin, zarabiałam więcej, ale doszłam do granic wytrzymałości – odpowiada. – Któregoś dnia koleżanka zawiozła mnie do szpitala, nie mogłam się ruszać. Po wyjściu ze szpitala musiałam zmienić sposób funkcjonowania. Wydaję 100 proc. tego, co zarobię, ale wykorzystuję 50 proc. swojej energii. Dzięki temu mam ochotę chodzić do pracy i żyć po pracy.
STYL: miejska minimalistka za 1100 PLN
Nie ma bibelotów. Nie ma pawlaczy, podejrzanych skrytek za zasłonką (i zasłonek też nie ma). Nie ma niepotrzebnych ubrań, kosmetyków, biżuterii, butów, które na pewno kiedyś ubierze (nie, nie ubierze). Nie ma dziwnych "przydasi". Nie ma przedmiotów zapomnianego pochodzenia, które walają się w szufladach wstydu, bo na pewno kiedyś się zajrzy i sprzątnie.
Na białych ścianach jej mieszkania na warszawskim Ursynowie wisi jeden przemyślany obraz. W sprawie plakatu Ryszarda Kai z serii "polski plakat turystyczny", odbyła z mężem poważną rozmowę. Plakat zniknął. Nietrafionych prezentów pozbywa się od ręki, o czym wiedzą znajomi i rodzina, więc dopytają trzy razy, zanim coś kupią.
– Nie cierpię nadmiaru – stwierdza Asia, w trzech słowach zamykając swój minimalistyczny styl. – Gdy kupuję nowe, sprzedaję stare. Czuję się wtedy, jakbym schudła 10 kilo. Może to delikatne zaburzenie, ale gdy mam za dużo, to czuję, że się duszę. Od dziecka wszystko chowałam w domu rodzinnym, a później były awantury, że znikło.
Na Powiślu: Londyn i Maroko
Asia ma dwie słabości: ceramikę i książki. Na każdą wydaje miesięcznie około 300 zł. Ceramika jest dla niej jedną z najpiękniejszych form sztuki finansowo dostępnej: możesz pić z niej, jeść i się zachwycać. Tu Asia potrafi swój minimalizm nagiąć.
– Ostatnio robiłam zakupy w malutkim sklepie na Powiślu (Nomad Warsaw), który ściąga unikatową ceramikę z całego świata. Dociera do lokalnych manufaktur. Miałam lepszy moment finansowy, więc mogłam wydać tysiąc złotych na świecznik z Maroka, dwa małe wazoniki artystki z Londynu, którą wcześniej obserwowałam na Insta i paterę na owoce, też z Maroka. Teraz pewnie przez dwa-trzy miesiące nie kupię niczego. To moja przyjemność – nie nowa bluzka, czy zabieg u kosmetyczki. Szkoda mi pieniędzy na coś przemijalnego.
Sama też zapisała się kiedyś na lekcje z ceramiki (sześć godzin kursu w Galerii Ochry na Żoliborzu za 300 zł). Lubi samorozwój, więc zwykle po pracy chodzi na jakieś zajęcia dodatkowe: kurs scenopisarstwa, kurs włoskiego. Średnio miesięcznie na samorozwój wydaje 100-150 zł.
Ciuchy i kosmetyki to dla niej konieczność. W trakcie pandemii wyprzedała pół szafy (ubrania męża również zaatakowała); lubi polskie marki, proste ubrania, dobry gatunek tkanin i tak, żeby wszystko do siebie pasowało. W makijaż nie inwestuje. – Nie mam cierpliwości, żeby się tego uczyć.
Inwestuje za to w książki, poza ceramiką to jej druga pasja. W dużym pokoju na białych półkach w głębi ściany ciągną się równo poukładane grzbiety, na sekretarzyku wyeksponowała najstarszą serię Czytelnika, "Nike".
Na książki stara się wydać nie więcej niż 300 zł miesięcznie. Odkąd odkryła, że na OLX i Vinted można kupić nowości za 10 zł, zmieszczenie się w 300 zł przychodzi jej o wiele łatwiej. - Ogólnie myślę, że kupiłam już książki na kolejne 30 lat życia – podlicza.
Klatka schodowa, chemex, obiad z bazarku
Ponieważ Asia od przedmiotów woli przeżycia, w jej styl wpisują się weekendowe wyjazdy za miasto. Uwielbia jeździć po Polsce, a im mniejsza wieś, tym lepiej. – Szukamy z mężem agroturystyki przez Instagram. Z kolei w miastach odwiedzamy niszowe stadiony (zajawka męża) i ciekawe architektonicznie klatki schodowe (moja zajawka).
W restauracjach je rzadko, maksymalnie raz w tygodniu. Na mieście wolą z mężem kupić sobie drobną przyjemność niż wystawną kolację (jedzenie na mieście: około 300 zł miesięcznie). –Jeśli chodzi o jedzenie w domu, nie jesteśmy wysublimowani. Żyjemy prosto. Gotujemy z produktów dostępnych w dyskontach i na bazarku. Nie szukamy egzotycznych składników, nie musimy jeść bio. Wystarczy, żeby było lokalnie – mówi Asia.
– Nie otaczamy się super gadżetami do gotowania, z hiptserskich przedmiotów mam chemex (około 200 zł), który dostałam pod choinkę. Staram się nie wpaść w pułapkę przedmiotów, które będą mnie później definiowały – tłumaczy.
Ale kino jest ważne, Asia mogłaby siedzieć ciurkiem przez kilka seansów, tym bardziej, że ma darmowe wejściówki z pracy. Teatr zdecydowanie rzadziej. – Nieczęsto trafiam na sztukę, która mnie poruszy. Kino, obraz przemawia do mnie lepiej.
W sumie na swój minimalistyczny, miejski styl życia (ze słabością do literatury i ceramiki), wydaje około 1050-1110 zł miesięcznie.
STYL: włoska instagramerka za 2700 PLN
Zaczyna się typowo: młoda dziennikarka poznaje pięknego Włocha i do Rzymu przeprowadza się z miłości. Uwielbia fotografię, więc od razu zaczyna robić zdjęcia nowej rzeczywistości, która każdego dnia zachwyca. Zdjęcia wrzuca na Instagram, konto zakłada od razu po przeprowadzce do Rzymu w 2014 roku.
Profil prowadzi konsekwentnie: pastelowe kolory, subtelne kadry, dodatki luksusowe. Widać, że mieszka w Rzymie, że rano chodzi na spacery, że lubi kawę, modę, kwiaty i słodycze. Każde zdjęcie wygląda perfekcyjnie.
– Oczywiście, że całe moje życie tak nie wygląda, to ładny wycinek rzeczywistości, który jest odzwierciedleniem mojej estetyki. Instagram, mimo że jest krytykowany za kreowanie bajkowości, pomaga mi doceniać drobiazgi. Odnajdywać ładne elementy codzienności. Dzięki zdjęciom nauczyłam się dostrzegać sezonowość, jestem bardziej uważna na detale – tłumaczy.
Prowadzenie konta stało się organiczną częścią stylu życia Magdy. Codziennie na zrobienie i wrzucenie zdjęcia oraz rozmowy z obserwatorkami, poświęca 2-3 godziny. Czasem, gdy potrzebuje zrobić sobie wolne od mediów społecznościowych, gromadzi zdjęcia na zapas.
– Wychodzi spontanicznie. Jasne, gdy robię zdjęcie kawy, to położę obok kwiatki, żeby ładniej wyglądało, ale nie kupuję tych kwiatków specjalnie, żeby mieć je na zdjęciu. Podobnie z ubraniami. Są instagramerki, które kompletują garderobę pod kadry na Instagramie, kupują akcesoria pod Insta, ale nie ja – przekonuje.
Jeśli chodzi o buty i ubrania, marki nie są ważne. Inaczej jest z dodatkami: torebka to inwestycja. Szuka wymarzonego modelu, odkłada pieniądze i robi sobie prezent, czasem dorzucą się znajomi, partner, czasem rodzina.
Taka torebka to wydatek kilku tysięcy złotych raz w roku, ale często dzielony na kilka osób. Na ubrania i dodatki wydaje średnio 400-500 zł miesięcznie.
Włoskie aperitivo i toskańska wieś
Jednym z ulubionych zajęć Magdy jest pieczenie: nie generuje wielkich kosztów, na Instagramie wygląda dobrze, a po zrobieniu zdjęcia, można jeść.
Raz w tygodniu robi sobie przyjemność i zaczyna dzień od śniadania na mieście (około 100 zł miesięcznie), w weekend obowiązkowo włoskie aperitivo (około 200 zł miesięcznie). Uwielbia świeże kwiaty, więc kupuje bukiet do domu średnio trzy razy w tygodniu. – Niestety na kwiaty wydaję sporo, we Włoszech kosztują więcej niż w Polsce. Za bukiet trzeba zapłacić około 30 euro (około 400 zł miesięcznie).
– Staram się inwestować w dobre kosmetyki, dbam o cerę. Miewam barterowe współpracę, wtedy kosmetyki dostaję za darmo, ale to i tak średni wydatek około 200 zł miesięcznie.
Na wystawy chodzi raz w miesiącu, kino 2-3 razy (około 250 zł miesięcznie). Monografie, biografie, książki o astronomii Magda kupuje regularnie, ale nie hurtowo – we Włoszech to większy wydatek, niż w Polce (maksymalnie 50 euro miesięcznie). W sumie na kulturę wydaje co miesiąc około 500 zł.
Nie ma włoskiego stylu życia bez weekendowych wycieczek. Jej zdarza się szukać "instagramowych" miejsc na nocleg, które będą ciekawe, nowe, a przy okazji ładne na fotografii. To może być wypad na toskańską wieś na wzgórzach, może być Umbria, wyjazd w Apeniny, Florencja, Mediolan. Koszt takiego wyjazdu to średnio 1-1,2 tys. zł za dwa dni od osoby.
W sumie styl życia Magdy kosztuje ją 2,5-2,7 tys. zł miesięcznie.
STYL: styl życia znudzony stylem życia za 1800 PLN
Na piwo wyjdzie jej ze 200 zł miesięcznie, ale zaznacza, że taniego nie pije. Papierosy – 300 zł. Nie jest z tych nałogów dumna, ale cóż.
Antonina kiedyś widziałaby się w stylu życia klasycznym. Teraz kończy 30 lat i swój styl życia opisuje: "lifestyle znudzony lifestylem". – Owszem, mogłabym być modną dziewczyną, fanką designu i intelektualistką, ale już mi się nie chce. Ten styl życia trzeba jakoś pielęgnować, a ja się rzucam do gotowania, czytania, sprzątania, sadzenia kwiatów i nic na dłuższą metę z tego nie wychodzi. Choć mam chęci – podkreśla.
Lustro, które wisi w sypialni, wybierała najpierw dwa wieczory w designerskich sklepach, w końcu poszła do marketu budowlanego i kupiła podobne dużo taniej.
Nie chce mi się mieć stylu życia
Co jakiś czas nachodzi ją, że jak ciuchy, to tylko polskie marki. Później dochodzi do wniosku, że jej nie stać i kończy się na lumpach i lepszych sieciówkach. (300-400 zł miesięcznie). Kosmetyki koło 3 stów, z markowych interesuje ją wyłącznie podkład i perfumy, i dobre mydło do ciała. Eyeliner może być za 13 zł.
Jak ją najdzie, kupi dwie książki miesięcznie (około 80 zł), aspiruje do zakupu albumów, ale te przyzwoite kosztują od 150 zł, więc szkoda kasy. – Album miesięcznie, to byłoby dobre postanowienie... – zastanawia się.
Kiedyś czytała po angielsku i włosku, do tego chciałaby wrócić. Na razie ta wizja za bardzo ją stresuje.
Chodzi do warszawskich knajp ze średniej półki: dobra pizzeria, tajskie jedzenie, wietnamskie. Czasami obiad za 80 zł, z ciekawości. W pandemii coraz częściej bar mleczny z obiadem za 25 zł (miesięcznie około 500 zł). I ważny jest pies, na psie nie oszczędza: jedzenie za 3 stówy miesięcznie. – Byle czym dziecka karmić nie będę – kwituje.
Zdaniem Antoniny w rozmowie o stylu życia kluczowy jest "czas lub hajs", a Antoninie aktualnie brakuje jednego i drugiego.
Na życie bez stylu życia Antonina wydaje około 1800 zł miesięcznie.
Inspiruje się stylem życia przedwojennej intelektualistki
"Była obszerna biblioteczka, stare meble, bibeloty, cepelia. Gdy dorastałam, kolekcjonowałam w sobie przeżycia i postaci, które mi się spodobały. Dzięki miłości do Osieckiej poznałam kulturę i literaturę powojenną: Przybora, Hłasko, Tyrmand, Abramow-Newerly, Konwicki. Z tego wykluła się cała moja droga edukacji, fascynacje, zawód. Z żyjącymi twórcami Studenckiego Teatru Satyryków spotykam się u Bliklego przy pl. Wilsona. Czuję się dobrze w ich towarzystwie, oni chyba w moim także."
Maja
Wybrała styl życia w zgodzie z ekologią i zero-waste
"Ze swoim zero-waste i szacunkiem dla ziemi czuję się na maksa dobrze. Im mniej udaje mi się wydać pieniędzy, tym bardziej jestem z siebie dumna. Kiedyś kupiłam płaszcz za 1 zł w lumpie i to jest płaszcz, który dostaje najwięcej komplementów. Jeśli kupiłabym go za 2 stówy, nie byłabym z siebie tak zadowolona. Gdy robię obiad "ze śmietnika" i chodzę zbierać żarcie po zamknięciu bazarków, nie czuję stygmatyzacji społecznej. Nie wstydzę się. Zaczęłam to robić z wyboru, uznałam, że wypieprzanie do kosza takich ilości jedzenia jest niedopuszczalne. To podejście nie zmieni się, nawet gdy będę zarabiała więcej."
Asia
Jest miejską minimalistką, chętnie korzysta z oferty kulturalnej miasta
"Mój dzień idealny: wychodzę z mężem i czerpiemy miasto. Wystawa, miła kawa, siedzimy z gazetką, na koniec kino albo event kulturowy. Taki dzień kojarzy mi się z błogim relaksem. To mój styl weekendowy przed pandemią. W ciągu ostatniego roku trochę się zamknęliśmy, ale czuję, że to znów wraca."
Magda
Prowadzi konto na Instagramie od 2014 roku. Mieszka w Rzymie
"Na 30 urodziny dostałam torebkę od Chanel, moje marzenie. Nie interesuje mnie chwalenie się metką przed znajomymi. Fascynuje mnie historia mody, dla mnie dodatki od Diora, Chanel, Louisa Vuitton, Michaela Korsa, to część pasji. I inwestycja: torebkę od Chanel będę nosiła latami."
Antonina
Postanowiła prowadzić styl życia znudzony stylem życia
"Na studiach miałam dość mocno zdefiniowany styl, bo się zajmowałam szukaniem pasujących do mnie koncepcji siebie, ciuchów, poduszek, dupereli, książek po antykwariatach. Teraz przeglądam internet, patrzę – tanie? Okej, to zapraszam! Nie chce mi się celebrować stylu życia, wolę se żyć."