Jeden z kanałów w serwisie Telegram już od ponad tygodnia publikuje treści, które mogą pochodzić z prywatnej skrzynki mailowej Michała Dworczyka. Tzw. afera e-mailowa to zdaniem prezesa PiS cyberatak zainspirowany w Rosji. Czy aby na pewno? Według ustaleń "Gazety Wyborczej" za całą sprawę odpowiada tak naprawdę osoba z najbliższego otoczenia szefa KPRM.
Kwestią zhakowania skrzynki mailowej Michała Dworczyka oraz badaniem ewentualnej autentyczności publikowanych przez Telegram treści zajmują się obecnie informatycy z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Według źródeł "Gazety Wyborczej" ABW ustaliła, że za aferę mailową odpowiada osoba z najbliższego otoczenia szefa KPRM.
– Wątek "rosyjskiego ataku" całkowicie upada. To wewnętrzna sprawa środowiska Dworczyka. Do ustalenia są motywacje osoby, która ujawnia te maile. Najprawdopodobniej doszło do jakiegoś konfliktu, niekoniecznie na tle politycznym – mówił informator "Wyborczej", który zapoznał się z ustaleniami śledztwa. Jego zdaniem do autora wycieków bardziej pasuje określenie "sygnalista" niż "haker".
Przypomnijmy, że hipotezę o "rosyjskim ataku" wysnuł w piątek prezes PiS Jarosław Kaczyński. W oficjalnym oświadczeniu dotyczącym afery e-mailowej poinformował, że Polska padła ofiarą rosyjskiego cyberataku, którego "skala i zasięg są szerokie".
"Analiza naszych służb oraz służb specjalnych naszych sojuszników pozwala na jednoznaczne stwierdzenie, że atak cybernetyczny został przeprowadzony z terenu Federacji Rosyjskiej. Jego skala i zasięg są szerokie" – ocenił Kaczyński.
Co ciekawe, "Wyborcza" informuje również, że gdy odpowiedzialni za bezpieczeństwo w sieci funkcjonariusze ABW podczas cyklicznych szkoleń przypominali urzędnikom o obowiązku używania wyłączenie poczty w domenie "gov.pl", to w odpowiedzi dostawali pytania: "Czy chcecie nas śledzić?".
Według ustaleń gazety Michał Dworczyk został już przesłuchany i udostępnił funkcjonariuszom hasła do swoich kont prywatnych oraz służbowych. Z ogromnej liczby zachowanych w jego skrzynkach maili ok. 1-2 tys. to poczta służbowa z okresu, gdy PiS sprawuje władzę.
"ABW skończyła już analizę ich zawartości. Nie ma tam materiałów z klauzulami poufne, tajne lub ściśle tajne, ale wiele z nich to projekty dokumentów, którym jeszcze nie nadano klauzul" – czytamy.