Zbliża się północ, czas na oczepiny, czyli czas na... uciekanie z sali. Wiele osób właśnie ten element weselnej zabawy przyprawia o dreszcze. Katarzyna Narowska, która prowadzi na Instagramie profil "Ślubny nieporadnik", postanowiła wskazać najgorsze rozrywki. Te, o których lepiej zapomnieć nie tylko dla własnego dobra, ale i dla dobra gości.
Najgorsza atrakcja na weselu, taka, która u ciebie wywołuje gęsią skórkę, to?
Denerwuje mnie sytuacja, w której ktoś – DJ lub para młoda – zmusza mnie do zrobienia czegoś np. do wyjścia na środek sali i bawienia się, do uczestniczenia w czymś, co mi nie odpowiada. A najgorsza zabawa na weselu, która utkwiła mi w pamięci, to zabawa w "jajko".
Widziałam to jako dziecko i do tej pory nie potrafię o tym zapomnieć. Niestety, kiedy byłam już dorosła, spotkałam się także z zabawą w baloniki. Mam nadzieję, że takie atrakcje wreszcie skończą.
Przyznaję, że wiem – niestety – na czym polegają te zabawy. Jednak pewnie nie wszyscy są tego świadomi, dlatego opowiedz proszę, o co w nich chodzi. Jedna i druga jest z podtekstem seksualnym?
Tak, jedna i druga zabawa jest z podtekstem seksualnym. W przypadku "jajka" kobieta musi przełożyć surowe jajko z jednej nogawki spodni mężczyzny do drugiej, ale zrobić to tak, żeby tego jajka nie zbić. Oczywiście najbardziej spektakularny moment to ten, kiedy ona majstruje mu przy suwaku. Wszyscy wtedy zrywają boki ze śmiechu...
Zabawa w "baloniki" ma dwie wersje. Pierwsza zakłada pompowanie balonu pompką, na którą trzeba siadać. W drugiej chodzi o to, że balon usiłują przebić pary, naciskać na niego, przyjmując różne pozy i wykonując różne ruchy. Ci, którzy zrobią to jako pierwsi, dostają w nagrodę alkohol, bo przecież tego na weselu najbardziej brakuje.
Niektóre kobiety nie chcą nawet uczestniczyć w łapaniu welonu, bo kończy się to tym, że tworzą "parę" z panem, który złapał muszkę.
Sporo dziewczyn pisało mi, że bywało i tak, że jeśli któraś złapała welon, to rzeczywiście była zmuszona do tańca z mężczyzną od muszki. Tańca dość niewybrednego, z podtekstem erotycznym.
Kiedy na weselach, na których byłam, zbliżały się oczepiny, starałam się oddalić niezauważona. Nie zawsze się to oczywiście udawało.
Ja tak samo. Uciekałam na papieroska, choć papierosów nie palę.
Takie ucieczki chyba nie są czymś marginalnym. Oczepiny to dla wielu osób jeden z najgorszych momentów na weselu.
Bardzo dużo moich obserwatorek na Instagramie pisze mi o tym, że kiedy zbliżają się oczepiny, też się zmywają. Choć muszę przyznać, że jest coraz więcej osób, które decydują się na organizowanie subtelnych zabaw na weselu. To jednak wymaga rozmów i pracy.
Jeśli nie przedyskutujemy tej kwestii z wodzirejem, to może on zrobić to, co jemu się podoba. A z informacji, które dostaję, wynika, że niektórzy mają ułańską fantazję i uważają, że skoro goście już sobie popili, to można robić, co tylko im się podoba.
Niektóre pary młode w pewnym sensie boją się rezygnacji z takich atrakcji, boją się przeciwstawić "tradycji". Były na iluś weselach, na których takie zabawy się pojawiły, więc myślą, że goście tego oczekują. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie.
Naprawdę zdarza się tak, że wodzirej może robić, co tylko sobie zaplanuje?
Większość młodych par wydaje się być na tyle świadoma, że stara się przedyskutować z nim, jaką muzykę puszczać, a jakiej nie. Wiem jednak, że są tacy wodzireje, którzy od lat prowadzą wesela według konkretnego scenariusza. Nie dam im się przetłumaczyć, że coś nie jest dobrym pomysłem. Podobnie jest z przywiązaniem do zbierania na wózek.
I to chyba jest kontrowersyjny punkt.
Zdania są podzielona. Teoretycznie 90 proc. osób – moich obserwujących – twierdzi, że jest to wymuszanie pieniędzy, że jest niefajne. Jest jednak i taka grupa, która mówi, że zbieranie na wózek na weselu to tradycja, a tradycji ruszać nie wolno, że w ich regionie wręcz się na to czeka. Przyznaję, że z tych wszystkich atrakcji, ten element jeszcze bym zniosła, choć nie jestem fanką.
Wracając do nieszczęsnych konkursów. Co jeszcze można włożyć do kategorii "najgorsze atrakcje"?
Dużo jest konkursów związanych z piciem alkoholu, co jest żenujące, bo wlanie w siebie takiej ilości, w szybkim tempie – nawet jeśli ktoś jest ekstra zawodnikiem – wiadomo, jak się skończy.
Kolejna zabawa to zakręcony. Pijemy wódkę, kręcimy się wokół kija od szczotki i biegniemy. Zawsze zastanawia mnie, skąd biorą się pomysły na takie atrakcje, kto na to wpada?
A "rozbieranko"? O tym też pisała pani na swoim Instagramie.
Są to takie zabawy, do których wybieramy ochotników, którzy jak najszybciej pozbywają się garderoby. Jeśli ktoś wypił już trochę alkoholu, hamulce puszczają. W rezultacie oglądamy wujka lub dziadka w samych bokserkach. Zupełnie bez sensu. Przecież wesele to celebracja miłości, spotkanie rodzinne, a przynajmniej ja tak to odbieram.
Są jeszcze atrakcje, które znalazły się w kategorii "ubrudź się". Co to takiego?
To np. zabawa "niemowlak". Traktujemy panów jakby byli dziećmi. Karmimy ich z zamkniętymi oczami, smarujemy jedzeniem. Jest też smarowanie mężczyzn pianką i golenie ich przez partnerkę.
Najgorsze jest to, że te zabawy są powielane na wszelkiego rodzaju portalach, zajmujących się taką tematyką, które są od lat na rynku. Stamtąd pary też czerpią inspirację.
Są jeszcze atrakcje, które wykorzystują zwierzęta.
Tutaj będę bezlitosna. Bardzo mnie to denerwuje, że w "ślubnych" programach telewizyjnych, które prowadzą znane panie, pokazywane są biedne motyle w pudełkach. One nie śpią, one są zmęczone i często po takim wybryku odchodzą z tego świata. Może motyl nie jest super przykładem i nie będzie chwytał za serce.
Mnie chwyta.
Wykorzystuje się też gołębie, są pokazy tańca z wężami... Uważam, że to głupota, bo wesele to nie jest cyrk. Podobnie jest z fajerwerkami i lampionami. W ten sposób tylko straszymy zwierzęta. Nie wspominając o koszcie takiej trwającej 5 minut atrakcji, jest ogromny.
Pieniądze można przecież przeznaczyć na super podziękowania dla gości, na wspaniały tort, na budkę z prosecco. Cokolwiek innego, a nie puszczanie pieniędzy w powietrze.
Jeśli jednak ktoś ma nadmiar pieniędzy, może niech zrobi coś dobrego, wesprze schronisko, potrzebujące dzieci, co mu tylko w duszy gra.
Problemem jest też chyba to, że czasami te zabawy trwają dwie godziny.
Dużo panien młodych zwracało mi uwagę na to, że czasem te zabawy – nawet jeśli nie są obciachowe – trwają bardzo długo, że jest jedna atrakcja za drugą i nie ma nawet kiedy pójść do toalety, złapać oddech. Jeśli ktoś decyduje się na atrakcje, to zalecałabym, żeby nie było ich więcej niż 2-3, maksymalnie 4.
Warto chyba też pamiętać, że atrakcje nie są żadnym przymusem?
Jest coraz więcej wesel typu slow, podczas których można usiąść w ogrodzie, można spokojnie porozmawiać, cieszyć się swoim towarzystwem. Chodzi przecież o to, żeby pobyć ze sobą, a nie na siłę wymyślać zabawy.
Jeśli para młoda tego nie czuje, nie lubi takich zabaw, to w ogóle nie ma takiego obowiązku, nie musi niczego takiego organizować. Nikt nie ma prawa od nich tego wymagać.
Młode pary często boją się, że ktoś poczuje się urażony. Trudno, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie dogodzisz. Rób tak jak czujesz, a to, czy ciocia Jadwiga nie będzie zadowolona, bo oczekiwała zbierania na wózek, nie jest istotne.