Operacja Izraela wywołała raczej niezamierzony efekt. Kwestia palestyńska odżyła tak bardzo, że na całym świecie organizowane są akcje poparcia dla Palestyńczyków, jakich nawet oni sami nie pamiętają. Również w Polsce. Tak ostatnie wydarzenia wyglądają ze strony Palestyńczyków w naszym kraju.
I w Europie, i w USA przez cały weekend odbywały się manifestacje. "Koniec okupacji!", "Wolna Palestyna", "Niech żyje Intifada" – krzyczeli ich uczestnicy.
– Najbardziej boli nas, że giną niewinne dzieci dzieci, że zabierają im życie. Jakim prawem ginie tyle dzieci w Strefie Gazy? – reaguje Palestyńczyk mieszkający w Polsce.
Ilu Palestyńczyków żyje w Polsce? Czym najczęściej się zajmują?
Najbardziej bolesne i niedopuszczalne dla nich jest to, że w Strefie Gazy giną dzieci. Khaled El-Ali, Palestyńczyk z Gdańska, który w Polsce mieszka od 1986 roku, szczególnie mocno to akcentuje.
– Do dziś w Strefie Gazy zabitych jest prawie 197 cywilów palestyńskich, w tym 58 dzieci, 38 kobiet, a 1238 jest rannych. Wczoraj ostrzelali trzy budynki obok siebie przy ulicy Al-wehda. Tylko w nich zginęły co najmniej 42 osoby, w tym dwóch lekarzy. Jeden z nich był ordynatorem oddziału wewnętrznego w szpitalu, drugi lekarzem. Zabili ich rodziny, sąsiadów. Z rodziny jednego lekarza uratowało się tylko jedno dziecko – opowiada.
Wspomina o dziewczynce, która powiedziała, że obok, pod gruzami, leżała siostra, ale nic nie mówiła. Z kolei w jednym obozie zginęło 8 dzieci i dwie kobiety, wszyscy zostali pochowani pod gruzami domu. – Najbardziej boli nas, że giną niewinne dzieci, że zabierają im życie. Jakim prawem ginie tyle dzieci w Strefie Gazy? Dlaczego, skoro tak dokładnie Izrael potrafi namierzać cele, zabija dzieci? Jeśli umiecie zabić bojownika "terrorystę", to zabijcie jego samego, ale nie dzieci, nie jego rodzinę, nie jego sąsiadów tylko dlatego, że on tam mieszka! A często jest tak ,że w tych domach żaden bojownik nie mieszka lub mieszkał – mówi bardzo wzburzony.
Protesty w Europie i USA
Cały świat to widzi, zdjęcia i nagrania dostępne są w sieci. Ludzie są wstrząśnięci tym, że giną cywile, zauważają też, że w Strefie Gazy brakuje wody i prądu, piszą o prawach człowieka. Oczywiście zdania w ocenie wydarzeń są podzielone i nie da się ich tak łatwo rozstrzygnąć.
Jednak bardzo dawno, a może nigdy, napięcie na Bliskim Wschodzie nie wywołało takich masowych, globalnych, akcji poparcia i solidarności z Palestyńczykami jak teraz. – Coraz więcej Arabów i Muzułmanów żyje w Europie. Jest Facebook i inne media społecznościowe, łatwiej się zorganizować i wyjść na ulice. Mamy też przyjaciół Polaków – mówi Khaled El-Ali.
I w Europie, i w USA przez cały weekend odbywały się manifestacje i pikiety. "Koniec okupacji!", "Wolna Palestyna", "Niech żyje Intifada" – krzyczeli ich uczestnicy. Nagle kwestia palestyńska odżyła w skali, jakiej w Izraelu nikt się pewnie nie spodziewał.
"Nigdy nie wiedziałem czegoś podobnego. Liczby są szalone" – tak jeden z użytkowników Twittera pokazuje manifestację w 150-tysięcznym mieście Paterson w stanie New Jersey w USA. Tylko tam na ulice wyszło ok. 4 tys. ludzi, a protesty odbyły się w Nowym Jorku, w Los Angeles, Bostonie, Memphis, Louisville i innych miastach. – Palestyna będzie wolna! – krzyczał np. tłum w San Francisco, ludzie uderzali w bębny. Internauci podają, że mogło maszerować ok. 10 tys. ludzi.
Podobnie było w Europie. W samym Berlinie na ulice wyszło kilka tysięcy ludzi, w wielu miastach Francji – ponad 20 tys.. Londyn, Ateny, ale też Kraków i Warszawa, a dziś Gdańsk – tu również izraelskie działania w Strefie Gazy wywołały sprzeciw.
W Londynie w marszu poparcia dla Palestyńczyków miało wziąć udział 100 tys. osób.
Wszędzie ludzie domagali się wstrzymania izraelskiej operacji, grzmieli o prawach człowieka i zabijaniu niewinnych cywilów.
Palestyńczycy w Polsce apelują
– Pod okupacją izraelską żyje 5 mln Palestyńczyków, w Strefie Gazy, na 365 km kwadratowych – 2 mln ludzi. Zginęło ok. 200 osób, tysiąc jest rannych, 800 budynków w ruinie. Każdy normalny człowiek rozumie, że jak każdy naród chcemy być wolni. Mamy prawo do wolności – mówi w rozmowie z naTemat prezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Palestyńczyków w Polsce. Omar Faris urodził się w obozie dla palestyńskich uchodźców. Gdy miał 11 lat, stracił ojca, który zmarł w walce z izraelskim wojskiem.
Dziś jest głównym koordynatorem europejskiej inicjatywy palestyńskiej. Tak, przyznaje, ostatnie wydarzenia spowodowały, że na świecie nastąpiło jakby przebudzenie w kwestii palestyńskiej.
– Zawsze odbywały się manifestacje solidarności z Palestyńczykami, ale teraz jest ich dużo więcej. W ostatnich dniach organizowaliśmy w Europie 120 manifestacji. Wczoraj w Berlinie była nawet demonstracja samochodowa. W Warszawie i Krakowie też było bardzo dużo osób. Przychodzą przede wszystkim Polacy – mówi.
Podkreśla, że Polska stała się dla niektórych Palestyńczyków drugą ojczyzną. Nie raz mówił też wcześniej, że Polska jest mu bliska m.in. ze względu na swoją historię, która była dramatyczna, jak historia Palestyny. "Polska była 123 lata pod zaborami, Polska ma bardzo podobną historię. Tak, jak Polacy mówili: "jeszcze Polska nie zginęła", my mówimy to samo: "jeszcze Palestyna nie zginęła, kiedy my żyjemy!" – powiedział teraz w rozmowie z RMF FM.
Podkreślał też, że jest synem dwóch narodów. Tu poznał swoją żonę. Tu nagłaśnia palestyńskie sprawy.
– Miałem bardzo dobre kontakty z niektórymi posłami PiS, np. ze śp. Jolantą Szczypińską – opowiada.
"Na oczach całego świata odbywa się wyniszczenie narodu palestyńskiego wraz z nasilającą się katastrofą humanitarną w miastach Strefy Gazy" – apelowali razem przed laty do polskiego rządu. Omar Faris przypomina, że w 2009 roku śp. prezydent Lech Kaczyński zaprosił palestyńskie dzieci na wakacje do Polski. – Prezydenckim samolotem przywieźliśmy 75 dzieci z Gazy – mówi.
Dziś stowarzyszenie wystosowało apel do polskich parlamentarzystów z prośbą "o reakcję na bulwersujące wydarzenia w Jerozolimie".
"Apelujemy, by polskie posłanki i posłowie stanęli po stronie krzywdzonych i okupowanych oraz wyrazili swój stanowczy sprzeciw wobec ataków ekstremistów izraelskich na ludność palestyńską. Żołnierz polski zawsze walczył nie tylko w obronie swojej Ojczyzny, ale i częstokroć również czynił to 'za wolność Waszą (…)'. Naród polski zawsze solidaryzował się z tymi, którzy byli ofiarami przemocy. Apelujemy do Państwa - bądźcie wierni tej tradycji" – napisali.
Jak widzą Palestyńczyków
Khaled El-Ali mówi jednak, że jest mu smutno, bo kiedyś odczuwał więcej propalestyńskich nastrojów w Polsce. – My w Palestynie jesteśmy jednością. I chrześcijanie i muzułmanie żyją razem i giną razem. My też mamy idiotów, którzy też czasem strzelają do niewinnych ludzi w Europie lub na świecie, co potępiamy. Ale media w Polsce przeinaczają wiadomości, że my jesteśmy terrorystami, że my atakujemy wielki Izrael i tylko biedni Żydzi chcą pokoju – mówi.
On przyjechał do Polski z Libanu. – Ludzie przyjechali z Europy, zabrali nasze domy, zabijali naszych dziadków, pradziadków. Moja rodzina uciekła do Libanu. Mój dziadek miał super działkę, wartą może miliony dolarów, a cały życie mieszkaliśmy w namiocie. Mój dziadek zmarł w Libanie i mój tata zmarł w Libanie. Mieliśmy zaraz wrócić, a minęły 73 lata i nie wróciliśmy. I jeśli będzie tak dalej, to mało prawdopodobne, że kiedyś wrócimy, jeżeli Europa i USA będzie tak dalej pomagała Izraelowi z bronią, technologią, a media dalej będą robić z agresora okupanta ofiarę – mówi.
Powiedzieć, że jest zbulwersowany ostatnimi wydarzeniami w Gazie, to nic nie powiedzieć.
– Żeby wyburzyć trzy największe wieżowce w Strefie Gazy? Tam swoje redakcje miały Associated Press, Al Dżazira, było 300 mieszkań. Ludziom dano kilka minut na opuszczenie budynku. Z Al Dżaziry prosili o więcej czasu, żeby chociaż komputery mogli zabrać. Ale nie. Bo my jesteśmy panem świata i wyburzymy ten wieżowiec. Niektóre media w Polsce będą jednak tłumaczyć (przyjmując kłamstwo Izraela): bo tam był "terrorysta'', bo tam była broń Hamasu. Te media zapomną na chwilę, że tam ich koledzy po fachu zostali zaatakowani i zostało pogwałcone prawa międzynarodowe, wolność słowa. Chcieli zamknąć usta tych, którzy pokazują światu barbarzyństwo państwa żydowskiego – uważa.
Co robią Palestyńczycy w Polsce
Jak ocenia Khaled El-Ali, w Polsce żyje 3-4 tys. Palestyńczyków. W większości są lekarzami i inżynierami. Wielu przyjechało kiedyś do Polski na studia, również Omar Faris.
A także jego bratanek, który 15 maja zmarł w wieku 52 lat w wyniku powikłań po COVID-19. "Wspaniały lekarz, dobry człowiek, nigdy nie odmawiał pomocy, społecznik z krwi i kości" – wspominają go rozmówcy bydgoskiej "Wyborczej".
Issa Fares był kardiologiem i internistą, do Polski przyjechał na studia w Akademii Medycznej w Bydgoszczy, tu się osiedlił, tu również wykładał anatomię na Collegium Medicum. Omar Faris mówi, że lekarzy arabskiego pochodzenia jest w Polsce ok. 2,2 tys.
– Jest co najmniej 200 lekarzy palestyńskich, ponad 1000 inżynierów. Moi rodzice nie umieli czytać, bo nie chodzili do szkoły, nie było warunków. Mimo że żyliśmy w obozach, w warunkach nie do życia, jesteśmy uczonym narodem, najbardziej wśród krajów arabskich – dodaje Khaled El-Ali.
Przeważnie biorą stronę Izraela i korzystają z izraelskich źródeł, nie weryfikując ich po stronie palestyńskiej. Najczęściej są zgodne, że wrogiem jest Palestyńczyk i Hamas, a Izrael to przyjaciel, który chce żyć. Ale jak chce żyć? Gdy w Jerozolimie Żyd przychodzi z wojskiem i mówi, że zabierze Palestyńczykowi dom? To jest nasza ziemia. Oni mają prawo żyć tam, gdzie się urodzili.