Burmistrz Kęt napisał do premiera Morawieckiego litw otwarty, Rada Miejska wystosowała apel. Trzeci raz z rzędu gmina nie otrzymała środków z rządowych funduszy.
Burmistrz Kęt napisał do premiera Morawieckiego litw otwarty, Rada Miejska wystosowała apel. Trzeci raz z rzędu gmina nie otrzymała środków z rządowych funduszy. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta

Najpierw burmistrz napisał list otwarty do premiera, potem radni wystosowali do Mateusza Morawieckiego apel. Są wzburzeni i rozczarowani, że ich gmina trzeci raz nie otrzymała środków z rządowych funduszy. – To jest nienormalne. Nie możemy się na coś takiego godzić – mówi nam burmistrz miasta Krzysztof Klęczar.

REKLAMA
  • Gmina Kęty w Małopolsce trzeci raz z rzędu nie otrzymała środków z rządowych funduszy: Funduszu Inwestycji Lokalnych i dla gmin popegeerowskich.
  • Burmistrz napisał list otwarty do premiera Morawieckiego, radni przygotowali apel. "Tym bardziej jest to niezrozumiałe i niepokojące, że samorządy sąsiednich gmin otrzymują w tym samym czasie kolejne, wielomilionowe transze" – napisali.
  • Burmistrz Kęt: – Gdy widzę, co się dzieje, jak politycy, którzy przyjeżdżają z promesami do gmin, otrzymują kwiaty na sesjach, to jest żenujące. Myślałem, że w Polsce te czasy się skończyły.
  • Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych chyba na dobre kojarzy się już z politycznym rozdaniem. Za dużo ludzi, gmin i miast doświadczyło tego na własnej skórze, by rządzący mogli ich teraz przekonać, że jest inaczej. Gmina Kęty w Małopolsce, jak wiele innych w Polsce, dwukrotnie została pominięta. Ale potem nie dostała też środków z funduszu wsparcia gmin popegeerowskich, o które również wnioskowała.
    – Sytuacja, w której gmina kilkukrotnie jest całkowicie pominięta, gdy wnioski składane przez mieszkańców od lat, są zupełnie pomijane bez żadnego uzasadnienia, jest nie do zaakceptowania. Widzimy dookoła, że niektóre gminy regularnie otrzymują pieniądze i dziwnym trafem zbiega się to z przynależnością polityczną włodarza danej gminy, czy też wręczaniem kwiatów posłowi jednej z partii na sesji Rady Miejskiej. To jest nienormalne. Nie możemy się na coś takiego godzić – mówi naTemat Krzysztof Klęczar, burmistrz Kęt.
    Oczywiście nie jest to jedyna gmina w kraju, która znalazła się w takiej sytuacji.
    Ale tu – za trzecim razem – burmistrz i radni, nie wytrzymali.

    W Kętach napisali do Morawieckiego

    Krzysztof Klęczar już w kwietniu napisał do Mateusza Morawieckiego list otwarty. "Panie Premierze, dość tego! Apeluję o opamiętanie i refleksję!" – pisał bez owijania w bawełnę.
    Potem, zupełnie oddzielnie, apel do Morawieckiego wystosowali radni z Kęt. Głosowanie nad nim odbyło się na ostatniej sesji Rady Miejskiej.
    "Po raz kolejny nasza gmina nie otrzymała żadnego wsparcia w czasie wychodzenia z kryzysu pandemicznego. Tym bardziej jest to niezrozumiałe i niepokojące, że samorządy sąsiednich gmin otrzymują w tym samym czasie kolejne, wielomilionowe transze, np. z Funduszu Inwestycji Lokalnych" – napisali.
    Apel do Premiera Rady Miejskiej w Kętach
    fragment

    "Czy tak ma wyglądać w Polsce równe traktowanie nie tylko władz samorządowych, ale przede wszystkim obywateli, którzy są mieszkańcami pomijanych w podziale miast i wsi naszego kraju? Płacą oni takie same podatki i zmagają się z takimi samymi problemami, jak mieszkańcy hojnie obdarowywanych miejscowości". Czytaj więcej

    Od głosowania niedługo minie miesiąc. Czy w tym czasie otrzymali jakąkolwiek odpowiedź?
    – Nic nie przyszło. Wczoraj byłem w biurze rady i nie było żadnej odpowiedzi. Pewnie nie jesteśmy jedynym samorządem i nie spodziewam się, żeby premier nam odpisywał. Raczej chodziło o wyrażenie publicznie naszej niezgody i zwrócenie uwagi naszych mieszkańców, jakimi mechanizmami posługuje się władza, która pozbawia nas tych środków pomocowych. Żeby nasi mieszkańcy wiedzieli, że to nie jest nam obojętne, że nie chowamy głowy w piasek. Żeby toczyli podobną dyskusję, jak my na sesji, żeby wiedzieli, jak władza nas traktuje i jakimi metodami się posługuje w ocenie naszych wniosków – mówi Marek Nycz, przewodniczący Rady Miejskiej, który jest podpisany pod apelem do Morawieckiego.

    Burmistrz jest z PSL

    Kęty znajdują się w powiecie oświęcimskim. Miasto liczy ok. 18 tys. mieszkańców, cała gmina ok. 35 tys.
    – Oczywiście, że jesteśmy rozczarowani. Bardzo nieładnie to wygląda. Miejscowości powinny być traktowane jednakowo, a nie jak z jakiegoś klucza partyjnego. Mieszkańcy odczuwają, że to nie jest w porządku. Bo jeżeli Wadowice dostają tyle milionów, to dlaczego gmina Kęty nie? Co nas to obchodzi, że burmistrz jest taki, czy inny? Nas to nie interesuje. My też potrzebujemy inwestycji, drogi powiatowe są w bardzo złym stanie, na szarym końcu. Jesteśmy mieszkańcami tego samego państwa. Środki powinny być dzielone sprawiedliwie. I to, jako radnemu i mieszkańcowi, mi się to nie podoba – reaguje radny Marian Zaręba.
    Jak zauważa, w Kętach mieszkańcy też głosowali i na prezydenta, i na PiS. – U nas wygrał PiS – mówi.
    Jednak burmistrz związany jest z PSL i nie raz głośno było o nim w Polsce z powodu krytyki działań rządu. Nie zgadzał się na przykład na majowe wybory prezydenckie i jako pierwszy samorządowiec mocno się wtedy postawił.

    Widzą, że Wadowice dostają miliony

    Tymczasem Wadowice, na które wielu mieszkańców Kęt dziś wskazuje, w ostatnich wyborach samorządowych zmieniły włodarza – z lewicowego burmistrza Mateusza Klinowskiego na Bartosza Kalińskiego z PiS. Mają swojego posła z PiS. I tylko w ramach Funduszu Inwestycji Lokalnych gmina otrzymała już niemałe wsparcie.
    Gdy w grudniu ubiegłego roku przyznano jej ponad 10 mln zł, do miasta przyjechał wadowicki poseł Filip Kaczyński i pojawił się na nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej. "Radni Prawa i Sprawiedliwości postanowili złożyć od mieszkańców gminy podziękowania posłowi Filipowi Kaczyńskiemu (PiS) z Wadowic za rządowe wsparcie. Parlamentarzysta, który całkiem przypadkiem zapewne znalazł się na sali sesyjnej, otrzymał też kwiaty" – opisywał portal WadowiceOnline.pl.
    "Rząd Mateusza Morawieckiego ma świadomość, że w tych ciężkich czasach również lokalne samorządy stracą na pandemii i stąd ta decyzja. Chciałem pogratulować panu burmistrzowi skuteczności w pozyskiwaniu dotacji" – zacytował też posła Kaczyńskiego.
    – On robi za listonosza dobrych wujków. I wszyscy się z tego cieszą. Tylko nikt nie patrzy na to, że obok są inne gminy, które dostają figę z makiem. I dlatego głośno o tym mówimy – wskazuje Marek Nycz.
    Burmistrz Kęt osobiście nawiązał do wizyty posła podczas sesji Rady Miejskiej w swoim mieście, gdy radni zajmowali się apelem do Morawieckiego.
    – Do nas poseł Kaczyński z Wadowic nie przyjechał i nie dostał kwiatów na sesji przy okazji przekazania promesy, jak miało to miejsce właśnie w Wadowicach. Nie otrzymaliśmy żadnego uzasadnienia i żadnej informacji zwrotnej – mówił.

    Burmistrz napisał do premiera

    Z Kęt do Wadowic jest ok. pół godziny drogi samochodem. – Nie zazdroszczę koleżeństwu z Wadowic, ale konkurujmy uczciwie – mówi teraz w rozmowie z naTemat Krzysztof Klęczar.
    Podkreśla: – Gdy widzę, co się dzieje, jak politycy, którzy przyjeżdżają z promesami do gmin, otrzymują kwiaty na sesjach, to jest żenujące. Myślałem, że w Polsce te czasy się skończyły.
    Ale też śmieje się: – Jakby się u mnie pojawili, to ja bym im nawet we własnym ogródku te kwiatki nazbierał, jeśli przynieśliby dla mieszkańców te promesy. Ale zdaje się zatrzymują się na granicach powiatu wadowickiego i potem zawracają.
    Ile miast i gmin w Polsce znalazło się w podobnej sytuacji?
    W liście do premiera Morawieckiego burmistrz Kęt napisał m.in. o poczuciu zlekceważenia, a wręcz zakpienia z potrzeb i oczekiwań mieszkańców, którzy w demokratycznych, bezpośrednich wyborach powierzyli mu rolę gospodarza Gminy Kęty.
    Fragment listu burmistrza Kęt

    "Panie Premierze, nawet wykazując olbrzymie pokłady dobrej woli nie da się nie zauważyć, że w kolejnych rozdaniach pieniądze dostają wciąż te same gminy, a o ich przyznaniu, również w mediach społecznościowych, ochoczo informują politycy związani z Prawem i Sprawiedliwością. Ten fundusz, zamiast realnemu wsparciu dla Obywateli, służy wspieraniu lokalnych liderów PiS, co jest dla mnie oburzające i niedopuszczalne. Przypominam bowiem, że podatki, bez względu na polityczne sympatie wszyscy płacimy takie same, nie może więc być tak, że środki finansowe otrzymują tylko ci, na których lokalni liderzy jednej partii patrzą życzliwym okiem". Czytaj więcej

    Mówi, że wnioskował o inwestycje warte kilkanaście milionów złotych. – To były m.in. dwie duże inwestycje drogowe na terenie miasta, rozbudowa szkoły w sołectwie Malec, kompleks sportowy przy jednej ze szkół na terenie miasta Kęty, który jest zamknięty, dzieci nie mogą z niego korzystać. To potężne, bardzo kosztowne inwestycje, które mieszkańcy zgłaszają od lat. Bez dotacji będą trudne do zrealizowania – uważa.

    "Nasze drogi, nasze szkoły są mniej ważne"

    Czy Kęty są otoczone przez gminy, które dostały dotacje? – Wręcz przeciwnie. W powiecie oświęcimskim, gdzie nie rządzi PiS, od bardzo dawna gminy bardzo rzadko coś dostają. Większość sąsiadów również nie dostaje. Kocham moje miasto, ale mam świadomość, że nie jesteśmy centrum wszechświata. Ale jeżeli takie miasta jak Lublin, czy Kraków potrafią być pomijane, to daje do myślenia – mówi.
    Przyznaje, że to nie jest tak, że jego gmina nic nie dostaje. Na przykład w przypadku Funduszu Dróg Samorządowych, regularnie dostają pieniądze, np. na obwodnicę miasta Kęty.
    – Ale tam były jasne i konkretne kryteria, które spełniamy. Natomiast tu jasnych kryteriów nie było. I dziwnym trafem nasze drogi, nasze szkoły, nasze place zabaw i boiska, są mniej ważne niż w innych gminach. To jest dla mnie niewytłumaczalne i my się na to godzić nie możemy. Gdyby partia jedna, czy druga dzieliła swoje pieniądze, to niech dzieli jak jej się podoba. Ale gdy dzielimy fundusze publiczne, to nie może być tak, że składamy się wszyscy, a korzystają wybrani – podkreśla.

    W swoim apelu do Mateusza Morawieckiego radni pytają m.in. o te kryteria. "Dlaczego nikt nie wyjaśnia opinii publicznej, jak oceniane są wnioski, kto to robi i jakimi kieruje się regułami? (...) Równość wobec prawa, wobec Konstytucji, powinna nam gwarantować sprawiedliwe traktowanie, a trudno go dostrzec w obecnej polityce rządu" – napisali.
    Pytam na koniec, czy burmistrz odczuł już, że ktoś wytknął mu, że to przez jego polityczne preferencje. Krzysztof Klęczar przyznaje, że zdarzyło mu się na sesji usłyszeć od jednego z radnych, że to dlatego, że politycznie jest po innej stronie.
    – Tylko ja się pytam: to my takiej Polski chcemy? To my się nie możemy różnić? To my już jawnie zaczynamy o tym mówić? To jest dla mnie niedopuszczalne – reaguje.