Ośmioro zawieszonych członków zarządu, w tym sześciu posłów – to bilans posiedzenia władz Nowej Lewicy, do którego doszło 17 lipca. Przewodniczący Włodzimierz Czarzasty podkreśla, że dotrzyma słowa i doprowadzi do zjednoczenia SLD z Wiosną na równych zasadach. Zbuntowani członkowie Nowej Lewicy porównują go do Kaczyńskiego i Stalina. Oto jak wyglądały kulisy spotkania, które zamiast zażegnać, zaogniło konflikt.
Poseł Wiesław Buż nabrał podejrzeń, że coś się dzieje, gdy dostał sms–a od sekretarza Nowej Lewicy (poprzednio: SLD), posła Marcina Kulaska. Bliski współpracownik Włodzimierza Czarzastego wzywał go na rozmowę z przewodniczącym NL, która miała się odbyć w siedzibie dawnego SLD przy Złotej w piątek o 18:00.
– Pan poseł doskonale wiedział, że jestem poza Warszawą. Kilka dni wcześniej uprzedziłem go, że cały tydzień spędzę w Gdyni opiekując się wnuczkami. Zamknięto im nagle żłobek, córka została na lodzie. Nie mogłem wszystkiego rzucić z dnia na dzień po wiadomości posła Kulaska. Podróż do Warszawy miałem zaplanowaną na sobotę – mówi naTemat poseł Wiesław Buż (okręg Rzeszów).
Posłanka Karolina Pawliczak (Kalisz) telefon ws. spotkania z przewodniczącym w piątek wieczorem dostała w piątek rano. Na rozmowie się nie pojawiła. – Przecież wiadomo, że potrzeba trochę czasu, aby się zorganizować – tłumaczy posłanka.
Kolejny ze zbuntowanych posłów, Bogusław Wontor (Zielona Góra), również został wezwany na spotkanie z Włodzimierzem Czarzastym w piątkowy wieczór. Również na 18:00. I również odmówił. – Od dłuższego czasu jestem na zwolnieniu lekarskim. Lekarze doradzają mi ograniczanie stresu, z tego powodu ostatnio nie bywam w Sejmie. Dlatego propozycji spotkania z przewodniczącym nie przyjąłem – tłumaczy Wontor.
Poseł nie pojawił się także na zarządzie zwołanym na sobotę w samo południe. Jednak to nie znaczy, że ominęło go zamieszanie, do jakiego doszło na spotkaniu Nowej Lewicy. Obserwował je w mediach, ale przede wszystkim docierało do niego przez ekran smartfona. Tego dnia urządzenie aż się rozgrzało od sms–ów i połączeń.
"Myślałem, że dostanę zawału"
W sobotę poseł Buż wsiadł do samochodu o 5 rano. Chciał mieć pewność, że punktualnie dotrze z Gdyni na posiedzenie zarządu. – Byłem kilkanaście kilometrów przed Warszawą, gdy walnął mnie sms: zostałem zawieszony w prawach członka partii. Zatrzymałem się na poboczu, czytałem wiadomość raz za razem. Myślałem, że dostanę zawału – mówi poseł Nowej Lewicy.
Po kilku minutach odpalił auto. Kierunek: Warszawa, a konkretnie ulica Złota, siedziba dawnego SLD, dziś Nowej Lewicy. – Przychodzę, patrzę, a tam nie ma żadnego posiedzenia. Przewodniczący Czarzasty przeniósł je do biurowca, nic nam nie mówiąc – relacjonuje poseł Buż.
"Nam", czyli zawieszonym posłom z zarządu Nowej Lewicy. – Udało się nam ustalić, gdzie odbywa się posiedzenie zarządu. Pojechaliśmy na miejsce – mówi polityk. W tym czasie na Twitterze hulało już pisemne uzasadnienie decyzji o zawieszeniu posła Tomasza Treli. Opublikował je sam zainteresowany.
Taką mamy klimę
Dziennikarka Agata Szczęśniak informuje, że jako oficjalny powód przeniesienia obrad z siedziby Nowej Lewicy podano awarię klimatyzacji.
Członek zarządu, team Czarzasty: – Nie jestem elektrykiem, nie znam się na tym. Nawet gdyby do awarii nie doszło, przewodniczący ma prawo wyznaczyć posiedzenie zarządu poza siedzibą partii.
Posłanka Anna Maria Żukowska (Warszawa), stronniczka przewodniczącego: – To nie był pierwszy raz, klimatyzacja na Złotej wysiada regularnie. W okolicy jest mnóstwo knajp, a sieć jest przeciążona, więc wywala korki – mówi Żukowska.
Słowa Żukowskiej potwierdza wieloletni bywalec lokalu przy Złotej. – Tam nawet z klimą jest dusznawo. Nie dziwię się, że w upały Czarzasty przeniósł obrady gdzie indziej – mówi.
I jeszcze raz członek zarządu, zwolennik przewodniczącego: – Miał prawo zrobić to, co zrobił. Inna sprawa, że z tego wszystkiego powstał tor przeszkód, ale czy można się dziwić Czarzastemu? Przecież jak pozwoli oszukać Wiosnę, to wszystko weźmie w łeb, Nowa Lewica się posypie jeszcze zanim się zaczęła – stwierdza.
Sam popiera zjednoczenie SLD z Wiosną na równych warunkach, choć wywodzi się z Sojuszu.
Jak nie drzwiami, to wyjściem awaryjnym
– Gdy dotarłem do biurowca, w którym odbywało się posiedzenie, zatrzymali mnie ochroniarze. Mieli imienną listę osób, które mogli wpuścić na zarząd – opowiada poseł Buż. A nazwisk osób, które wcześniej zawiesił przewodniczący Włodzimierz Czarzasty, na niej nie było. – Nie pomogła legitymacja poselska, ochroniarze byli nieugięci. Zostałem więc na dole razem z posłanką Senyszyn. Przepychanki nie są w moim stylu – mówi poseł z Podkarpacia.
Jednak część zawieszonych osób nie przyjęła odmowy do wiadomości. – Weszli wyjściem awaryjnym, ominęli ochronę. I usiedli na sali, gdzie miał się zacząć zarząd. A wtedy Czarzasty zawinął swoich zwolenników i poszedł do innego pomieszczenia, do którego już naszej grupy nie wpuścił. I tam zamknięty na klucz kolejno przegłosowywał, co chciał. Po drodze zawiesił jeszcze tylko Sebastiana Wierzbickiego i Wincentego Elsnera – opisuje poseł Wiesław Buż.
W takim składzie zarządu znalazła się większość 3/4 głosów wymagana do powołania w Nowej Lewicy dwóch – i tylko dwóch – frakcji. Dwie frakcje gwarantują równy podział władzy między polityków dawnego SLD i dawnej Wiosny. Buntownicy (sami protestują przeciwko używaniu tego słowa) chcieli, by tych frakcji było więcej. Tym samym Wiosna miałaby w Nowej Lewicy mniej do powiedzenia niż SLD.
Z rozmów naTemat z politykami rozwiązanej już partii Roberta Biedronia wynika, że na taki ruch kolegów z Sojuszu zareagowaliby wystąpieniem z klubu parlamentarnego. W taki scenariusz nie wierzy jednak zawieszona (jak podkreśla: nieskutecznie) posłanka Karolina Pawliczak.
Inny członek zarządu, który sprzeciwił się Czarzastemu: – Mogę się z panią założyć, że nawet bez równego podziału władzy Wiosna nie wystąpi z klubu Lewicy.
Stronnik Czarzastego słysząc te słowa nie kryje oburzenia. – Niech ten ktoś wypije szklankę zimnej wody, jeśli myśli, że Wiosna by tego nie zrobiła. Jak można robić politykę z kimś, kto oszukuje? Za kogo oni uważają polityków Wiosny? Za popychadła? – pyta.
Poseł Buż, jak mówi, do równego podziału władzy między SLD i Wiosną nie jest przekonany. Jego zdaniem Wiosna nie powinna czuć się zagrożona, bo chodzi o zasady. Posługuje się plastyczną analogią. – Przychodzi pani do wybudowanego domu. Ktoś poświęcił lata ciężkiej pracy na to, by ten dom powstał. I pani nagle zajmuje pół budynku. Czy to jest sprawiedliwe? Czy to jest uczciwe? – dowodzi poseł Buż.
Co dalej
Posłanka Żukowska: – Atmosfera była nerwowa. Ważyła się przyszłość Lewicy, na szali był rozpad klubu.
Poseł Wontor do swojego zawieszenia podchodzi filozoficznie. – Często jest tak, że wygrywa się bitwę, ale już nie wojnę. Jestem przekonany, że to jest jedna z takich sytuacji. To, co robimy, to nie jest bunt, lecz obrona wartości. A wartością jest sprawiedliwość. Bo nie zawsze podział pół na pół jest sprawiedliwy. Wartością jest także demokracja w partii. Prawda ostatecznie wygra. Dlatego jestem dobrej myśli – mówi parlamentarzysta.
Stronnik Czarzastego wskazuje, że choć emocje sięgały zenitu, to nie było awantur. – Nie było krzyków. Po naszej stronie był szok. Ci, którzy dziś próbują wywracać umowę ws. dwóch frakcji, lub nawet twierdzą, że nigdy jej nie było, żyją w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Ten proces trwa od grudnia 2019. Tylko równa Nowa Lewica może się przeciwstawić PiS–owi. Tymczasem niektórzy chcą złamać słowo dane Wiośnie, która zaufała i oddała się w nasze ręce. Nielojalność w polityce zawsze kończy się katastrofą.
Znowu poseł Wontor. – Nigdy nie było żadnego dokumentu, że dzielimy się z Wiosną pół na pół. Mówię jasno: jestem zwolennikiem zjednoczenia, problemem są zasady, na jakich ma to przebiegać. Sprawę naszego zawieszenia rozstrzygnie Rada Krajowa, która zbierze się 31 lipca – mówi poseł z Zielonej Góry.
Posłanka Żukowska: – Rada Krajowa? Przecież Czarzasty jej nie zwołał. To będzie spotkanie przy kawie i ciasteczkach.
Zawieszony poseł Buż: – Bardzo źle się z tym wszystkim czuję. Tyle lat ciężkiej pracy w regionie... Jeszcze kilka tygodni temu przewodniczący Czarzasty chwalił mnie jako architekta porozumienia opozycji w Rzeszowie. Teraz jestem na liście osób, których się nie wpuszcza. To wszystko potoczyło się jak w gangsterskim filmie. Myślałem, że się zbierzemy, porozmawiamy... Nie byłem gotowy na to, co się stało.
Wieloletni bywalec siedziby SLD przy Złotej wierzy w szczere intencje części adwersarzy Czarzastego. – Niektórzy buntownicy są ideowi, ale inni walczą o frukta. Chcieliby się przytulić do Platformy, mimo wyraźnego braku zainteresowania Tuska, a potem dostać posady i posadki w takich miastach jak Warszawa, Łódź... Krążą plotki, że już trwają rozmowy z Koalicją Obywatelską. Mam nadzieję, że to tylko plotki.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut