
Od razu rozgorzała dyskusja o tym, kto jest autorem tych zdjęć. Dziennikarz "Gazety Polskiej Codziennie", Samuel Pereira zasugerował, że fotografie zostały wykonane przez Biuro Ochrony Rządu. Powołuje się na tekst Wojciecha Czuchnowskiego w "Gazecie Wyborczej" sprzed dwóch lat. Dziennikarz "GW" opisał, jak wyglądało ciało prezydenta tuż po katastrofie prezydenckiego Tupolewa oraz jak przygotowywano inne ciała do transportu. Wojciech Czuchnowski napisał, że zdjęcia nagiemu ciału Lecha Kaczyńskiego robiło pięciu oficerów BOR. Takie mieli zadanie - odnaleźć zwłoki, udokumentować ich transport do miejsca sekcji. W tym samym czasie swoje zdjęcia i filmy robiła polska prokuratura i Rosjanie. Opis miejsca katastrofy był możliwy dzięki zdjęciom polskiego BOR-u, które nigdy miały nie doczekać się publikacji.
Filmy i zdjęcia mają klauzulę "ściśle tajne" i prawdopodobnie nigdy nie zostaną upublicznione. Zadaniem funkcjonariuszy BOR na miejscu katastrofy było odnalezienie i zidentyfikowanie ciała Lecha Kaczyńskiego, a potem zdokumentowanie, jak zwłoki zostały przygotowane do transportu na miejsce sekcji. Równolegle zdjęcia i filmy robili Rosjanie i polscy prokuratorzy. CZYTAJ WIĘCEJ
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie stwierdziła, by zdjęcia znajdujące się w jej posiadaniu, będące materiałem dowodowym śledztwa, w jakikolwiek sposób "wyciekły" z akt.