Mówią o niej: najbardziej kontrowersyjna posłanka. Żukowska dla naTemat: naraziłam się wielu osobom
Żaneta Gotowalska
11 maja 2021, 12:38·10 minut czytania
Publikacja artykułu: 11 maja 2021, 12:38
Przez wielu uważana jest za jedną z najbardziej kontrowersyjnych posłanek tej kadencji. Wchodzi w spory twitterowe, których nie odpuszcza, dopóki nie dowiedzie swoich racji. Do tego, jako posłanka Lewicy, chodzi do TVP, co dla wielu jest krytyczne samo w sobie. – Naraziłam się na pewno wielu osobom – mówi w rozmowie z naTemat Anna Maria Żukowska.
Reklama.
Anna Maria Żukowska określana jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych posłanek tej kadencji Sejmu. W ławach parlamentarnych zasiadła w 2019 roku, zdobywając niespełna 19 tysięcy głosów. Od tego czasu, bez żadnych kompleksów, buduje swoją pozycję polityczną. Przed dwoma laty wraz z Hanną Gill-Piątek przełamały tabu i powiedziały głośno o swojej orientacji seksualnej. Polityczki pojawiły się na okładce "Repliki", trzymając się za ręce.
W styczniu 2021 roku Żukowska złożyła rezygnację ze stanowiska rzeczniczki prasowej, co było następstwem przyjęcia przez zarząd tej partii uchwały zakazującej łączenia tej funkcji z wykonywaniem mandatu poselskiego.
Posłanka Żukowska słynie ze swojej aktywności na Twitterze. Jej konto obserwuje ponad 24 tysiące osób. Na tym portalu społecznościowym nie boi się wchodzić w ostre dyskusje zarówno z osobami publicznymi, jak i wyborcami.
Ma cięty język i jest kobietą - to dla wielu kombinacja nie do przyjęcia.
Nie boi się ostro odpowiadać politykom z każdej formacji, ostatnio weszła m.in. w dyskusję z Bartłomiejem Sienkiewiczem, z którego drwiła w temacie bycia "anty-PiSem".
Posłanka Magdalena Filiks skomentowała wówczas: "Uwielbiam oglądać takie konfrontacje. Pół wagi piórkowej biega wokół zawodnika wagi ciężkiej i wrzeszczy. Bo tylko wrzeszczeć potrafi".
Posłanka, mimo przynależności do Lewicy, pojawia się też w TVP, co wielu uważa za kolejny powód do krytyki. Kiedy jeden z komentujących na Twitterze napisał: "Awans Żukowskiej do TVP to pewnie już tylko kwestia czasu. Kogo godnie tam zastąpić?", odpowiedziała: "Kurskiego".
Scheuring-Wielgus: kobietom cały czas się coś zarzuca
Joanna Scheuring-Wielgus mówi: Anka jest bardzo pracowitą osobą. – Nie jest dla mnie osobą kontrowersyjną, tylko stanowczą i odważną. Uważam, że w Polsce jest przeświadczenie, że jeżeli kobieta powie coś, co jest konkretne, zawsze przyczepia się jej łatkę, że jest radykalna, kontrowersyjna, niezrównoważona, że się nie nadaje do polityki. Gdyby pod wpisami posłanki Żukowskiej był mężczyzna, nigdy nie byłoby takich określeń – podkreśla.
– Anka jest aktywna na Twitterze, wywala kawę na ławę. Ale nie jest osobą, która wyzywa kogoś od zdrajców, głupków. Nie używa określeń, które według mnie są skandaliczne, jak wypowiedź Radka Sikorskiego, który mówi o Pakcie Ribbentrop–Mołotow. U mężczyzn wszystko uchodzi płazem, ale cokolwiek by nie zrobiła kobieta, zawsze dostaje cięgi – zaznacza posłanka Lewicy.
– Mamy same stanowcze kobiety na Lewicy. My po prostu jesteśmy jakieś i to wielu osobom nie pasuje. Pojawiają się głosy: to są te radykałki z Lewicy, wariatki, kontrowersyjne osoby – mówi.
"W każdym pośle i posłance jest taka Żukowska"
– Mam wrażenie, że są dwie posłanki Żukowskie – mówi mi jeden z posłów Koalicji Obywatelskiej, który chciał zachować anonimowość. – Jest ta Żukowska znana z Twittera, z pazurem, wchodząca w spory, asertywna, siłująca się ze swoimi adwersarzami. A druga posłanka Żukowska, która jest bardzo sympatyczna i serdeczna. To są dwie twarze. Na żywo potrafi być bardzo miła, a na Twitterze wojuje. Jak Dr Jekyll i Mr Hyde - dodaje.
I podkreśla: "Każdy mój kontakt z nią, bezpośrednio, był merytoryczny i kulturalny". – Emocje i pazur pojawiają się, kiedy pojawia się widownia, np. kiedy dużo osób to widzi na Twitterze czy na mównicy sejmowej. To nie dotyczy tylko posłanki Żukowskiej, to szersze zjawisko - zaznacza.
– Wielu politykom i polityczkom wydaje się, że kiedy próbują popisywać się medialnie, to na tym polega polityka. W sytuacji zagrożeń jak autorytarna władza, większość wyborców opozycyjnych oczekuje współpracy, a nie ringu bokserskiego – mówi.
Śmiszek: Żukowska nie bierze jeńców
– Anna Maria Żukowska to polityczka, która nie bierze jeńców. Szczególnie w mediach społecznościowych. To, co w sercu, to na dłoni. Mówi to, co myśli. Wierzy głęboko w to, co mówi – mówi mi poseł Krzysztof Śmiszek z Lewicy.
W jego ocenie posłanka "jest nieprzejednaną bojowniczką twitterową". – To, co mnie zawsze w niej fascynuje to to, czego ja nie mam. Na Twitterze walczy o swoje racje. Ja dla świętego spokoju odpuszczam i nie ciągnę debat twitterowych, kiedy nie można z kimś rozmawiać. A posłanka Żukowska to socialowe zwierzę i walczy do ostatniego wpisu – mówi.
– W relacjach prywatnych jest bardzo ciepłą i sympatyczną osobą. Ale też zawsze ma swoje zdanie. Ma je na wiele tematów, ma wiele wypowiedzi przemyślanych z punktu widzenia programu lewicowego. To osoba, która często mnie zaskakuje swoją wiedzą, swoimi przemyśleniami – podkreśla Śmiszek.
W jego ocenie "posłanka Żukowska jest na antypodach polityki Prawa i Sprawiedliwości". – Walczy o prawa człowieka, jest osobą, która zajmuje się praworządnością, czyli tym wszystkim, co PiS rozwala i niszczy – zaznacza poseł Lewicy.
Żukowska dla naTemat: naraziłam się na pewno wielu osobom
Porozmawiałam z posłanką Anną Marią Żukowską. Zapytałam ją m.in. o styl uprawiania polityki, funkcjonowanie z łatką "kontrowersyjnej posłanki" i o współpracę z PiS.
Pani działalność jest mocno obserwowana, a pani aktywność na Twitterze szeroko komentowana.
Wiem, że jestem kontrowersyjną osobą dla części obserwujących mnie na Twitterze. W wielu sprawach mam swoje zdanie. Komunikuję je w sposób bezpośredni. Mam dosyć duży kontakt ze swoją bazą wyborców. Tworzę, jak na polityka, bliskie relacje ze swoim elektoratem.
Czy każdy polityk powinien być czasami kontrowersyjny i wchodzić w bezpośrednie relacje z wyborcami?
To zależy, jak ktoś się widzi w polityce. Jaką ma ścieżkę "kariery". Nie mam aspiracji do bycia premierem, ministrem czy wiceministrem. Zdaję sobie sprawę, że gdybym miała objąć takie stanowisko, niektóre moje relacje na Twitterze mogłyby powodować, że w przyszłości mogłoby być ono kwestionowane.
Czy pani sposób uprawiania polityki, zahaczający o kontrowersję, lekko buntowniczy, spotyka się z negatywnymi opiniami kolegów i koleżanek z ław sejmowych?
Spotkałam się z opinią posła Sławomira Nitrasa. Do dzisiaj nie doniósł wniosku do sejmowej komisji etyki. Chodziło o cytowane przeze mnie słowa posła: „Kiedy będziemy rządzili z Konfederacją, to my będziemy rządzili, a Konfederacja zajmie się wami”, które były skierowane do mnie podczas posiedzenia Sejmu.
Myślę, że naraziłam się na pewno wielu osobom. Ale z doświadczenia politycznego wiem, że poprztykanie się na Twitterze czy mocne obstawanie przy swoim zdaniu i wchodzenie w kontrę nawet z politykami o wysokiej pozycji, ale robienie tego na poziomie faktów, nie powoduje, że później nie można siąść do stołu i rozmawiać. Przykładem jest Grzegorz Schetyna, którego punktowałam mocno w poprzedniej kadencji, a kiedy była Koalicja Europejska to nie powodowało to braku możliwości nawiązania komunikacji i wspólnej pracy w sztabie. Nigdy jednak wcześniejsze niesnaski nie przekroczyły ram ostrej, ale poważnej dyskusji.
Wspomina pani samych mężczyzn. A kobiety?
Moje koleżanki na ogół są bardziej ostrożne w formułowaniu wypowiedzi. Poza jedną – prof. Joanną Senyszyn. Ona jest jeszcze bardziej śmiała i radykalna w swoich wypowiedziach i poglądach ode mnie. To stanowi jej charakterystyczny rys i tworzy jej format jako polityczki i feministki od lat. Ma swój stały elektorat i wręcz oddanych fanów. Jeżeli miałabym spróbować się porównać do jakiejś starszej koleżanki polityczki, to byłaby to pani profesor.
Są polityczki o innym temperamencie, które albo rzadko udzielają się w kanałach social mediowych, albo robią to w sposób bardzo oficjalny, publikując jedynie komunikaty o swej aktywności, ale nie wchodzą w relacje polegające na wymianie zdań czy nie pozwalają sobie na żarty. To zależy od charakteru człowieka, ja to rozumiem. Szanuję polityczki, które są bardzo wyważone i te, które mają bezpośredni kontakt z osobami obserwującymi je w mediach społecznościowych, jak np. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Pani szanuje sposób komunikacji wszystkich polityczek. A czy one szanują pani działalność?
Podejrzewam, że nie zawsze są zachwycone. Kiedy – w swoim imieniu – powiedziałam, że uważam, że szczepienia powinny być obowiązkowe, nie spotkało się to z dobrym przyjęciem. Ale wówczas nie tyle chodziło o formę wypowiedzi, co o jej treść.
Pisała pani na Twitterze, że po decyzji Lewicy w sprawie głosowania z 4 maja, miała pani kontakt ze swoimi wyborcami i że byli oni zadowoleni. Niektórzy zarzucali pani, że to pani wymysł, że albo się pani nie kontaktowała, albo głosy były zdecydowanie bardziej krytyczne.
Te osoby, o których na pewno wiem, że są wyborcami czy wyborczyniami Lewicy, reagowały pozytywnie. Miałam kilka informacji neutralnych, mówiących o pewnej konsternacji w związku z tą decyzją, ale nie potępiających nas. Dużo było wiadomości krytycznych, wręcz wulgarnych od osób, których nie podejrzewam o głosowanie na Lewicę.
Zawsze, gdy koresponduję z kimś, kogo nie znałam, nie miałam do czynienia na Twitterze, sprawdzam jego profil, to co umieszcza. Jeśli umieszcza hasła związane z liberalizmem gospodarczym i wpisy uwielbienia np. dla prof. Leszka Balcerowicza lub cały wall jest wypełniony retweetami polityków innej opcji politycznej niż moja, trudno mi przypuszczać, że ta osoba naprawdę głosowała na Lewicę.
Magdalena Środa powiedziała: "Czarzasty latami czekał na to, by zaistnieć, jego partnerka jest gotowa zabić (wszystkie kobiety) byleby tylko jej facet zyskał uznanie". Monika Jaruzelska powiedziała: "każdy Kazimierz ma swoją Isabel". Jak odnosi się pani do takich wypowiedzi na pani temat, które uderzają w strefę prywatną i powstają na bazie plotek?
To ton plotkarski, zainicjowany w kampanii wyborczej, w której pani Monika Jaruzelska nie została umieszczona na listach Lewicy. Dlaczego? Ponieważ głosiła poglądy, które są niezgodne z programem Lewicy. Myślę, że pani Monika tego nie zrozumiała i uznała, że powodem są inne przesłanki. I ponieważ to ja byłam najwyżej umieszczoną kobietą na warszawskiej liście wyborczej, to wymyśliła sobie - w ramach, nie wiem, jakiegoś odreagowania czy wręcz odwetu - rzekomą przesłankę osobistą o charakterze pozapolitycznym, co jest kompletną bzdurą.
Jestem w partii od 11 lat, pani Monika zaś nigdy w niej nie była. Chciała zaszkodzić w moim starcie, w kampanii wyborczej. Jak widać, to się nie udało, bo zostałam posłanką, ale wyrządziło mi to sporo szkód psychicznych, to było dla mnie wykańczające i wiele łez z tego powodu wypłakałam. Pani Jaruzelska wyrządziła krzywdę mi, ale i mojej córce, a zapewne i rodzinie przewodniczącego Włodzimierza Czarzastego.
Czy czuje się pani zdrajczynią, kolaborantką, jak to niektórzy określają po głosowaniu 4 maja?
Nie, absolutnie się nie czuję. To abstrakcyjne insynuacje i domniemania, wynikające z tego, że osoby, które je głoszą, być może tak właśnie by postępowały. Jeżeli by szły negocjować postulaty w Krajowym Planie Odbudowy, równocześnie chciałyby ugrać coś dla siebie. Tym osobom najwidoczniej nie mieści się w głowie, że można zagłosować za czymś, za czym od początku mówiło się, że będzie się "za". To nie my zmieniliśmy zdanie w tej sprawie. Jedyną formacją, która mówiła, że będzie "za", a ostatecznie się wstrzymała, była Koalicja Obywatelska.
Gwarantuję, że nie ma żadnych dodatkowych umów czy ustaleń, poza tym, żeby wprowadzić 4 punkty w KPO, dotyczące mieszkań, szpitali, pomocy branżowej i komitetu monitorującego. To są sprawy, które zgłaszała sama Koalicja Obywatelska. Skonsumowaliśmy je niejako. Krytycy wkrótce się przekonają, że nie mają racji. Oliwa sprawiedliwa, zawsze wypływa na wierzch, ale potrzebny jest czas. Oczywiście niektórzy zawsze będą wierzyć w to, że niby ugraliśmy z PiS coś dla siebie, ale to taka sama wiara jak w zamach w Smoleńsku.
Reklama.
Joanna Scheuring-Wielgus
Nam kobietom cały czas się coś zarzuca, wytyka nam się różne rzeczy, określa się nas. Nie ma znaczenia, czy to robi strona demokratyczna, prawicowa, fundamentalistyczna. Niezależnie od tego, co zrobi, jest permanentne określenie jej różnymi epitetami.
Joanna Scheuring-Wielgus
Każda z nas jest osobą, która jest stanowcza, konkretna i broni swojej pracy. Anka Żukowska nie jest żadnym wyjątkiem – my wszystkie jesteśmy takie. Ale to nie znaczy, że wszystkie jesteśmy radykalne. Jesteśmy po prostu odważne, wiemy, po co weszłyśmy do polityki. I taka właśnie jest Anka. Zawsze będę jej i moich koleżanek broniła.
poseł Koalicji Obywatelskiej
Posłanka Żukowska jest jednym z bardziej jaskrawych przykładów tego zjawiska, gdzie dialog zamienia się w wymianę ciosów, a nie merytoryczną rozmowę. Nie demonizowałbym jej, ale spojrzał na to szerzej. W każdym pośle i posłance jest taka Żukowska. Jednym się to bardziej udziela, innym mniej.
poseł Krzysztof Śmiszek
W polityce jest zasada, która była od zawsze: wyróżnij się albo zgiń. Jedni się do tego stosują, inni nie. Myślę sobie, że warto być znanym, prowokować dyskusje niż być cicho. Anna-Maria Żukowska lubi prowadzić dyskusje, rozgrzewać tematy, wykłada kawę na ławę i wali między oczy. Jest przekonana do swoich racji i w jednoznaczny sposób o nie walczy.
posłanka Anna Maria Żukowska
Ale ja chcę być posłanką i wychodzić do moich wyborców, tworząc relację pozbawioną dystansu. Powodującą, że zawsze ktoś może się do mnie zgłosić z jakąś sprawą czy o coś zapytać.
posłanka Anna Maria Żukowska
Z kolei z Radosławem Sikorskim nie byłoby teraz łatwo dyskutować, bo jak to robić, kiedy ktoś wyciąga retoryczne działa porównujące decyzję Lewicy do Paktu Ribbentrop–Mołotow. Można się albo zaśmiać, albo można stwierdzić, że to już nie jest rozmowa o polityce, a o emocjach.
posłanka Anna Maria Żukowska
Wypowiedź pani Środy bazuje na wypowiedzi pani Moniki. To niestety normalne, że zdarzają się ciosy poniżej pasa w polityce. Trzeba mieć grubą skórę. Tamta kampania wiele mnie nauczyła, dziś jestem już wytrzymalsza.