Polacy już wkrótce będą latali nowym Boeingiem 787. Wiele osób już dziś się tym emocjonuje. Dlaczego nowe maszyny PLL LOT wzbudzają tak wielkie zainteresowanie? Czy Dreamliner to naprawdę godny następca słynnego Concorde'a?
Już za miesiąc pierwszy Dreamliner w barwach PLL LOT pojawi się w Polsce. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem wystartuje w krótki rejs do Pragi, a od początku nowego roku będzie przewoził Polaków za ocean i do Azji. Wydawałoby się, że zakup kilku nowych maszyn przez jedną z wielu linii lotniczych to żadne wydarzenie. Z jakiegoś powodu jest jednak zupełnie inaczej.
Jak relacjonuje na swoim blogu w naTemat prezes Boeing Polska, Henryka Bochniarz, odbiór pierwszej maszyny, która trafi w ręce pilotów LOT-u przybiera w Seattle rangę prawdziwego święta. Jak zresztą wszystko, co od początku dzieje się wokół Boeinga 787 Dreamliner i za każdym razem, gdy kolejna maszyna opuszcza fabrykę. W przypadku polskich Dreamlinerów będzie specjalna wystawa w Muzeum Lotnictwa w Seattle, występy polskich artystów, a wszystko pod patronatem MSZ.
Dlaczego? Bo zdaniem wielu pasjonatów lotnictwa, to samolot, który w czasach, gdy z nieba zniknął Concorde, jest pierwszym od lat niekwestionowanym królem przestworzy. Choć nie jest skonstruowany w sposób wyjątkowo spektakularny, ma trzy cechy, które rozpalają wyobraźnię. Po pierwsze, jest pierwszą maszyną tego typu zbudowaną praktycznie tylko z materiałów kompozytowych. A to wydatnie pomogło mu w pobiciu dwóch rekordów. Dreamliner to dziś najszybszy i mogący latać na najdłuższych trasach liniowiec tej wielkości.
Gdy Boeing 787 odbierał tytuł Airbusowi A330, okrążył świat z jednym dwugodzinnym postojem w Bangladeszu w zaledwie 42 godziny i 27 minuty. Za pierwszym razem pokonując trasę o długości 19 tys. 835 km (o prawie 3 tys. km więcej, niż niegdyś przeleciał Airbus), a w drodze powrotnej pozostając w powietrzu przez 18 tys. 27 km. Maksymalna prędkość jaką osiągnął to 945 km/h. Daleko mu do ponaddźwiękowego Concorde'a, ale to wynik i tak zawrotny, jak na tak wielkie maszyny, które co dnia przewożą pasażerów na najdłuższych trasach świata.
Nic więc dziwnego, że wczorajszy wpis Henryki Bochniarz o Boeingu 787 Dreamliner był jednym z najpopularniejszych tekstów w naTemat. O lataniu marzymy od zawsze, a gdy już to robimy, chcemy wyżej, dalej i szybciej. I w czasach, gdy wyścig o te cele w lotnictwie cywilnym nieco wyhamował, Boeing 787 próbuje te marzenia choć trochę spełnić.
Dreamliner z pewnością już należy do najważniejszych konstrukcji w historii lotów pasażerskich, ale wszyscy wciąż czekamy przecież na prawdziwego następcę kultowego Concorde'a. Cóż z tego, że wkrótce możemy polecieć z Europy za ocean z prędkością ponad 900 km/h, gdy trzydzieści lat temu latano na tej trasie ponad dwa razy szybciej! Z naszego, nadwiślańskiego punktu widzenia, dziś jest o tyle lepiej, że wówczas tak podróżowano tylko z Londynu i Paryża, a teraz będzie to możliwe także z Warszawy.
I to ma być szansa dla pozostających od lat w dołku PLL LOT. Teraz nasze flagowe linie liczą, że rejsy Dreamlinerem do Chicago, Nowego Jorku, Toronto, a od marca także do Pekinu będą prawdziwym hitem i za każdym razem wszystkie z ponad 200 miejsc będą zajęte. Dreamliner ma być ratunkiem dla LOT także dlatego, że Senat USA najprawdopodobniej wyrazi wkrótce zgodę na to, by amerykański Ex-Im Bank udzielił polskim liniom leasingu finansowego na pierwsze pięć samolotów. No i dlatego, że linie za wstęp na pokład tej maszyny będą inkasował co najmniej 2 tys. zł w klasie ekonomicznej i od 10 tys. zł w klasie biznes...