Oglądaliśmy transmisję skoku Felixa Baumgartnera, bo robił nie tylko coś szalonego, ale też dlatego, że mógł zginąć – to teoria jednego z blogerów naTemat. Jego zdaniem, to właśnie nadzieja na wstrząsające widowisko przyciągnęła przed ekrany miliony widzów. Czy naprawdę w naszej naturze leży "żądza krwi i sensacji"?
Jego wpis wywołał gorącą dyskusję pod tekstem i na facebookowym profilu naTemat. Zdaniem niektórych komentujących to kompletne brednie. Inni z kolei uważają, że wpis blogera jest prawdą i przykładów nie trzeba szukać daleko.
Z powodu naszego zamiłowania do sensacji od lat najlepiej sprzedającymi dziennikami są tabloidy bogato zdobione zdjęciami paparazzi. To dlatego rośnie też ich sprzedaż, kiedy publikują np. zdjęcia Katarzyny W., matki małej Madzi, w bikini na koniu czy nagiego księcia Harry'ego w Las Vegas. Z tego samego powodu, kiedy stacja Fox News przypadkowo pokazała na żywo samobójstwo, filmik na Youtubie błyskawicznie obejrzały dziesiątki tysięcy ciekawskich.
O to, kto liczył na śmierć Felixa podczas transmisji skoku zapytaliśmy dr. Krzysztofa Bondyrę z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Czy to prawda, że oglądaliśmy skok Felixa dlatego, że mógł zginąć?
dr Krzysztof Bondyra: Takie wydarzenia przyciągają naszą uwagę niewątpliwie dlatego, że są niebezpieczne i wiążą się z zagrożeniem zdrowia i życia. W przypadku skoku Felixa jednak bym to trochę odwrócił – oglądaliśmy z nadzieją, że nic mu się nie stanie.
Czyli jednak, przynajmniej część z nas, przyciągnął nie tyle sam wyczyn, co fakt, że Felix, żeby pobić rekord ryzykuje życie. Lubimy sensację?
Niewątpliwie. Stąd zresztą zainteresowanie mediów takimi tematami. Publiczność oczekuje sensacji i po części ryzyka. To zależy też od tego, na ile identyfikujemy się z tym, komu grozi niebezpieczeństwo. Zbigniew Herbert pisał kiedyś o "arytmetyce współczucia" – 1 trup w centrum Warszawy = 2 trupom na Powiślu = milionom trupów w Chinach.
Niebezpieczeństwo rozpatrujemy w kategorii tego, na ile ten ryzykujący ktoś jest "nasz". W przypadku skoku Austriaka, solidaryzowaliśmy się z nim jako człowiekiem, na ile da sobie radę w zmaganiach z przyrodą i siłami natury.
Albo na ile sobie tej rady nie da.
To nie jest na szczęście postawa większości. Oczywiście są i ci ze skłonnościami socjopatycznymi, psychopatycznymi, którzy czekali na śmierć, ale to margines. Takie podejście "oczekiwania na tragedię" zależy też od tego, na ile "krwawa" jest dana kultura. W starożytnym Rzymie społeczeństwo oczekiwało krwawej łaźni. Z tego powodu np. w trakcie grania sztuki w scenach śmierci Rzymianie dosłownie odbierali życie niewolnikom. Na szczęście teraz w większości kultur życie ceni się jako wartość nadrzędną. Co nie zmienia faktu, że lubimy sensację i ekstremalne doznania.
Pierwotne instynkty?
Poniekąd tak. To dowołanie do emocji i instynktów, które są w nasze psychice ukryte. Nie mówi się o nich wprost. Stąd mamy zwolenników sportów ekstremalnych, którzy lubią na nie patrzeć, ze świadomością, że ryzyko utraty zdrowia jest tam bardzo wysokie. Ale są i ci, którzy uprawiają takie sporty. Chodzi o skrajne doznania.
Kamiński, zdobywca obu biegunów, w jednym z wywiadów mówił o koledze, który w drodze na biegun północny wpadł do lodowatej wody. Zapytano go, co by zrobił, gdyby kolega nie przeżył. Powiedział, że poszedłby dalej. To było dla niego oczywiste. To przykład, który pokazuje, że zwolennicy sportów ekstremalnych i ekstremalnych doznań mają obniżoną wrażliwość w stosunku do siebie i innych.
Nasza kultura dostarcza im możliwość ekspresji. Stąd np. oferta w kinach, która jest skierowana właśnie do osób lubiących skrajne emocje – to np. "Piła" i jej kolejne części. To nie jest kino dla pięknoduchów. Tego typu filmy są dla osób, które zainteresowane są oglądaniem skrajnego cierpienia innych.
Czyli drzemie w nas "żądza krwi"?
Nie we wszystkich, ale w sporej grupie z nas drzemie zamiłowanie do tych skrajnych emocji i sytuacji, w których obecna jest przemoc i krew. Pytanie, na ile kultura pozwoli tym osobom ujawnić to zamiłowanie. Jeśli ujawnia się ono przy oglądaniu sportów ekstremalnych to jeszcze pół biedy. Ale mieliśmy już przykłady w nie tak odległej historii Europy, gdzie to zamiłowanie do przemocy przerodziło się w praktykę i zrodziło choćby terroryzm miejski. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku mordowano bankierów i innych zwolenników kapitalizmu. "Przykrywka" ideologiczna, nieistotne jaka, jest w wielu wypadkach tylko pretekstem do stosowania przemocy.
Tabloidy są u nas najlepiej sprzedającymi się tytułami. To chyba dowodzi, że chcemy czytać o tym, co jest sensacją, co przynajmniej pozornie nami wstrząsa. Wczoraj "Super Express" opublikował zdjęcia Katarzyny W. w bikini na koniu, z jednej strony oburzyło nas to, ale chyba niewiele było osób, które mówiąc o tym, na te zdjęcia z ciekawością nie spojrzało.
Mamy słabość do tego, co szokujące. To się kiedyś nazywało kulturą niską. Bazuje ona na przemocy, jakiejś formie wulgaryzmu, ale jest przypudrowana przez kulturę wyższą. Już w Anglii w XIX wieku stwierdzono, że robotnicy uczęszczający do szkółek niedzielnych praktycznie nic z nich nie wynoszą, ale o Kubie Rozpruwaczu wiedzieli wszystko.
Tabloidy bazują właśnie na skrajnościach. Chodzi o zaspokojenie ciekawości, o zazdrość w stosunku do elit, ciekawość, bardzo często o krew. Niechętnie mówimy, że nas to ciekawi, ale chętnie za to popatrzymy. Zresztą coraz mniej obrazów i zachowań nas już szokuje. Zależy to też od tego, czy taka forma przekazu zostanie w społeczeństwie zaakceptowana, czy jednak jakoś się nad nią zapanuje i tę "żądzę" krwi zahamuje. To właściwe pytanie o to, na ile ta wewnętrzna potrzeba skrajności zmierza w stronę np. starożytnego Rzymu, gdzie krew i przemoc była elementem kultury.
Grozi nam taka krwawa kultura?
Znany socjolog Samuel Huntington stwierdził, że kultura masowa po II wojnie światowej zrodziła się z tego, że klasy niższe zdobyły pieniądze. Wcześniej na kulturę było stać tylko klasy wyższe, arystokratów. I tak dominująca kiedyś kultura stała się niszowa, a masowe stały się muzyka, filmy, książki i gazety itd, które są popularne w klasie niższej. Tak wygląda teraz konsumpcja masowej kultury. Jest coraz mniej wyszukana, odwołuje się do maksymalnie uproszczonej formy i treści przekazu. Oczekiwania są coraz bardziej spontaniczne, nastawione również na przemoc i krew.
Co było w tym tak ekscytującego, że w szczytowym momencie siedem milionów ludzi oglądało skok opitego napojem energetycznym 43-latka?
I wydaje mi się, że znalazłem odpowiedź. A jest ona prosta: wszyscy czekali na… śmierć Baumgartnera! CZYTAJ WIĘCEJ
Tadeusz
coś jest w ludziach, ze lubią dreszczyk lub dreszcz emocji a jeszcze jak ktoś lub wielu zginie to dopiero robi się ciekawie-np.wypadki samochodowe,katastrofy kolejowe,wybuch gazu itd..... CZYTAJ WIĘCEJ
Iga
Wiekszosc z nas podswiadomie liczyla, ze zobaczy jakies wstrzasajace widowisko na miare urwania glowy czy "przynajmniej" kończyny (...). w ludziach od zawsze tkwi zadza krwi. jestesmy glodni tanich sensacji, wystarczy spojrzec na sprzedaż tabloidowych dzienników: interesują nas motywy i okoliczności czy raczej sam fakt? CZYTAJ WIĘCEJ
Zen
Ale niestety sami organizatorzy stwierdzili, że nie wiadomo co tak naprawdę się stanie, czyli rzucili dobrą karmę .. Gdyby skok był zwyczajny bez ryzyka - nie wzbudziłby takiego wielkiego zainteresowania na całym świecie. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr
Oczywiście, że oglądając ten skok brałem pod uwagę możliwą śmierć skoczka, dlatego zrobiło to na mnie takie wrażenie i nie odszedłem od tv nawet na chwilę CZYTAJ WIĘCEJ