
Zgodnie z konstytucją wybory na prezydenta Polski miały odbyć się między 75. a 100. dniem przed końcem kadencji urzędującej głowy państwa tj. między 27 kwietnia a 22 maja 2020 r. Świat walczył wtedy z pandemią, w Polsce trwał lockdown, Polacy obwiali się o swoje zdrowie i życie, a większość instytucji było zamkniętych.
Jak doszło do kopertowych wyborów?
Rok temu, 10 maja 2020 roku, miała odbyć się pierwsza tura wyborów korespondencyjnych. Za ich organizację odpowiadała Poczta Polska, pod nadzorem Ministerstwa Aktywów Państwowych z Jackiem Sasinem na czele. Działa on na podstawie rozporządzeń Prezesa Rady Ministrów z 16 kwietnia 2020 roku. Jak wynika z kontroli Najwyższej Izby Kontroli szef rządu wydał tę decyzję, wiedząc, że przeprowadzenie wyborów w tej formie będą niezgodne z prawem.Rola Morawieckiego i Dworczyka
Pod koniec kwietnia portal Onet powołując się na źródła zbliżone do NIK, ujawnił jakimi informacjami dysponuje Najwyższa Izba Kontroli po audycie wyborów kopertowych. Według doniesień ciężar odpowiedzialności leży nie na Ministerstwie Aktywów Państwowych, lecz Kancelarii Premiera.W wielkim skrócie: Przybysz (do niedawna szefowej departamentu prawnego KPRM) w siedmiostronicowej analizie stwierdza, że premier nie może nakazać Pocznie Polskiej organizowania wyborów, a jeśli podejmie taką decyzję, to musi liczyć się z odpowiedzialnością karną, odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu, upadkiem rządu i osobistą odpowiedzialnością finansową.
Presja z ulicy Nowogrodzkiej
Jak wynika z dokumentów, które zgromadził Onet, zanim premier wydał decyzje, których nakazał PWPW i Poczcie Polskiej przygotowanie pakietów do głosowania korespondencyjnego, wziął udział w spotkaniu na Nowogrodzkiej. Według Onetu Morawiecki przedstawił na tym spotkaniu kierownictwu PiS, w tym Jarosławowi Kaczyńskiemu, druzgocące nieformalne wyniki ekspertyz, z których wynikało, że organizacja wyborów kopertowych będzie niezgodna z prawem i może doprowadzić do ich unieważnienia, a także postawienia szefa rządu przed Trybunałem Stanu.Blokada wyborów
Jeszcze zanim premier Morawiecki wydał rozporządzenie, politycy opozycji przyjęli bierny opór i zdecydowali się zablokować uchwalenie ustawy "o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów". Projekt utknął w Senacie, gdzie opozycja ma większość, aż do 5 maja. Wszystko po to, aby wybory nie doszły do skutku.Przygotowania wyborów trwały w najlepsze
Choć ustawy nie było, to PiS oraz władze Poczty Polskiej przygotowywały się do organizacji wyborów. W kwietniu media informowały, że trwa już druk kart wyborczych. Minister Sasin podkreślał, że działał na podstawie dwóch decyzji Prezesa Rady Ministrów z 16 kwietnia 2020, w których nakazał PWPW i Poczcie Polskiej druk i przygotowanie dystrybucji pakietów do głosowania korespondencyjnego.Układ Jarosławów
Spór o przeprowadzenie wyborów toczył się również w koalicji rządzącej. Kopertowych wyborów nie chciał Jarosław Gowin. Ostatecznie 6 maja Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin doszli do kompromisu. Polegał on na tym, że Sąd Najwyższy miał unieważnić głosowanie 10 maja, a w ciągu 30 dni miały zostać rozpisane nowe wybory.Ile kosztowały wybory, których nie było?
26 maja 2020 został opublikowany artykuł, w którym dziennikarz TVN Szymon Jadczak przedstawił dokumenty, z których wynikało, że majowe wybory kosztowały budżet państwa dokładnie 68 896 820 złotych. Jadczak za ten artykuł został nagrodzony Grand Pressem w kategorii “News”.Dokładnej kwoty nie pamiętam, [poczta wydała] około 70 mln (...) Polski podatnik płaci za wybory. Każde wybory. Demokracja kosztuje.