Ma 15 lat i zainteresowania zupełnie inne niż kreskówki i gry komputerowe. Mateusz Baranowski od dziesiątego roku życia trenuje snookera. Od lat pokonuje starszych od siebie. Zdobył mistrzostwo Polski do 21 lat. Już wkrótce zagra u boku wielkiego Ronnie'go O'Sullivana. - W Zielonej Górze jeszcze nie jestem sławny - mówi mi przez telefon. Jeszcze nie, ale niedługo może już być.
We wrześniu odbyły się eliminacje. Mateusz je wygrał, pokonał swych rówieśników i starszych od siebie. Wiedział, co będzie nagrodą - możliwość gry w deblu z zawodowym snookerzystą. "Słuchaj, do wyboru jest trzech: Liang Wenbo, Jack Lisowski i Ronnie O'Sullivan. Z kim z nich chcesz grać?"- usłyszał. Wybierał jako pierwszy. Pytanie uznał za retorycznie. Nie wahał się ani chwili. - Ronnie - powiedział.
Ronnie O'Sullivan - geniusz, który uwolnił się od demonów i znów jest mistrzem świata
Geniusz, showman, legenda
- Wiadomo, że Ronnie to legenda, fenomen. Geniusz. Wielu uważa, że jest najwybitniejszym zawodnikiem w historii i myślę, że te osoby mają dużo racji. To typowy showman. Każdy pojedynek to dla niego coś więcej niż mecz. Jest praworęczny, a potrafi pognębić rywala, grając lewą ręką. To się podoba, ludzie go za to kochają. Fajnie będzie z nim zagrać. Uwielbiam go oglądać, choć nie chcę być taki jak on. Chcę być Mateuszem Baranowskim, sobą - mówi mi przez telefon rezolutny 15-latek.
W 2010 roku w wywiadzie wyznał, że jego największym idolem jest inny zawodnik. Neil Robertson. Bo, podobnie jak on, też gra ofensywnie. Stara się jak najczęściej punktować. - Tak jest do dzisiaj. Ale oprócz niego i Ronnie'go jest jeszcze kilku ludzi, od których można się wiele nauczyć - mówi dzisiaj Baranowski.
Ma 15 lat, chodzi do gimnazjum. W styczniu na Malcie w fantastycznym stylu wygrał międzynarodowy turniej do lat 17. Zdobywał już też mistrzostwo Polski do lat … 19 i 21. Fenomen. Ale Mateusz nie popada w euforię. - W szkole nikt jeszcze nie wie, że zagram z O'Sullivanem. Po co mam im mówić? Pochwalę się, jak coś poważnego w tej dyscyplinie osiągnę - mówi w rozmowie z naTemat. Przyznaje też, że ogrywanie starszych od siebie na początku było dla niego dziwne. Ale dziś jest już do tego przyzwyczajony. - Snooker to dyscyplina, w której nie liczy się wiek, a umiejętności - tłumaczy pewnym siebie głosem. A w internecie można zobaczyć film, na którym w 2011 roku gra z Michałem Zielińskim. Pięć lat od siebie starszym i dużo od siebie wyższym.
Tu zobaczysz ten film:
Turniej deblowy, a potem rewanż za finał
Dzwonię do Marcina Nitschke, jego trenera. Jednego z najlepszych polskich snookerzystów w historii, który sięgnął po Drużynowe Wicemistrzostwo Europy. Człowieka, który organizuje całą imprezę. - To prawda, że w jednym z turniejów Mateusz z panem wygrał? - pytam. Odpowiedź: - To młody człowiek, ma dopiero 15 lat. Ale przyznaję, że rozegraliśmy mnóstwo spotkań. Wielokrotnie wygrywałem, ale też wielokrotnie z nim przegrywałem.
10 listopada w Zielonej Górze widzom zaprezentują się obaj. Podczas trzeciej edycji turnieju Lotto and Hot Shots Masters najpierw odbędzie się turniej deblowy. Wystąpią cztery pary, zagrają systemem pucharowym. Nitschke wystąpi w duecie z Allisterem Carterem, wicemistrzem świata. Kolejnym słynnym gościem imprezy. Ledwo skończy się turniej, a nastąpi rewanż za finał ostatnich mistrzostw świata. Wspomniany Carter zmierzy się z O'Sullivanem. I na koniec jeszcze jeden mecz. Ronnie kontra Nitschke. Do trzech wygranych frejmów. Gościem specjalnym imprezy będzie Sylwia Bogacka, srebrna medalistka w strzelectwie z Londynu.
Ronnie O'Sullivan i najszybszy maksymalny brake w historii:
Nitschke jest świetnego zdania o swoim podopiecznym - Mateusz to wzorowy chłopak do prowadzenia. Ma do tej gry serce i głowę, do tego świetnie radzi sobie w szkole, potrafi połączyć sport z nauką. Jak daleko zajdzie? Może nawet najdalej, ale wszystko zależy od tego, jak będzie postępowała w Polsce popularyzacja snookera - mówi w rozmowie z naTemat.
Szkoła, snooker, ręczna, angielski
Pobudka, szkoła, powrót do domu, w domu kilkugodzinny trening - tak z perspektywy Mateusza wygląda każdy dzień od poniedziałku do piątku. W weekendy jeździ na treningi do zielonogórskiego klubu bilardowego Hot Shots, który prowadzi jego trener i w którym odbędzie się listopadowa impreza. Do lekcji, do gry w snookera, dochodzą jeszcze zajęcia z angielskiego. I piłka ręczna, raz w tygodniu.
- Na basen nie chodzę, chociaż powinienem, bo przy stole snookerowym przez większość czasu jest pozycja zgięta. Mam tę ręczną, do tego czasami gram jeszcze w ping-ponga - fachowo mówi Mateusz. I po chwili dodaje: - Kiedyś miałem więcej czasu, by spotykać się z kolegami. Teraz jest problem, ciągle jestem zajęty. Ale wierzę, że warto podążać tą drogą.
Mateusz Baranowski udziela wywiadu:
Z jednej strony 15-latek, z drugiej stół snookerowy. Duży stół, na którym trzeba sobie poradzić. - Nie mam z tym żadnego problemu. Nawet jak na swój wiek jestem bardzo niski i czasami jak gram to widać stół, a mnie nie widać. Ale od tego są różne przyrządy, by taki problem zminimalizować - śmieje się Mateusz.
Może jeszcze jeden cytat z wywiadu sprzed dwóch lat. Zapytany, co jest najfajniejszego w snookerze, wtedy jeszcze 13-letni Baranowski odpowiedział: "Podoba mi się w snookerze to, że można się skupić. No i grać". Wie, jak ważna jest głowa. Wie, że najlepsi regularnie współpracują z psychologami sportu. On, póki co, tego nie planuje.
Na koniec dodaje, że w Zielonej Górze nie jest popularny. Coś tam usłyszy na ulicy tata, o sukcesach dowiedzą się w szkole nauczyciele. Ale to wszystko. - Jeszcze nie jestem sławny - mówi mi przez telefon.
Jeszcze. Czyli plany są bardzo ambitne. I, póki co, jak najbardziej realne.