Facebook, czy Twitter to świetne narzędzia do tego, by w kilku chwilach zrobić karierę od pucybuta do milionera. Media społecznościowe, które śledzą miliony ludzi w kraju i na świecie pozwalają czasem zyskać sławę naprawdę szybko. Jednak w niektórych przypadkach w sieci można stać się w mgnieniu oka nie tyle sławnym, co osławionym.
Gdy mowa o takich przypadkach znad Wisły, wszystkim na myśl z pewnością przychodzi historia Macieja Maciejewskiego. Jeszcze rok temu nikomu nieznanego radnego Prawa i Sprawiedliwości z Warszawy, o którym wszyscy usłyszeli przez kilka wpisów na Twitterze. Ale jakich wpisów! "Cywilny boeing jest przygotowany do lądowania na brzuchu a bombowiec TU154 nie wytrzymuje zderzenia z brzozą tak?!!!!!!", "a teraz te szuje z PO będą piały jaki to wielki sukces ryżego" - komentował spektakularne lądowanie kpt. Wrony przed rokiem. Gdy prezydent pilotowi zamierzał gratulować, podsumował: "Miała być konf LOT, ale to bydle musi się podlansować, podziękuj swoim panom z Kremla pajacu".
Naśladowców Maciejewskiego nie brakuje
Za te słowa zapłacił później sankcjami w swojej partii, ale nawet takiej sławy było mu mało. ""Żałuję, że Policja nie zabroniła marszu Rosjan i honoru Polaków musieli bronić 'kibole'. Brawo dla nich! Nie dajmy sobie pluć w twarz" - pisał przed meczem Polska-Rosja podczas Euro 2012. Już nie tylko jako stołeczny radny, ale również wolontariusz na mistrzostwach Europy. Przestał nim być kilkadziesiąt godzin później. Przez jakiś czas kamery wszystkich stacji jednak znowu były skierowane na niego.
Tej sławy zadaje się pozazdrościł mu kilka dni temu poseł Platformy Obywatelskiej Maciej Zieliński. Wrocławskiego polityka, jak większość Polaków mocno sfrustrowało zamieszanie wokół organizacji meczu Polska-Anglia na Stadionie Narodowym w Warszawie. Jak większość z nas, odruchowo całą złość wylał więc na Polski Związek Piłki Nożnej... "Muszę zaśpiewać znaną piosenkę o PZPN bo brak mi słów na tą żenadę JE*** PZPN!!!" - tak Zieliński komentował problemy z dachem na Facebooku. Wcześniej dodał również: "jak można być takim debilem???? Stadion z dachem!!!!!!! nikt nie śledzi POGODY????????".
Gdy do posła zapukali dziennikarze, ten chyba nieco przestraszył się jednak tego rodzaju popularności. Inaczej, niż radny PiS postanowił więc przyznać, że nieco przesadził. "Sytuacja była dramatyczna, stąd wpis" - powiedział "Gazecie Wrocławskiej". "Nie wypada, ale to wszystko przez emocje" dodał. O tym, że poseł Maciej Zieliński w ogóle w Sejmie zasiada cała Polska dowiedziała się jednak po raz pierwszy.
Być może Zieliński postanowił jednak przeprosić, bo w jego partii internetowych skandalistów niespecjalnie się ceni. O czym przekonał się radny PO z Bolesławca, Wojciech Kasprzyk. "Co ma Murzyn białego? Słuchać!" - tak działacz Platformy próbował rozbawić swoich sympatyków na Facebooku. Nie rozśmieszył jednak szefa dolnośląskiej PO, europosła Jacka Protasiewicza. - Takie słowa kompromitują polityka nawet na szczeblu lokalnym. Świadczą o intelektualnej ułomności radnego i elementarnym niezrozumieniu wartości, które wyznaje Platforma Obywatelska - stwierdził. I tymi słowami ukradł radnemu całe show.
By szybko przypomnieć o sowim nazwisku na internetowy skandalik decydują się jednak także doświadczeni politycy. Jak na przykład poseł Stanisław Pięta z PiS. "Zorganizujemy im »godne« powitanie każdego dnia w każdym mieście. Będą tak spie... że zatrzymają się dopiero u swojego mocodawcy Putina" - pisał na Facebooku Pięta o swoim pomyśle odpowiedzi na objazd Polski, który latem zapowiedzieli politycy Ruchu Palikota. Swój wpis okraszając stwierdzeniami o "Narodowej Deratyzacji Polski", rozwijając to określenie jako "ogólnopolską akcję oczyszczania kraju z lewackiej hołoty". Przez kilka dni pisały o Pięcie wszystkie portale, donosiły radiostacje, tylko do telewizji słabo się to przebiło.
Szokować świat
Maciejewski, Zieliński, Kasprzyk, czy Pięta to jednak skandaliści na skalę co najwyżej ogólnopolską. O sławę międzynarodową przy okazji igrzysk olimpijskich próbował tymczasem zawalczyć europoseł PJN, Marek Migalski. W 140 znakach na Twitterze postawił na wszystko, co może szokować. "Dlaczego Isia gra z jakimś amerykańskim Grodzkim. To niesprawiedliwe!" - napisał. W krótkim komentarzu mieszcząc ksenofobię, rasizm i uprzedzenia do środowiska LGBT. O Migalskim i partii Polska Jest Najważniejsza natychmiast mówiły oczywiście wszystkie media. Kariery w BBC, czy CNN jego wpis jednak nie zrobił, gdyż polityk zapomniał, że warto byłoby napisać go po angielsku.
Poszukiwaczy szybkiej sławy na Facebooku, czy Twitterze nie brakuje zresztą także za granicą i to nie tylko wśród polityków. "Sędzia był naćpany" - tak decyzję o dwóch żółtych kartkach i wyrzuceniu z boiska komentował zawodnik TSG 1899 Hoffenheim Ryan Babel. Zanim przyciągnął uwagę niemieckich mediów, jeszcze jako zawodnik FC Liverpool na Twitterze zszokował Brytyjczyków, umieszczając tam fotomontaż sędziego Howarda Webba w koszulce Manchesteru United. W ten sposób Babel chciał sugerować, że sędzia specjalnie pomógł w zwycięstwie Manchesteru nad jego ówczesną drużyną.
Szybko od zera do "bohatera" dzięki Twitterowi przebył drogę także Irlandczyk Leigh Van Bryan. Tuż przed wyjazdem do USA napisał: "Jesteś wolna w tym tygodniu na szybkie spotkanie, zanim wyjadę i zniszczę Amerykę?". Gdy tam doleciał... został zatrzymany na lotnisku, poddany wielogodzinnemu przesłuchaniu, a potem profilaktycznie odesłany z powrotem do Irlandii. Co szybko opisały media na całym świecie.
Jak myślicie, czy to właśnie chęć wzbudzenia wokół siebie zainteresowanie, czy po prostu zwyczajna głupota skłania niektórych do szokowania wpisami na Facebooku, czy Twitterze?