Dwoją się i troją, by przeciągnąć mieszkańców Rzeszowa na swoją stroną, obietnic złożyli już tyle, że trudno zliczyć. A sondaże i tak największe szanse na zwycięstwo dają kandydatowi opozycji. Zobaczcie, jak kandydaci Zjednoczonej Prawicy walczą o miasto. Zwłaszcza, jak się okazuje, obietnice Marcina Warchoła, wywołują już u niektórych śmiech.
Wybory prezydenckie w Rzeszowie odbędą się 13 czerwca. Według ostatniego sondażu IBRIS Konrad Fijołek, kandydat opozycji, wygrałby w II turze z każdym z kontrkandydatów.
Bój o ewentualne przejście do drugiej tury rozegra się najprawdopodobniej między Ewą Leniart popieraną przez PiS i Marcinem Warchołem popieranym przez Solidarną Polskę.
Czym kandydaci wspierani przez Zjednoczoną Prawicę kuszą mieszkańców Rzeszowa?
Marcin Warchoł, popierany przez Solidarną Polskę, miał być pewniakiem, którego na swojego następcę namaścił odchodzący prezydent Tadeusz Ferenc. To on pierwszy wyszedł do ludzi, gdy opozycja jeszcze nawet nie miała swojego kandydata. Swoją kampanię zaczął z wielkim przytupem i pewnością siebie, nie mówiąc o worku obietnic, który od tygodni otwiera i który zdaje się nie mieć dna.
Można mieć wrażenie, że zwłaszcza po nim widać, jak wielu mieszkańców Rzeszowa nie daje się nabrać na obietnice, bo Marcin Warchoł naprawdę sypie nimi jak z rękawa. "Pan Minister chyba nie czuje, że im więcej obiecuje, tym dla niego gorzej", "Już się gubi w swoich obietnicach", "Dobrze, że nie ma szans na wygraną, bo by się nie wyrobił z tym, co naobiecywał do końca życia" – to tylko kilka komentarzy z Facebooka po kolejnych obietnicach wiceministra sprawiedliwości.
– Jego obietnice są absurdalne i dla mieszkańców naprawdę od czapki. Są tak rozległe, że gdyby je wszystkie zliczył, potrzebny byłby budżet niejednego małego kraju, żeby zrealizować wszystkie propozycje pana Warchoła. W mojej ocenie ma marne szanse nawet na zaistnienie w drugiej turze, jeśli by do takiej doszło. On po prostu nie zna realiów miasta Rzeszowa. Jest typowym spadochroniarzem, który został zesłany z namaszczenia ministra Ziobry i jego obietnice są oderwane od rzeczywistości – mówi naTemat Mariusz Włoch, redaktor prowadzący, szef działu informacji w podkarpackim dzienniku "Super Nowości", który współpracuje z rzeszowskim portalem Supernowosci24.pl.
Jego redakcja nie raz wyśmiewała pomysły Warchoła. Wspomina m.in. o windach, które Warchoł chce montować przy rzeszowskich blokach, a które są ich pozbawione. O budowie kolejki naziemnej.
– Ludzie się śmieją, że zamiast okrągłej kładki zbuduje sześciokątną. Oczywiście pan Warchoł ma swoich zwolenników, ma poparcie. Ale w większości budzi już wśród mieszkańców śmiech i politowanie. Jego obietnice naprawdę są księżycowe. Nikt nie twierdzi, że one nie są potrzebne. Ale gdy nagle wyskakuje z kapelusza z takimi propozycjami, z których każda warta jest prawie 200 mln zł, to widać, że nie jest to na poziom budżetu Rzeszowa, który wynosi 1,5 mld zł – ocenia dziennikarz.
Sondaże przedwyborcze w Rzeszowie
Według sondażu IBRIS dla Radia Zet z ubiegłego tygodnia Marcin Warchoł uplasował się na czwartym miejscu (10,5 proc.) przed Grzegorzem Braunem (10.8 proc.). Na Konrada Fijołka zagłosowałoby 47 proc. badanych, a na Ewę Leniart – 23,6 proc.
Choć według sondażu Centrum Badań Marketingowych Indicator na zlecenie portalu DoRzeczy.pl z 4 czerwca Warchoł był na drugim miejscu.
Ale wszędzie prowadzi Konrad Fijołek, który jednak nie rzuca tak obietnicami i sprowadzeniem rządowych środków do Rzeszowa jak kandydaci Zjednoczonej Prawicy. "Mogę sprowadzić dla Rzeszowa potrzebne pieniądze", "Rzeszów potrzebuje prezydenta, który ma zaufanie premiera i umie współpracować z rządem", "To mogą być najlepsze dwa lata w historii miasta" – tak kusi w najnowszym spocie wyborczym Ewa Leniart.
W Rzeszowie odwiedził ją już i premier Mateusz Morawiecki, i prezes Jarosław Kaczyński.
A jednak ona również przegrywa w sondażach z kandydatem opozycji Konradem Fijołkiem. Według ostatniego badania IBRIS, gdyby w drugiej turze Fijołek zmierzył się z Warchołem, zwyciężyłby w stosunku 55,1 proc. do 31,1 proc. Z Ewą Leniart – 57,7 proc. do 31,7 proc. W przypadku Grzegorza Brauna różnica jest jeszcze większa (60,1 proc. do 16,1 proc.).
Czym Fijołek ujmuje rzeszowian, a czego najwyraźniej kandydatom popieranym przez partie Zjednoczonej Prawicy brakuje?
– Jest Rzeszowianinem z krwi i kości. Ma doświadczenie samorządowca. To człowiek, który dużo bliżej był w otoczeniu prezydenta Ferenca niż pan Warchoł. A poza tym myślę, że ludzie są już zmęczeni propagandą pisowską. Było to już widać w wyborach prezydenckich, gdy połowa rzeszowian zagłosowała przeciwko prezydentowi Dudzie – odpowiada Mariusz Włoch.
Aquapark, stok narciarski....
Atmosfera dziś zrobiła się taka, jakby Rzeszów chciał pokazać, że nie odda miasta w ręce PiS. Ale na prawicy nie odpuszczają. I zwłaszcza po Marcinie Warchole najbardziej widać, że dosłownie robi, co może. Ostatnio zorganizował swoją konwencję wyborczą połączoną z koncertem zespołu disco polo.
Odwiedza wszystkie osiedla, obiecuje budowę miejsc parkingowych, podwojenie liczby ścieżek rowerowych, budowę domu kultury. Mówił o utworzeniu linii autobusowych, o doświetlaniu parków, skwerów i osiedlowych ulic w całym mieście, o budowie szpitala uniwersyteckiego, czy Stadionu Resovii.
W jednej z dzielnic obiecał stację pomiarową jakości powietrza, w innej plażę niczym w Rio de Janeiro. – Tu będzie Copacabana. Chcę rozbudować plażę miejską. To nie jest ani kosztowne, ani trudne – mówił nad kąpieliskiem Żwirownia, roztaczając wizję, że będą tam rosnąć palmy.
Pojawił się też pomysł na stok narciarski. "Inwestycję o wartości 47 milionów złotych mają sfinansować biznesmeni ze Szwajcarii. Stok z kolejką linową ma mieć 1100 metrów długości, snow park, a także infrastrukturę do uprawiania sportów w lecie m.in. tor rowerowy. Całość może być gotowa w ciągu 2 lat" – podało Radio Rzeszów.
– Trzeba wierzyć w marzenia, nie bać się trudnych tematów. Powstanie stok, może nawet w ciągu dwóch lat, a za nim przyjdzie infrastruktura i biznes, osiedle będzie rozkwitać – usłyszeli mieszkańcy os. Matysówka.
"Ta kampania kosztuje ogromne pieniądze. Kto za to płaci?" – skomentował jeden z czytelników portalu Rzeszów-News.
Warchoł obiecał też słynny już aquapark i Wodny Plac Zabaw na bulwarach w miejscu nieczynnej fontanny. Pokazał wizualizację.
A 7 czerwca ogłosił: "500 tys. złotych trafi dzięki mojemu wsparciu do SPZOZ MSWiA w Rzeszowie".
Na co rzeszowska "Wyborcza" zareagowała: "Fundusz Sprawiedliwości dla Marcina Warchoła wydaje się nieodłącznym orężem walki o fotel prezydenta Rzeszowa. Tym razem wiceminister sprawiedliwości przekazał 500 tys. złotych dla szpitala MSWiA. Pieniądze mają sfinansować zakup aparatu RTG".
Była i taka obietnica: – Wiem, że doszło tutaj do wielu włamań. Zainterweniuję u prokuratury krajowej z prośbą o zbadanie spraw, tak aby ustalić sprawców, i aby pokrzywdzeni otrzymali zadośćuczynienie.
Obietnice Ewy Leniart
Czy Marcin Warchoł przedobrzył? Przesadził z obietnicami? – To delikatne słowa. Kampania wyborcza to festiwal kłamstw, każdy coś obiecuje. Tylko zabawa polega na tym, by ludziom sprzedawać jak najmniej absurdalnych kłamstw, bo w którymś momencie nawet średnio inteligentny wyborca poczuje się oszukiwany – mówi nasz rozmówca.
Uważa, że przy ministrze Warchole obietnice Ewy Leniart prezentują się lepiej. –Chociaż w minimalnym stopniu sprawiają wrażenie, że jeśli nie teraz, to w przyszłości mogą doczekać się realizacji. W większej części to głównie obietnice drogowe. Na przykład obwodnica Rzeszowa, która akurat była blokowana przez panią wojewodę, a teraz jak jest kampania, pani wojewoda ją obiecuje. Jej obietnice są mniej populistyczne niż pana Warchoła. Ale nie tak bliskie sercu każdego wyborcy jak te, które on obiecuje. Bo gdyby jego były realne, wszyscy byliby szczęśliwi – przyznaje Mariusz Włoch.
Ewa Leniart obiecała na przykład park centralny na rzeszowskich bulwarach. "A na nim deptak, ścieżki rowerowe, fontanny, miejsce do wypicia kawy, place zabaw i mnóstwo zieleni" – wymieniają "Nowiny". Do Rzeszowa przyjechał wtedy Waldemar Buda, sekretarz stanu w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej, który zapowiedział, że ten projekt można zrealizować z Funduszy Europejskich dla Infrastruktury, Klimatu i Środowiska.
Leniart chce pomóc lokalnym artystom, chce organizować cykliczne wydarzenia plenerowe, zapowiada "co najmniej kilometr tras rowerowych na każdy 1000 mieszkańców miasta", a także stworzenie ringu wokół miasta – do celów rekreacyjnych i jazdy rowerem.
Czy Leniart i Warchoł toczą bój?
Patrząc z boku można mieć wrażenie, że to oni toczą między sobą najbardziej zaciekły bój o to, kto obieca więcej. Skoro Fijołek ma przejść do drugiej tury, bój na prawicy toczy się przecież o drugie miejsce. Ale w samym Rzeszowie podobno tego nie widać. – W debatach i w kampanii, która toczy się na ulicach miasta, tego boju między nimi nie widać tego. Szpile wbijają tylko liderzy partii, gdy tu przyjeżdżają – zauważa Mariusz Włoch.
Ale to, że na prawicy nie docenili Konrada Fijołka i tego, że aż tak bardzo będzie prowadził w sondażach, raczej daje się zauważyć. – Nikt się nie spodziewał, nawet strona opozycyjna, że w Rzeszowie uda się to, co nie udało się na poziomie ogólnopolskim. Że tak szybko opozycja się dogada i wystawi wspólnego kandydata, popieranego niemal przez wszystkie ugrupowania opozycyjne – mówi nasz rozmówca.
I że będzie cieszył się takim poparciem. Mariusz Włoch: – Jeśli uda się w Rzeszowie wygrać kandydatowi opozycji, to być może uda się powrócić do normalności także na forum ogólnopolskim.
Fijołek nie deprecjonuje też ludzi, którzy głosują na PiS. Mówi rzeczy realne. Mówi, że zagrożeniem dla samorządów jest to, że te które nie popierają rządu PiS, nie dostają funduszy. Na Podkarpaciu jest wiele takich miast. Mimo, że w kraju zbudowano teorię, że Rzeszów to bastion PiS, to nie jest do końca prawda. Jeśli Fijołek wygra, to zakładam hipotetycznie, jak się to postrzeganie miasta zmieni. I ilu będzie ojców tego sukcesu.