Współautor Polskiego Pawilonu na Expo 2010 w Szanghaju, współwłaściciel biura architektonicznego WWAA, autor scenografii i plakatów teatralnych. 33-letni Marcin Mostafa w weekend został wybrany na prezesa warszawskiego Stowarzyszenia Architektów Polskich, które do tej pory uchodziło za organizację dość skostniałą. Czyżby szykowała się architektoniczna rewolucja? Rozmawiamy z Mostafą o trudnym środowisku, koniecznych zmianach i balu dla architektów.
„Może wreszcie coś się ruszy”, „Trzymam kciuki” i „Nie ma co marudzić, trzeba wierzyć w młodych”. Komentarze pod wiadomością o twojej nominacji na prezesa warszawskiego SARP-u są entuzjastyczne. Idzie nowe?
Idzie młode. W końcu wśród członków stowarzyszenia jakieś 70 proc. jest już na emeryturze. Niewątpliwie więc odmłodzimy statystyki. Co za tym pójdzie? Trudno na razie mi powiedzieć. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Na pewno jednak będzie nam zależało na przywróceniu roli SARP-u. To przykre, ale dla mojego pokolenia, to stowarzyszenie praktycznie nie istnieje. My chcemy to zmienić.
Nie istnieje nie tylko dla środowiska, ale także w mediach. Wchodząc na waszą stronę można się wystraszyć.
To prawda. Jednym z naszych pierwszych planów jest zadbanie o komunikacje zewnętrzną. W tej chwili wszystko to wygląda dość ponuro.
Tak jak niektóre fragmenty naszego miasta. SARP ma jakiś realny wpływ na ich wygląd?
Od kiedy powstała Izba Architektów, do której należy, każdy kto ma uprawnienia, rola SARP-u trochę się rozmyła. Dawniej pełnił on funkcję integracyjną i opiniotwórczą. Dziś należenie do stowarzyszenia nie jest już obowiązkiem. Trudne jest też rozpoznanie praktycznych działań SARP-u.
A ty? Potrafisz je rozpoznać?
Zaczynam szukać. Jako zarząd mamy już kilka celów. Po pierwsze zależy nam na zaistnieniu w świadomości mieszkańców, jako stowarzyszenie, które dba o jakość architektury. Po drugie, chcemy zintegrować środowisko warszawskich architektów. Po trzecie wejść w dialog z miastem, z konserwatorem zabytków, z jego instytucjami kultury. Planów jest oczywiście znacznie więcej, ale to są takie trzy główne cele.
Chcemy żeby za kilka lat nikt nie zadawał pytań co to jest SARP i czym się zajmuje
Zeby było jasne że SARP jest wiarygodnym i profesjonalnym partnerem w dziedzinie jakości architektury i przestrzeni publicznej, autorytetem dla władz ustawodawczych i wykonawczych. A członkowie warszawskiego oddziału SARP to ludzie, których interesuje nie tylko architektura, ale też mieszkańcy i ich potrzeby.
Dacie radę zrobić to sami?
Oczywiście potrzebujemy wsparcia starszych kolegów. Mamy jednak nadzieję, że młodzi zaczną wstępować i aktywnie działać w ramach Stowarzyszenia.
Co wcześniej ich odstraszało?
Może struktury, może średnia wieku. Trudno powiedzieć jednoznacznie, choć powstanie Izby Architektów na pewno nie pomogło Stowarzyszeniu. W komunizmie SARP był opiniotwórczy, był autorytetem. Organizował bale, wystawy, spotkania. Dziś nie ma na to ani pieniędzy, ani miejsca. Być może integracja pokoleń trochę tę sytuację zmieni. Marzy mi się chociażby coroczny bal architektów. Na razie to jednak tylko plany.
Brzmi świetnie. Pytanie tylko, czy warszawscy architekci będą mieli ochotę na zabawę pod jednym dachem. Z tego co wiem, to mocno rozproszone środowisko.
To prawda. Trudno nawet powiedzieć, że tworzymy jakąś grupę. W Warszawie jest to wyjątkowo trudne, w końcu jest tu silna konkurencja. Trudno tańczyć walca, kiedy na co dzień z zimną krwią walczy się o projekty.
Ostatnio miałem okazję odwiedzić SARP w Katowicach. Tam już do władz doszli młodzi ludzie, podobnie wygląda to w Poznaniu. Myślę, że to naturalna kolej rzeczy. Trzeba pamiętać, że architekci zawodowo dojrzewają później, więc wszystko u nich trochę dłużej trwa.
No właśnie, poprzedni prezes, Jakub Wacławek, piastował stanowiska prezesa przez dwie kadencje. Nie miał ochoty na kolejne trzy lata?
Tak naprawdę Kuba sam namówił nas do kandydowania. Bez jego wsparcia i pomocy pewnie by nam się nie udało. Jakub Wacławek jest wspaniałym człowiekiem. To on zainicjował plan, żeby oddać stery młodym i forsował ten pomysł.
Można powiedzieć, że się udało. Będziecie działać na kontrze do poprzedniego zarządu, czy raczej czerpać z ich doświadczenia?
Sprzeciw i bunt to rzeczy naturalne młodym. Myślę jednak, że będziemy współpracować. Budować nowe, ale także opierać się na ich doświadczeniu. Wbrew pozorom to bardzo trudny kawałek chleba, trudno więc już mówić jak to się wszystko skończy. Będziemy jednak dążyć do porozumienia.
Bo tak trochę jest. Urodziłem się w Warszawie, tu się edukowałem i czuję, że temu miastu jestem coś winny. Oczywiście, nie można przesadzać, jako prezes SARP-u będę pracował także w swojej pracowni, w końcu buduje środowisko w którym sam tkwie.
No właśnie. Twoja prezesura nie koliduje z praktyką? Jesteś wziętym architektem.
Mam nadzieje, że nie. Oczywiście nie będzie łatwo połączyć te obowiązki, ale nie mogę sobie pozwolić na zrezygnowanie z prowadzenia pracowni. Jedyne co mogę obiecać, to, to, że moje projekty nie będą kolidowały z ustaleniami SARP-u. Chcę żeby to wszystko organicznie współdziałało. Czas pokaże, czy to w ogóle możliwe.