Wygrana Ebrahima Raisi w irańskich wyborach prezydenckich nie była raczej dla nikogo zaskoczeniem. Jednak dla Irańczyków wybór ultraprawicowego kandydata oznacza ostateczne zawłaszczenie ostatnich filarów, które pozostawały jeszcze niezależne od władzy. Na Raisim spoczywa też odpowiedzialność za śmierć irańskich opozycjonistów po rewolucji w latach 70. ubiegłego wieku.
Raisi wygrał z poparciem 62 proc. głosów. Jego kontrkandydat Abdolnaser Hammati uzyskał 8,5 proc. poparcia. Mówi się, że Irańczycy nie wierzą już w możliwą zmianę sytuacji. Frekwencja wyniosła wyjątkowo niskie 48 proc. Przeciwni reżimowi i najwyższemu przywódcy w większości zostali w domu. Raisi był faworytem w wyścigu, a władze ułatwiała mu wygranie wyborów, które w zasadzie były tylko formalnością.
Ebrahim Raisi będzie miał drugą najważniejszą funkcję w państwie. Władza jednak należy przede wszystkim do Najwyższego Przywódcy Iranu, czyli Ajatollaha Ali Chamenei. Wygrane wybory oznaczają też całkowite przejęcie władzy w państwie przez tzw. twardogłowych. Do tej pory reżim organizował "kontrolowane" wybory, co Irańczykom dawało poczucie sprawczości, a zagraniczni przywódcy byli względnie zadowoleni.
Teraz wszystkie instytucje trafiają w ręce władzy. Co z jednej strony jest wygodne, z drugiej kładzie na politykach pełną odpowiedzialność, co może doprowadzić do gniewu Irańczyków w przypadku kryzysowych sytuacji.
Iran jest rządzony według twardych i konserwatywnych zasad islamu, które zostały wprowadzone w państwie po rewolucji irańskiej w 1978 r. W latach 80. XX wieku Raisi był członkiem komisji, która skazała na śmierć kilkuset opozycjonistów. Wydarzenie dały mu przydomek "Rzeźnika z Teheranu". Od tamtej pory sukcesywnie awansował i piął się po kolejnych szczeblach kariery. Mówi się, że jego prezydentura będzie wiązała się z zastąpieniem "Najwyższego", który ma już 82 lata.