Jak dowiedzieliśmy się w poniedziałek, prokuratura umorzyła śledztwo ws. afery respiratorowej. – To jest coś, co z daleka pachniało brzydko. W niektórych krajach jak ktoś zawalił, to zdarzała się dymisja. A tutaj ani dymisji, ani prokuratury – skomentował nowy przewodniczący PO Donald Tusk.
– Nie wiem jak to nazwać właściwie, ale to jest trochę plucie ludziom w twarz – ocenił Donald Tusk podczas poniedziałkowego spotkania z dziennikarzami. – Nie chodzi tylko o aspekt finansowy i tej co najmniej dwuznaczności, bo nie jestem uprawniony, żeby mówić o przestępstwie, ale wszyscy widzieliśmy, jak to cuchnęło z daleka – dodał.
– To był ten moment, w którym ja poczułem się bardzo uderzony, nawet upokorzony jako Polak, że można robić takie rzeczy w czasie pandemii w sprawach, które mają ratować ludziom życie czy zdrowie, a nagle się okazało, że to jest coś, co z daleka pachniało bardzo, bardzo brzydko – mówił nowy przewodniczący PO.
– W niektórych krajach zdarzały się nieporównywalne, ale zdarzały się sytuację, że ktoś zawalił takie rzeczy, to była natychmiastowa dymisja, a tutaj ani dymisji, ani prokuratury to znaczy nic się nie stało, "Polacy, nic się nie stało". Stało się – podkreślił były premier.
Przypomnijmy, że afera respiratorowa wybuchła w czerwcu ubiegłego roku, gdy do kraju w terminie nie dotarł zakupiony sprzęt medyczny. Ministerstwo Zdrowia kupiło 1,2 tys. respiratorów za 200 mln zł od spółki E&K, która wcześniej zajmowała się produkcją motolotni.
Firma ta otrzymała z ministerstwa 154 mln zł zaliczki. Nie wywiązała się jednak ze zobowiązań. Z 1241 zamówionych respiratorów dostarczono jedynie dwieście. Nadeszły one z opóźnieniem, w dodatku były niekompletne, bez gwarancji, bez serwisu i bez części zamiennych.
Warto zauważyć, że resort kierowany wówczas przez Łukasza Szumowskiego mógł zamówić urządzenia prosto od producentów w ramach unijnego przetargu. Wybrano jednak pośrednika z Lublina. W efekcie nie było ani respiratorów, ani pieniędzy.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut