Sejmowa komisja sprawiedliwości negatywnie oceniła kandydaturę prof. Marcina Wiącka na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Pozytywną ocenę uzyskała kandydatka PiS, senator niezależna Lidia Staroń. W sejmowym głosowaniu może być jednak różnie, bo posłowie Porozumienia nie wykluczają poparcia dla kandydata opozycji. Z pomocą pospieszyła telewizja publiczna, próbując ocieplić wizerunek pani senator.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Magdalena Ogórek i Jarosław Jakimowicz zaprosili kandydatkę PiS na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich do porannego niedzielnego programu "W kontrze". Prowadzący nie kryli, że chodzi im o pokazanie innej, bardziej prywatnej twarzy Lidii Staroń. Oczywiście żadne niewygodne pytanie nie padło, ale i tak występ pani senator trudno uznać za udany.
"Odczaruję panią Lidię Staroń, będę rozmawiać o rodzinie, sporcie, hobby, serialach. Muszę z pani coś wydusić" – zapowiedział na początku spotkania Jakimowicz. Senator powiedziała, że ma dorosłe dzieci: trzy córki i syna. Zdradziła, że mieszka blisko jeziora i bardzo lubi rano w nim pływać i to od marca do października.
"Trudniejsze" pytanie postanowiła kandydatce na RPO zadać Magdalena Ogórek:
"Moje pierwsze spotkanie z panią to było w 'Studio Polska'. I ogrom ludzkiego cierpienia i spraw, z którymi pani przyszła do nas do studia. I pani jak ten rzecznik właśnie tych ludzi poszkodowanych. Skąd kobieta bierze siłę do walki? Czy także z jakichś swoich przeżyć? Czy z tego, jak została wychowana w domu, by walczyć o innych ludzi?".
Po tak sformułowanym pytaniu Staroń nie próbowała nawet być skromna.
Fakty sprzed lat na temat olsztyńskiej senator przypomniał ostatnio Piotr Pytlakowski z "Polityki". Dziennikarz opisał to, co znalazło się w jego tekście z 2008 r., gdy zaczynała się polityczna kariera Lidii Staroń.
"W skrócie chodziło o jej walkę z Zenonem Procykiem, ówczesnym prezesem spółdzielni mieszkaniowej 'Pojezierze' w Olsztynie. Wybudowała wraz ze wspólnikami na terenie spółdzielni lokal usługowy bez wymaganych zezwoleń. Nie kazano jej rozebrać samowoli, domagano się jedynie, aby płaciła za użytkowaną działkę i lokal właściwy czynsz. Uznała, że jest zbyt wysoki" – przypomina Pytlakowski.
Rezultat był taki, że Staroń wytoczyła przeciwko Procykowi armaty. Zarzuciła mu "samowolę, fałszerstwa dokumentów spółdzielczych i nakłanianie innych do fałszerstw, a także sprzedaż mieszkań w jednym z budynków po preferencyjnych cenach sędziom i prokuratorom, co miało zapewnić prezesowi bezkarność".
"Umiejętnie nakręcała spiralę oskarżeń i montowała medialną koalicję, aby prezesa skompromitować" – opisuje dziennikarz. A finał był taki, że zaatakowany przez Lidię Staroń prezes uniewinniony i wywalczył odszkodowanie za niesłuszny areszt. Cała sprawa kosztowała go wiele zdrowia.
Chyba to jest sprawa też charakteru. Ja przez całe życie, jak widziałam krzywdę, zawsze musiałam pomóc. I tak było! Miałam kręgosłup! Czyli miałam sumienie. Nawet właśnie dlatego, że miałam sumienie, a nie te sumienie było pod drzwiami, to ja wiedziałam, że muszę walczyć o ludzi. Ale dlatego, że oni dali mi siłę.