Alfa, Beta, Gamma, Delta, a teraz Lambda. W sytuacji, kiedy wszyscy marzymy o powrocie do normalności, informacje o kolejnych mutacjach koronawirusa wywołują niepokój. Jednak do tego, że będą się one pojawiały, musimy przywyknąć. – Z punktu widzenia przeciętnego zjadacza chleba one zasadniczo nie różnią się od siebie niczym specjalnym, może poza zakaźnością w przypadku niektórych z nich – mówi w rozmowie z naTemat wirusolog Tomasz Dzieciątkowski.
Ile właściwie mamy już dziś wariantów koronawirusa?
Mutantów wirusa mamy bardzo wiele. Należy jednak rozróżnić pewne kwestie, WHO klasyfikuje warianty w dwóch kategoriach. Mamy tzw. Variants of Interest (VOI), czyli warianty budzące zainteresowanie, ponieważ potencjalnie mogą stać się groźne, i to, co powinno nas interesować – Variants of Concern (VoC).
Do tej drugiej kategorii należą warianty godne uwagi, budzące obawy. Te mają zdecydowanie większy potencjał epidemiczny. Zaliczamy do nich wariant Alfa – nazywany brytyjskim, wariant Beta – południowoafrykański, wariant Gamma – określany jako brazylijski, i oczywiście Delta – wariant indyjski. Praktycznie wszystkie z nich pojawiły się w poprzednim roku.
Tylko akurat w tym momencie wariant Lambda nie jest zaliczany do "Variants of Concern". Na razie jest klasyfikowany jako "Variants of Interest".
To, że jest tak sklasyfikowany, może się jednak zmienić?
Może. Tak naprawdę wariant Lambda jest podstawowym czynnikiem zakażeń w Ameryce Południowej – poza Brazylią – od jesieni zeszłego roku. Natomiast problem jest taki, że na bliżej nieznanej drodze przedostał się do Australii.
Wiemy już także o Epsilon, czyli wariancie kalifornijskim, w Nowym Jorku mamy Iota, Kappa to Indie, Zeta – Brazylia... A to i tak nie wszystkie.
Te warianty także należą do "Variants of Interest". Mają pewne znaczenie epidemiologiczne, ale głównie lokalnie. Nie są obecnie wariantami zagrożenia z punktu widzenia całego świata.
Każdy kolejny wariant może być bardziej odporny na szczepienia i bardziej zakaźny?
Może, ale wcale nie musi. Według wszystkich ustaleń naukowych, szczepionki – z mniejszą lub większą skutecznością – w większości przypadków dają skuteczność protekcji powyżej 50 proc. Jeśli mamy dwudawkowy schemat szczepienia, zapobiegają też w pewnym stopniu tworzeniu się nowych wariantów genetycznych wirusa.
Co powinniśmy wiedzieć o Alfa, Beta, Gamma, Delta, czyli tych wariantach, które są godne uwagi?
Powinniśmy wiedzieć, że są. Z punktu widzenia przeciętnego zjadacza chleba, a także z punktu widzenia przeciętnego dziennikarza, one zasadniczo nie różnią się od siebie niczym specjalnym, może poza zakaźnością w przypadku niektórych z nich.
Najbardziej zakaźny – przynajmniej na chwilę obecną – jest wariant Delta, który ma współczynnik zakaźności na poziomie mniej więcej 5-6, gdy pozostałe mutacje wirusa SARS-CoV-2 mają góra do 3.
Te warianty, które dziś są znane, nie są ostatnimi?
Oczywiście. Powiedzmy sobie bardzo wyraźnie, kiedy wirus mutuje. Wirus mutuje wtedy, kiedy się replikuje, a replikuje się wyłącznie w żywej komórce wrażliwego żywego organizmu.
W związku z tym, jeśli mamy taki organizm wrażliwy, który jest niezaszczepiony, to będzie on bardziej podatny na zakażanie wirusem, a więc może wygenerować większą liczbę mutacji.
Natomiast jeżeli będziemy mieli organizm zaszczepiony, prawdopodobieństwo zakażenia jest mniejsze i co za tym idzie, mniejsze jest prawdopodobieństwo tworzenia nowych mutantów. Stąd też postulaty, żeby wszczepiony był jak największy odsetek społeczeństwa.
Pojawiają się komentarze, że to szczepionki sprawiają, że wirus się uodparnia i mutuje.
Absolutnie nie, to są brednie.
Podsumowując, jakie informacje są dziś dla nas istotne?
Musimy wiedzieć, że mutacje wirusa są, że mogą się tworzyć nowe, że akurat w tym momencie wszystkie są wrażliwe na szczepionki. Praktycznie wszystkie dają bardzo podobne objawy zakażenia, nie mówiąc o tym, że postępowanie lecznicze w przypadku każdego jest takie samo.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut