Agnieszka trafiła do włoskiego burdelu. Zdradza, dlaczego zdecydowała się przerwać milczenie
Alicja Cembrowska
11 lipca 2021, 13:58·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 11 lipca 2021, 13:58
Są doświadczenia, które zostają z nami na zawsze. Agnieszce do tej pory trzęsą się ręce, gdy mówi, jak musiała wyjść na scenę we włoskim burdelu. Trafiła tam bez swojej zgody, nieświadoma, co się dzieje. Po latach uznała, że jest gotowa, by o tym opowiedzieć.
Reklama.
Agnieszka Boruta wraz z zespołem pojechała do Włoch na dwutygodniowy kontrakt taneczny. Wszystko było oficjalnie zorganizowane.
Na miejscu okazało się, że dziewczyny mają pracować w całkiem inny sposób, niż przewidywała umowa.
Agnieszka długo nie opowiadała o tym zdarzeniu głośno, teraz poczuła się gotowa, by wrócić do tych emocji.
Agnieszka Boruta jest tancerką i choreografką. Tańczyć zaczęła w wieku 9 lat. Ma na koncie najwyższą, międzynarodową, mistrzowską klasę "S" oraz liczne zwycięstwa na parkietach ogólnopolskich i międzynarodowych. Występowała (lub robiła choreografię) w spektaklach, programach telewizyjnych (m.in. "Jaka to melodia", "Twoja twarz brzmi znajomo", gościnnie w "Tańcu z gwiazdami"), a także reklamach i teledyskach.
Przerwałaś milczenie po 16 latach. W 2005 roku trafiłaś do burdelu we Włoszech. Dlaczego zdecydowałaś się publicznie opowiedzieć swoją historię?
Właściwie to jest kilka powodów. Pierwszym z nich jest potrzeba uświadomienia innym, że takie rzeczy nie dzieją się tylko w filmach, tylko tuż obok nas. Zagrożenie jest ciche, więc tym bardziej niebezpieczne. Czujność staje się uśpiona, jeśli się o tym nie rozmawia. A skoro się nie mówi, to znaczy, że nie istnieje…
To łączy się z kolejnym powodem. Panuje przekonanie, że "o pewnych sprawach głośno się nie rozmawia", a to zamyka kobietom usta. W większości przypadków nie mówimy o swoich doświadczeniach, choć mogłoby to ustrzec inne kobiety, a przede wszystkim następne pokolenia. Kobiety są zastraszane, a to jest uwarunkowane społecznie. "Bo wstyd", "bo nie wolno", "bo stracę na wartości w oczach ludzi", "bo mnie wyśmieją", "bo inni mają przecież gorzej", "bo jak nie powiem, to znaczy, że się nigdy nie wydarzyło".
Te narzucone nam przekonania sprawiają, że konamy pod tym ciężarem w samotności. Kolejny powód jest bardziej osobisty. Jest to dla mnie forma autoterapii. Jeszcze coś się we mnie oczyszcza, domyka i integruje. Chcę, aby inne kobiety zobaczyły ten proces, bo być może im to również pomoże coś zrozumieć.
Mogłabym tak mnożyć powody, ale podam ostatni, co by rozmowa nie była tylko o tym. Po tak traumatycznych doświadczeniach można: być szczęśliwą, zbudować piękne życie, żyć pełną parą, spełniać marzenia. Trauma mnie nie definiuje, choć nadała mi imię. To również chcę pokazać.
Wspomniałaś, że wcześniej o tym nie rozmawiałaś, a jak rozmawiałaś, to sama często bagatelizowałaś temat, śmiałaś się z tego doświadczenia – taka była twoja reakcja obronna. Mówiłaś też, że ludzie często nie wiedzą, co zrobić z takim wyznaniem. Nie wiedzą, jak reagować. Czego ci wtedy zabrakło?
Porady. Zabrakło mi wtedy kogoś, kto z własnego doświadczenia potrafiłby mi powiedzieć "rozumiem, przez co przeszłaś, rozumiem twój ból i emocje", "będziesz przechodzić różne etapy radzenia sobie z tym wszystkim", "u mnie zadziałało to i to. Pomogło mi tamto".
Wiesz, takie proste wytłumaczenie, co się zadziało i co się dziać będzie. Też chcę zaznaczyć, że dostałam wtedy przytulenie od rodziny i ówczesnego partnera. Jednak żadne z nich nigdy nie znalazło się w takiej sytuacji, więc nie mieli pojęcia, co mogą zrobić. To były też inne czasy. Inny dostęp do informacji i mimo wszystko trochę inna mentalność dookoła.
Minęło 16 lat. Jak to doświadczenie wpłynęło na twoje życie?
Zmieniło całkowicie jego bieg. Byłam spokojnym, cichym, nieśmiałym i bardzo wrażliwym dzieciakiem. Dorastałam w przekonaniu, że jestem malutką pierdółką.
Jak stawałam się młodą kobietą, zastanawiałam się, jakbym sobie poradziła w sytuacji zagrożenia. Bo przecież są różne reakcje: zamrożenie, ucieczka, walka, poddanie. Przyszedł czas, że znalazłam odpowiedź na to pytanie. To całe bagno pokazało mi, że jestem silna, że walczę, myślę logicznie i jestem w stanie uratować sobie życie.
I to przestawiło pewną zapadkę w głowie. Moja transformacja się zaczęła. Mimo że trauma przygniatała do ziemi, gdzieś pod tym całym ciężarem wiedziałam, że sobie poradzę. Teraz, po tylu latach, po ogromnej ilości procesów z tym doświadczeniem i kilkoma innymi, o których jeszcze nie powiedziałam, wiem, jaką kobietą jestem.
Odnalazłam swoją moc. Swoją tożsamość. Chcę dawać wsparcie. Studiowałam psychologię i jestem na półmetku psychoterapii. Poza własnymi doświadczeniami i ogromną empatią mam również fachowe narzędzia. Jak mogłabym to wszystko odrzucić i patrzeć na cierpienie innych, wiedząc, że mogę podać rękę i dać wsparcie?
Wróćmy do 2005 roku. Pojechałaś do Włoch jako tancerka, miałaś ze swoim zespołem dać kilka występów. Pojawiło się kilka intuicyjnych czerwonych lampek, jednak wyjazd był oficjalny, przecież każdego roku setki zespołów artystycznych wyjeżdżają za granicę na występy, wydawało ci się, że wszystko jest ok. Wiesz, co poszło nie tak? Kto był odpowiedzialny za to zdarzenie?
Do dziś nie mam pojęcia. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to
pytanie.
Formalnie nic nie wzbudzało twoich wątpliwości?
Nie. Byłyśmy w ambasadzie Włoch w Warszawie. Miałyśmy pozwolenia na pracę. Menadżerka grupy była we Włoszech na spotkaniu w miejscu, w którym miałyśmy występować. Od strony formalnej nic nie wzbudzało podejrzeń.
Pojechałyście do Włoch pracować, a nagle trafiacie do burdelu. Co się dzieje w głowie młodej dziewczyny, gdy dociera do niej, że znalazła się w sytuacji, o której słyszała w filmach czy wiadomościach?
To był totalny szok. W mojej głowie działo się absolutnie wszystko! Ja też jestem dosyć specyficzna. Typ nadmiernie myślący, analityczny i bujna wyobraźnia… Do tego miałam chaos emocji plus niebotyczny strach i niedowierzanie.
Czułam ogromne rozstrojenie wewnętrzne. Abstrakcja na zewnątrz. Niezły miks… W trakcie tej sytuacji nie myślałam o tym, że widziałam takie "coś" w filmach. Po doświadczeniu szoku, załamania, niedowierzania, użalania się nad sobą, strachu, że już po mnie, płaczu, bezsilności i złości, włączył się instynkt przetrwania.
W komentarzach pod twoim nagraniem ktoś zwrócił uwagę, że nie zgłosiłyście się na policję. Dlaczego tego nie zrobiłyście?
Bo pierwszą myślą było "RATUJ SIĘ NATYCHMIAST!". Polki same we Włoszech, a ich "opiekunem" był ogromny Rosjanin… Raczej ocierało się to o mafijne towarzystwo, a mafia ma szerokie wpływy, więc śmiało można było przypuszczać, że policja nie stanęłaby po naszej stronie. Nawet gdyby było inaczej, procedury trwają, i to bardzo długo.
A my chciałyśmy uciec najszybciej jak to możliwe i po cichu, żeby było to w ogóle możliwe. Dodam tylko, że w takim szoku myśli się inaczej, niż siedząc w domu, oceniając sytuację z wygodnej perspektywy. Chciałyśmy być bezpieczne w swoich domach i zrobiłyśmy coś, co dawało nam największe na to szanse.
W twojej opowieści poruszył mnie moment występu na scenie, bo zdecydowałyście się dać pokaz, pomimo świadomości, gdzie jesteście. Wspominasz o starszym mężczyźnie, któremu raz spojrzałaś w oczy, który się dotykał. Teraz często, gdy kobiety poruszają ten temat, padają argumenty, że "ojeju, facet tylko spojrzał na twoją dupę, nie przesadzaj"... Jak to jest? Wzrok może ranić?
Wzrok może ranić! Komentarz może ranić! Dotyk może ranić! Z wykrzyknikiem, bo nie rozumiem, dlaczego nadal jest o to spór. Ten mężczyzna robił ze mną wszystko, co chciał w swojej wyobraźni. A ja widziałam na jego twarzy, jaki ma scenariusz. Przecież dobrze wiemy, że czasami spojrzenie mówi więcej niż milion słów. To jest przekraczanie granic. I często początek do dalszych czynów.
Może przemówię głosem wściekłej kobiety, ale… Ktoś, kto twierdzi, że jest inaczej, nie doświadczył tego lub sam jest winny.
Czym dla ciebie teraz, z tymi wszystkimi doświadczeniami, jest kobiecość? Jaką jesteś kobietą?
Nie jestem w stanie podać krótkiej i zwięzłej definicji, bo ciągle się zmieniam i moja świadomość wzrasta. Mam w sobie mnóstwo różnych jakości. Trauma pokazała mi, że jestem silna, waleczna, myślę szybko, mam dużo odwagi (choć nogi z waty), ale też jestem miękka i delikatna, pełna empatii. Czuję, że mam w sobie równowagę. Wiadomo, że czasem z niej wypadam, bo życie jest nadal życiem, ale na pewno potrafię wrócić do swojego centrum.
Jeśli chodzi ogólnie o definicję kobiecości, to uważam, że bardzo się pogubiłyśmy. Świat cały czas narzuca nam konkretne jakości, które próbujemy dogonić. Ale czy tak naprawdę czujemy się z nimi dobrze? Kobiecość jest mocą. A ta moc dla każdej z nas jest inna.
Uważasz, że taktyką twojej głowy było wyparcie tych wspomnień? Wielu rzeczy nie pamiętasz z tamtego okresu.
Jest dużo różnych, ostrych reakcji na stres. Są objawy typowe dla lęku, najprościej mówiąc, trudności w oddychaniu, odrętwienie, palpitacje serca, trzęsące się ciało, omdlenia, ból brzucha, poczucie nierealności, nudności, dezorientacja itd. Często występuje również zawężenie pola świadomości, czyli odczucia typu poruszanie się jak
we mgle, działanie z "automatu".
Następstwem ostrej reakcji na stres może być niepamięć całości lub fragmentów wydarzeń. W ten sposób umysł pozbywa się napięcia. Wyparcie jest mechanizmem obronnym. Tak dokładnie było w moim przypadku. Choć i tak wydaje mi się, że dużo
pamiętam.
Teraz gdy po latach wiele osób decyduje się ujawnić gwałty, krzywdę, wyrządzoną przez inną osobę, przemoc psychiczną czy fizyczną, często słyszą, że "jakoś tak długo milczały, a nagle sobie przypomniały". Oczywiście jest to mocna sugestia, że kłamią, wymyślają, przesadzają, chcą takim wyznaniem coś osiągnąć – sławę, zasięgi... Opowiedz o tym mechanizmie "zapominania" i "przypominania".
Myślę, że powyższa odpowiedź na pytanie, wiele tłumaczy z zakresu "zapominania". Krótko mówiąc – mechanizm obronny. Poza tym, tak jak wcześniej wspomniałam, jesteśmy mocno uwarunkowane społecznie. Wydaje się, że wszyscy stoją po stronie oprawcy, a nie ofiary.
Musimy tłumaczyć się ze wszystkiego, wracając do traumatycznych doświadczeń (czyli przeżywać to raz jeszcze), udowadniając, że nie jest się winną i że to stało się naprawdę. Takie zjawisko nazywa się wtórną wiktymizacją i choć używa się go w przypadku organów ścigania, to uważam, że każdy przeciętny człowiek ma również ten "grzech" na sumieniu.
Poza tym występuje również pewność wsteczna/pełzający determinizm, czyli ocenianie
przeszłych wydarzeń jako bardziej przewidywalne, tzn. "Jak można jechać tańczyć za granicę?! Przecież to było oczywiste", "wyszła na imprezę w krótkiej sukience, więc czego się spodziewała?".
Wszyscy wokół są fachowcami i wiedzą najlepiej, co i dlaczego się stało. Dodajmy jeszcze przekonania i mity dotyczące gwałtów: "Była pijana, zasłużyła", jeśli mężczyzna i kobieta są w związku, to nie jest gwałt, jeśli kobieta nie krzyczała, to nie jest gwałt.
Boimy się wstydu, który czujemy, gdy ktoś wyśmiewa i wmawia nam, że kłamiemy. Boimy się, że będziemy wytykane palcami, czy żyły ze stygmatami do końca życia. Często bardziej niż uwagi potrzebujemy pomocy.
Często też jest strach o własne życie, bo kat wolno i swobodnie chodzi na wolności. Mamy zaledwie kilka, z całej rzeszy powodów, dlaczego kobiety milczą o swoich doświadczeniach. A mówią o tym po latach, bo są najzwyczajniej w świecie GOTOWE, chcą zmiany, sprawiedliwości i można by tak mnożyć bez końca.
A co do zasięgów. Trudno mi sobie wyobrazić, że tak bardzo skrzywdzona kobieta, mówi o swoim koszmarze po to, aby zyskać popularność. Być może są i takie. Nie mnie to oceniać. W moim przypadku to nie zasięgi były intencją. Natomiast cieszę się, że jest
tyle wyświetleń, bo to oznacza, że historia dociera do szerokiego grona i może faktycznie otworzyć komuś oczy lub pomóc w trudnym czasie.
Napisałaś: "Przez tyle lat byłam z tym sama. (...) Bałam się bardzo. Wszystkiego. Mimo że kompletnie nie było tego widać". Podzielenie się tą historią pozwoliło ci się oczyścić z jej brudu albo chociaż zbliżyć się do tego oczyszczenia?
Kiedy podzieliłam się swoją historią, poczułam ulgę. Jakby ktoś zdjął mi tonę z ramion. Co ciekawe, przestałam się malować. Wcześniej robiłam to każdego dnia. Mam poczucie, że to jest metafora prawdy o sobie. Nosiłam tajemnicę. Teraz dałam ją światu. Nie mam potrzeby się chować ani kolorować rzeczywistości.
A makijaż trochę z tym się wiąże. Nie oznacza to absolutnie, że rezygnuję z
niego zupełnie, ale na ten moment wkładam luźną kieckę, zaczesuje włosy i idę. Nic więcej mi nie trzeba. Czuję się wolna od piętna.
Co chcesz powiedzieć osobom, które spotkało coś podobnego?
Rozumiem Cię.
Słyszę i widzę.
Możesz być szczęśliwa.
Możesz zbudować życie marzeń.
Możesz spełnić marzenia.
Możesz kochać i być kochana.
Możesz wszystko.
Droga do tego miejsca nie jest łatwa i przyjemna, ale warta każdej łzy
i zwątpienia.
Wierzę w Ciebie.
Jesteś piękna.
Jesteś wartościowa.
Jesteś ważna.
Świat Cię potrzebuje, choć być może teraz jeszcze w to nie wierzysz, to
przyjdzie taki czas, że spojrzysz w lustro i to wszystko w sobie odnajdziesz. TO JEST MOŻLIWE.
Przytulam Cię mocno do serca. Wysyłam ogrom miłości. Nie jesteś sama.