Jeszcze parę lat temu nie potrafiłbym sobie wyobrazić tego samochodu w rozrośniętej wersji. Tymczasem Toyota poszła za rynkowymi trendami i właśnie pokazała Yarisa Cross, którego setki osób już zamówiło dosłownie w ciemno. My byliśmy na pokazie egzemplarza z próbnej serii i wiemy, czym japońska marka w najbliższym czasie chce zawojować rynek.
Z tym podbijaniem rynku to dosłownie, bo Toyota ma ambitny cel. W 2022 r. chce być numerem jeden w segmencie B-SUV, czyli planuje zdetronizować Dacię Duster. Patrząc na to, co dzieje się jeszcze przed premierą Yarisa Cross, to wcale nie musi być bujanie w obłokach.
Kiedy pierwszy raz rzuciłem oko na nową Toyotę podczas premiery w Warszawie, nie miałem żadnych skojarzeń z tym "zwykłym" Yarisem. Nowy SUV jest o 24 cm dłuższy od Yarisa, o 6 cm wyższy i ma… 17-centymetrowy prześwit. Dla porównania, to tylko o 2 cm mniej niż w RAV4, co w tym przypadku można uznać za wręcz niewiarygodny wynik.
Z zewnątrz auto wygląda zgrabnie i sprawia wrażenie kompaktowego, co jest istotne dla klientów, którzy decydują się na małego SUV-a. W dużym uproszczeniu, to samochód do zwinnego przemieszczania się w korkach, łatwego parkowania i praktycznego wsiadania i wysiadania. A jak jeszcze okaże się, że mało pali, to zbliżymy się do ideału.
W aucie o długości ponad 4,1 m wygospodarowano przestronne wnętrze i bagażnik o pojemności do 397 l, który może otrzymać podwójną, dzieloną podłogę oraz zaczepy na pasy mocujące. Klapę da się otworzyć za pomocą przycisku albo znanym już gestem "kopniaka" pod zderzakiem.
Wnętrze Yarisa Cross zaskoczyło mnie przestronnością. Kiedy usiadłem na tylnej kanapie, nie musiałem zginać kolan i miałem jeszcze miejsce nad głową, co w tym aucie nie było takie oczywiste. Z kolei z przodu poczułem się znajomo, bo stylistycznie wykończono wszystko bardzo w stylu Toyoty, ale jakby z delikatnym powiewem świeżości. Niestety, w wielu miejscach nie zabrakło topornego plastiku. Zdążyłem go wyczuć na elementach, które są wystawione na najszybsze zużycie się.
Jeśli chodzi o gadżety, nowością jest system multimedialny Toyota Smart Connect, który zadebiutuje w Europie właśnie na pokładzie Yarisa Cross. Mowa tu o zupełnie nowym ekranie, nawigacji w chmurze czy aktualizowaniu danych o ruchu drogowym. Toyota przy zakupie oferuje gotową do użycia przez cztery lata kartę SIM, żeby klienci nie musieli się już martwić, jak skorzystać z tych wszystkich funkcji. Poza tym Apple CarPlay i Android Auto łączą się bezprzewodowo, za co duży plus.
W bazowych wersjach pod maską Yarisa Cross znajdziecie silnik 1,5 l o mocy 125 KM, ale już wiadomo, że największą popularnością cieszą się wersje z układem hybrydowym o mocy 116 KM. Można do niego zamówić także w pełni elektryczny napęd tylnej osi. Dla wielu z was ciekawostką będzie fakt, że napędy do Yarisa Cross, podobnie jak do Yarisa hatchbacka, produkowane są w Polsce.
Nowy Yaris Cross jest dostępny w wersjach Active, Comfort, Executive, uterenowionej Adventure i limitowanej Premiere Edition. W przypadku każdej z nich auto można dowolnie personalizować. Paleta kolorów obejmuje 8 lakierów oraz 12 dwukolorowych kombinacji z czarnym, złotym lub białym dachem.
Na liście dodatków może się znaleźć choćby nagłośnienie Premium Audio JBL z 8 głośnikami, wyświetlacz HUD na przedniej szybie czy skórzana tapicerka z perforacją.
Przedsprzedaż nowego miejskiego SUV-a ruszyła 1 czerwca. Od początku klienci zamówili 450 egzemplarzy, z czego 75 procent to hybrydy. I co kluczowe, mowa o osobach, które przecież nie widziały jeszcze nowej Toyoty na oczy. Za najtańszą konfigurację trzeba zapłacić 74 900 zł, z kolei ceny wersji hybrydowej startują z pułapu 88 900 zł.
Jak usłyszałem, klienci prawie wcale nie zwracają uwagi na te najtańsze propozycje. Mierzą wyżej i celują w lepiej doposażone opcje. Za "wypasionego" Yarisa Cross zapłacicie nawet 130 tys. zł. Patrząc na ten podstawowy cennik, Toyota podeszła do sprawy rozsądnie. Volkswagen T-Cross, Hyundai Kona czy Renault Captur w bazowych propozycjach to także wydatki rzędu 75-80 tys. zł.
W tym roku produkcja Yarisów Cross będzie ograniczona, bo w fabrykach w sierpniu zaczyna się przerwa wakacyjna, więc realnie pełną parą ruszy dopiero we wrześniu. Seryjne samochody przyjadą do Polski we wrześniu lub na początku października.