Sobotnie wystąpienie marszałek sejmu Elżbiety Witek na pikniku rodzinnym w Otyniu, podczas którego nie wytrzymała konfrontacji z przeciwnikami rządu, odbiło się szerokim echem w mediach. Jej zachowanie dla Wirtualnej Polski skomentowała ekspertka ds. mowy ciała Daria Domaradzka-Guzik.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
Elżbieta Witek gościła na pikniku rodzinnym w lubuskim Otyniu. Jej wystąpienie zostało oprotestowane przez zwolenników opozycji, którzy m.in. zaczęli skandować hasło "Konstytucja". Marszałek Sejmu niespodziewanie do nich dołączyła sugerując tym samym, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie depcze ustawy zasadniczej.
Zdenerwowana Witek zarzuciła opozycjonistom, że korzystają z zapomóg socjalnych wprowadzonych przez rząd PiS. – Bez żadnych skrupułów bierzecie i narzekacie. (...) To jest mało honorowe, bo jakbym się nie zgadzała z decyzjami rządu, to nigdy od takiego rządu nic bym nie wzięła – grzmiała Witek do mikrofonu.
Zachowanie marszałek Sejmu podczas pikniku skomentowała dla Wirtualnej Polski ekspertka ds. mowy ciała Daria Domaradzka-Guzik. Na wstępie stwierdziła, że Witek musiała czuć się bardzo nieswojo w sytuacji, w której się znalazła.
– Marszałek została wyciągnięta ze swoich naturalnych okoliczności, w których najczęściej przebywa, czyli z sali sejmowej. Na co dzień to ona decyduje, komu użycza głosu i ma prawo go odebrać. Może kontrolować, co mówi i w jakim tempie – wyliczyła.
– Tutaj jednak została pozbawiona swojego zwyczajowego kontekstu i wrzucono ją na głęboką wodę, bez doświadczenia. Dlatego w sobotę mogliśmy zaobserwować jej totalne zagubienie – dodała.
Ponadto Domaradzka-Guzik oceniła, że marszałek Sejmu z pewnością nie jest "trybunem ludowym", a podczas wystąpienia musiała być pod wpływem bardzo silnych emocji.
– Efektem tego było wejście w bardzo wysokie tony, wymachiwanie rękami i zbyt szybkie tempo mówienia. To naturalna reakcja, bo ciało daje takie objawy, gdy jesteśmy zdenerwowani – podsumowała.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut