
Google stara się jak najmniej ingerować w wyniki wyszukiwania. Jak mówi nam Jerzy Łabuda, redaktor technologie.newsweek.pl. „Roboty” Google'a przeszukują sieć, indeksują treści i tworzą kopie niektórych zasobów na serwerach wyszukiwarki, żeby szybciej wyświetlać wyniki. – Zdjęcie, które usunęliśmy z jakiejś strony, jeszcze przez chwilę będzie w pamięci podręcznej Google i może wyświetlić się w wynikach Grafika Google, mimo że z oryginalnej witryny je usunięto. Poza tym wystarczy chwila, żeby ktoś obrazek skopiował i opublikował na innej stronie, to się dzieje naprawdę szybko - mówi Łabuda.
Zdjęcie, które usunęliśmy z jakiejś strony, jeszcze przez chwilę będzie w pamięci podręcznej Google i może wyświetlić się w wynikach Grafika Google, mimo że z oryginalnej witryny je usunięto. Poza tym wystarczy chwila, żeby ktoś obrazek skopiował i opublikował na innej stronie, to się dzieje naprawdę szybko.
Jerzy Łabuda tłumaczy, że Google nie ma sposobu, by z tą sytuacją sobie łatwo poradzić. – Wyszukiwarka próbuje być inteligentna, lecz różnie to wychodzi w praktyce. Otrzymując hasło "Barcelona", wyszukiwarka nie wie, czy chodzi nam o miasto czy też drużynę. Rozbija hasło na szereg liczb i szuka podobnych liczb na innych stronach – mówi. Tłumaczy, że to dlatego Google nie rozumie, iż dane zdjęcie jest obraźliwe czy narusza czyjeś prawa. – Automat nie wie, co jest na zdjęciu. Wie, jak zdjęcie się nazywa, zna jego rozmiar, może próbować robić „skrót” zdjęcia, jego sygnaturę. Jednak lekko modyfikując plik możemy udać, że to zupełnie inna fotografia – dodaje.
Ekspert dodaje, że co raz trafi do internetu, już z niego nie wypłynie. – Jeśli coś zostanie usunięte z jednego miejsca, pojawi się w drugim – ocenia Jerzy Łabuda.
Fotografia skasowana z wyników wyszukiwania zależy od regulacji prawnych danego państwa. Mówię tu głównie o obrazach przedstawiających przemoc, narkotyki, alkohol, rasizm. W grę wchodzą także wewnętrzne zasady Google, które często są mniej liberalne niż prawo w danym kraju.