Tomasz Ziółkowski - dziennikarz, producent, dyplomowany trener. Człowiek, który chce zmian w polskiej piłce. W maju w "Gazecie Wyborczej" opublikował 12 postulatów - to ma być tzw. "piłkarska rewolucja". W rozmowie z naTemat mówi o Aleksandrze Kwaśniewskim i Jerzym Buzku, którzy mogliby stanąć na czele nowego rozdania. - Pseudodziałacze sportowi są jak ludzie, którzy w kinie pożerają popcorn - dodaje. jest też o wymarzonym koncercie zespołu Pink Floyd na Wielkiej Krokwi.
Jak rozpętuje się rewolucję? Wstał pan któregoś dnia z łóżka i stwierdził, że będzie nawoływał do zmian w polskiej piłce?
To był manifest który opublikowałem jeszcze przed EURO 2012 w maju w "Gazecie Wyborczej", ale tak naprawdę to jest kontynuacja moich dotychczasowych projektów. Już w 1997 roku wymyśliłem i zrealizowałem akcję społecznościową „ Wszyscy za Polską”, przekonując kibiców, że agresja i bójki kiboli na meczach reprezentacji nie mają sensu. W roku 2000 stworzyłem pierwszy w Polsce program multimedialny który łączył telewizję, radio, internet, gazetę i muzykę. Potem w 2005 roku wspólnie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" Arturem Brzozowskim, pokazaliśmy po raz pierwszy w programie telewizyjnym skalę korupcji w polskiej piłce.
Zobaczyli, ile kosztuje remis, wygrany mecz, ile kosztuje awans do drugiej, trzeciej ligi. To był przerażający obraz dla dziennikarzy, kibiców i wszystkich poza tzw. działaczami piłkarskimi. W międzyczasie współtworzyłem strategię przełomowego projektu „Blisko Boisko” na bazie którego później powstały Orliki. Dlatego nie jest tak, że obudziłem się pewnego dnia i powiedziałem sobie: "ok, spisuję te postulaty i publikuje mój pomysł na rewolucje sportową". To efekt doświadczenia i obserwacji. Poza tym w 2005 roku zarządzałem sportem w telewizyjnej Dwójce, największej wówczas sportowej antenie ogólnopolskiej.
Ziółkowski - o tym, ile w Polsce kosztuje mecz:
Jako szef sportowej Dwójki postulował pan też, by sport traktować inaczej. By kształtował on pewną modę na jego uprawianie. Brakuje panu dziś tego?
Z jednej strony bardzo. Bo sport to coś więcej niż lekcje wychowania fizycznego i transmisja telewizyjna. To jest styl i lekcja życia, dążenie do doskonałości, budujące zdrowe społeczeństwo. A my, w Polsce, jesteśmy w większości niestety społeczeństwem przekrzywionych kręgosłupów. Ale sport też wpływa na inne sfery życia. To kształtowanie pasji i osobowości. Jedna złotówka wydana na sport to sześć złotych oszczędności na zdrowiu. Ktoś, kto potrafi myśleć logicznie oraz strategicznie, nigdy nie powinien lekceważyć sportu. Zwłaszcza nie można go lekceważyć w mediach. Dziś ważne wydarzenia sportowe traktuje się trochę jak biuro wycieczek zagranicznych, kończą się na napisach końcowych. Brakuje mi pokazywania osobowości, emocji sportowca w produkcjach filmowych, czy jak podczas EURO 2012 świetnej europejskości Polski.
Tym bardziej, że mamy kogo pokazać.
W latach 70. i 80. było wielu sportowców, którzy inspirowali, prowokowali do myślenia. Jak Wojciech Fibak i Andrzej Ałuś Bachleda. Oni realnie nie mieli wielkich szans osiągnąć tego, co osiągnęli w sporcie. Bachleda jechał na zawody narciarskie w Alpy kilka dni samochodem, ten samochód gdzieś tam się psuł, naprawiali go, a jego rywale w tym czasie wypoczywali przed występem, korzystając z odnowy biologicznej w pięknych hotelach. A mimo to został wicemistrzem Świata zbiegając jeszcze na chwile przed startem kilkadziesiąt metrów w dół po właściwe narty, ponieważ trener pomylił mu sprzęt. Z kolei gdyby Fibak nie uciekł z obozu w Wałbrzychu, nie zaryzykował, nie wygrał pierwszego turnieju w Hiszpanii, być może zostałby zdyskwalifikowany na kilkanaście lat. Sportowcem utalentowanym i ambitnym z genialnymi sukcesami w świecie oraz wyobraźnią bez granic był Zbigniew Boniek. To pokazuje, jak silne były to osobowości, jak duży miały wpływ na młodsze pokolenia. Także na ludzi, którzy na co dzień nie byli kibicami. Współczesne gwiazdy sportu promujące globalnie Polskę w świecie to Robert Kubica i Agnieszka Radwańska. Na uznanie w świecie od lat zasługuje polska siatkówka, szczególnie sukcesy Skry Bełchatów. Do tego Robert Lewandowski ma szanse udowodnić swoją klasę w Lidze Mistrzów. Dziś mamy większe możliwości na rynku medialnym, ale media rzadko inwestują w dokumenty które można sprzedawać również poza rynek lokalny do innych krajów.
Wojciech Fibak na korcie:
Czytałem te pana rewolucyjne postulaty. Widziałem też komentarze. Ludzie najczęściej piszą, że to dobre pomysły, ale też utopijne.
Każdy rewolucyjny, przełomowy pomysł wywołuje bardzo różne reakcje. Żeby zrozumieć pomysł, trzeba mieć wiedzę. Ale już żeby zrozumieć pomysł wizjonerski, który wyznacza pewną strategię na lata, trzeba mieć wiedzę z kilku dziedzin. Z obszaru rynku medialnego, zarządzania inwestycjami oraz strategią miast. Przeprowadzając zmiany w polskim sporcie, nie można przejmować się pustą krytyką. Jednocześnie należy dążyć do konstruktywnej i kreatywnej debaty, mającej wpływ na zmiany. Zawsze z zainteresowaniem czytam lub wysłuchuje ciekawych uwag lub alternatywnych pomysłów, które wykraczają poza symboliczne ogólniki. Zmiany, które proponuję, są pewną selekcją. Oddzielają ludzi z wiedzą i pasją, znających się na jakości zarządzania i szkolenia w sporcie od ludzi miernych, niedouczonych, nie zasługujących na to, by zarządzać projektami sportowymi. Tacy ludzie powinni odejść.
Na przykład w PZPN.
Te wybory, które nadchodzą, to farsa i kpina przede wszystkim ze sponsorów i wszystkich podmiotów finansujących polską piłkę, z klientów tych sponsorów i oczywiście z kibiców. Wie pan kogo przypominają mi w większości polscy pseudodziałacze oraz ci, którzy doprowadzili do korupcji w piłce? Takich ludzi, którzy po wejściu do kina nie interesują się filmem, tylko pożerają popcorn. Nie jedzą, tylko wpatrzeni w czubki swoich nie do końca błyszczących butów pożerają ze spuszczoną głową. Dookoła nie słychać ciekawych dialogów, tylko odgłosy „konsumpcji”. Sport jest dla nich tylko i wyłącznie próbą konsumowania, a nie próbą budowania i pasją. To jest gotowy scenariusz na tragikomedię. Nie znamy prezesa, a już trwa zaawansowana dyskusja o tym, kto zostanie wiceprezesem. Jeżeli ktoś znajdzie mi dzisiaj listę wszystkich 118 delegatów i wśród tej grupki nie będzie osoby, która kiedyś oglądała świat zza krat lub ma zarzuty, jestem w stanie postawić butelkę dobrego wina. Z rocznika, który pamięta jeszcze sukcesy polskich piłkarzy. Chociażby te z lat 80. To jest właśnie ta kpina, ta kompromitacja. I jeszcze ten związek ma czelność mówić, że jest organizacją niezależną, nie pobierającą pieniędzy z budżetu państwa.
Mogę pana zapewnić, że gdyby nie pieniądze płynące w telewizji publicznej, to związek już dawno by zbankrutował. Zbankrutował. To są miliony, które tę naszą federację ratują. Pośrednio pieniądze TVP sa publicznymi i finansują PZPN. Już od kilkunastu lat, od czasu, kiedy prezesem PZPN był śp. Marian Dziurowicz. I ten sam Dziurowicz, gdy kiedyś robiłem z nim wywiad w latach 90-ch , po jednym z pytań powiedział: "Czy może pan już stąd wypierd….natychmiast ?"
Do tego dochodzi jeszcze afera korupcyjna.
Kiedyś fryzjer kojarzył się w Polsce z kimś, kto strzyże lub farbuje włosy. Teraz kojarzy się z wielkim oszustwem, z ludźmi, którzy przychodzili na stadion, by obejrzeć mecz, a dostawali słabej jakości szopkę. To jedno wielkie kłamstwo, które w sporcie nie powinno mieć nigdy miejsca. Definicja korupcji w piłce nożnej ma już nawet swoje miejsce na wikipedii. Dlatego zaproponowałem w jednym ze swych postulatów, by obowiązywał kodeks etyczny. By do zarządów regionalnych, a także do zarządu PZPN oraz regionalnych związków mogli kandydować tylko ci, którzy nie oglądali świata zza krat. By był to elitarny klub. Pamiętajmy , że PZPN nie jest organizacją która będzie kontynuować dobrze sprawowaną władzę. Do tego dochodzi jakość zarządzania. Postuluję, by takim kandydatem mógł być tylko człowiek z wyższym wykształceniem i z trzyletnim doświadczeniem menedżerskim. Jeśli dziś chcesz być taksówkarzem, musisz spełniać odpowiednie kryteria. W PZPN, póki co, tego nie ma. Wystarczy poparcie od delegatów.
Jeden z postulatów:
Nowe kryteria wyborów władzy w związkach sportowych w Polsce. W PZPN i Ekstraklasie. Tylko osoby z wyższym wykształceniem i doświadczeniem menadżerskim mogą kandydować w wyborach ogólnopolskich i regionalnych do zarządu federacji sportowych ,PZPN-u i Ekstraklasy oraz innych związków/federacji sportowych.
Wszystko pięknie, ale takie zmiany musi zaakceptować zarząd. A tam ludzie myślą w kategoriach: "On jest nowy, czyli niebezpieczny. A my chcemy zachować to, co mamy od lat"
I właśnie to jest kompromitacją. W Polsce ponad 650 osób ma zarzuty w sprawie korupcji piłkarskiej, a ponad 250 osób jest już skazanych. U nas Gran Derbi mogą rozegrać ludzie z zarzutami przeciwko skazanym. W takim Wrocławiu są procesy wywołujące większe emocje niż niejeden mecz ekstraklasy. I teraz, na czym polega ta kompromitacja. Wybory powinny służyć rewolucyjnej odnowie, tymczasem działacze chcą nimi po prostu opakować to całe zło i brud pod szyldem ocieplenia wizerunku.
Uderzymy w PZPN, a odezwie się UEFA. I będzie bronić polskiego związku.
To jest też kompromitacja genialnego przed laty piłkarza Michela Platiniego, który powinien zarządzić audyt dotychczasowej działalności PZPN i wyznaczyć nowy termin wyborów wraz z nowymi, profesjonalnymi i wiarygodnymi kryteriami sprawowania władzy . W Polsce widzę dwóch kandydatów, którzy mogliby stać się takim symbolem rewolucyjnej odnowy w piłce nożnej i jednocześnie stanowiliby cenne wsparcie dla europejskiej federacji piłkarskiej i Michela Platiniego. To powinien być prezydent Aleksander Kwaśniewski lub profesor Jerzy Buzek. Oni mogliby zarządzać przełomowymi zmianami w polskim sporcie na przykładzie piłki nożnej z szansą na ważne stanowiska we władzach UEFA w przyszłości. Tak uznani w świecie politycy mogliby przekonać do pracy w federacji piłkarskiej profesjonalnych menedżerów, o których piszę w swoim manifeście. I dopiero po czterech latach takiej kadencji widzę w strukturach miejsce dla takich kandydatów jak Roman Kosecki czy Zbigniew Boniek.
Sponsorzy nie mogliby się zbuntować?
Oczywiście prezesi T-Mobile, Orange i Biedronki powinni usiąść, umówić się na kawę i podjąć odpowiedzialnie decyzje doprowadzające do zmiany jakości zarządzania i szkolenia w polskiej piłce. Prezesi zarządzający budżetami dużych korporacji mają prawo do wysłania odpowiedzialnego komunikatu do władz polskiej piłki, oczywiście komunikatu zrozumiałego dla działaczy. Najlepiej: "Jeśli nie zmieni się to, to i to, to nie płacimy następnej faktury". I wówczas mogę panu zagwarantować, że klienci tych sponsorów byliby im wdzięczni za pomoc w przełomowych zmianach przez dwa następne pokolenia. Przecież prawda jest taka, że wszystkie firmy sponsorujące polską piłkę, tak naprawdę sponsorowały przez lata brak jakości. Z zeznań w prokuraturze wrocławskiej wynika, że skala korupcji była taka, że dużo więcej przeznaczano pieniędzy na kupowanie meczów niż na szkolenie młodzieży. Sponsorzy muszą pamiętać, że finansowanie polskiego sportu to również odpowiedzialność i inwestycja w przyszłość. To coś więcej niż plakaty z hot-dogami i hamburgerami.
Te wybory w ogóle mają jakikolwiek sens?
W nich jest za dużo pseudo PR-u, a za mało wartości. Powinno się odwołać wybory na prezesa PZPN w proponowanej konstrukcji formalno-prawnej i osobowej a następnie wprowadzić nowe, odpowiednie kryteria wyboru delegatów, przedstawicieli władz regionalnych. A dopiero potem można wyznaczyć termin wyborów które będą przełomem w czasach korupcji i upadku polskiej piłki. W tej chwili, bez tych kryteriów, nie ma żadnego znaczenia, czy prezesem będzie pan X czy pan Y. Nic się nie zmieni globalnie w regionach .Na wstępie swojego manifestu porównałem piłkarzy i działaczy do drogowców. Bo nasi ligowi kopacze znają się na samochodach, ale poziom ich gry przypomina jakość polskich dróg przed Euro. Pisałem te słowa w maju i powtarzam jeszcze raz, pożeracze popcornu są zainteresowani konsumpcją dziesiątek milionów złotych, które UEFA wpłaci do kasy PZPN-u w nagrodę za EURO 2012. Jeśli Platini zgodziłby się na przełomowe zmiany w Polsce wygrałby wszystkie możliwe plebiscyty popularności łącznie z wyborami miss, ale przede wszystkim wygrałby nową jakość i lepszą efektywność biznesową polskiej piłki.
Są w polskim sporcie ludzie, którzy potrafią właściwie działać?
Oczywiście! Nie wszystkich działaczy sportowych należy oceniać negatywnie. Julian Gozdowski - organizator Biegu Piastów. Człowiek z pasją ambicją i charyzmą doprowadził bieg na polanie Jakuszyckiej do Pucharu Świata. Albo Czesław Lang, który wykonał genialną pracę, gdy skończył się ścigać. W sposób profesjonalny nauczył się zarządzania i dzisiaj mamy Tour de Pologne. Albo wspomniany Fibak, który zrozumiał, że życie sportowca nie kończy się na wspominaniu kariery i dzisiaj jest ekspertem w dziedzinie malarstwa czy rynku nieruchomości. Roman Kosecki i Wojciech Kowalewski mają swoje akademie piłkarskie. Szkoda, że inni byli piłkarze nie idą w ich ślady. Brakuje nam takich ludzi. Przełomowe zmiany, o których piszę w rewolucji sportowej, są możliwe bez ataku na autonomię UEFA i demokrację. Mało tego, one strategicznie są w interesie UEFA.
Postuluje pan też, by z PZPN zrobić Polską Federację Piłkarską. Chodzi o to, by nowy twór nie był kojarzony ze starą nazwą?
Ta nazwa już na zawsze będzie kojarzona z kompromitacją ! Postulat, o którym pan mówi, zapisałem jako jeden z ostatnich. On ma sens dopiero wtedy, gdy przeprowadzi się te wcześniejsze. Jeżeli nie zrobimy tego i tylko zmienimy nazwę związku, to kibice będą mieli nową zwrotkę przyśpiewki. Już nie będą jeb… PZPN, tylko PFP.
O korupcji w PZPN:
Przejdźmy do piłkarzy-drogowców. Postuluje pan, by w zespole ligowym grało sześciu zawodników do 20. roku życia. To realny, ale też dość radykalny krok.
Dlaczego?
Poziom ligi by się znacząco obniżył, przynajmniej na jakieś 3-4 lata. A to mogłoby się przełożyć na jeszcze mniejsze zainteresowanie mediów, kibiców.
Nie zgadzam się z tym. Upadliśmy już tak, że niżej się nie da. Tylko nowi piłkarze bez nawyków do tworzenia nudnych meczów mogą coś zmienić. Jednocześnie mój pomysł nie skreśla uznanych i doświadczonych piłkarzy reprezentujących odpowiednią jakość . Bracia Żewłakow czy Tomasz Frankowski to świetne wzory dla młodszych. Ale spójrzmy - oglądalność piłki jest dzisiaj bardzo niska. W Polsacie Sport średnia za sezon 2011/2012 wynosi 150 tys., w Canal Plus 100 tys. Dlatego zmiany sa konieczne.
Nie każdy ma te kanały.
Ale dlaczego zatem ich nie ma? Dobrze, weźmy TVP. Ona od pewnego czasu pokazuje niektóre mecze ligowe. I oglądalność nie przekracza miliona. Te wygibasy piłkarzy, pokazywane przez kilkanaście kamer, dzisiaj gromadzą dużo mniej widzów i emocji niż program publicystyczny w telewizji informacyjnej, np. w TVN24 robiony z trzech kamer. Współczesny biznes piłkarski powinien się opierać na czterech trwałych fundamentach: piłka zawodowa, szkolenie młodzieży, bezpieczeństwo na stadionach i medycyna na światowym poziomie. Zmiana doprowadzająca do 6-u piłkarzy do 20-o roku życia o którą pan pyta, jest przełomowa, bo wymusiłaby na klubach inwestycje w szkolenie młodzieży. Dzisiaj, poza Lechem Poznań, nie ma w Polsce klubu, który miałby rozwiniętą świadomie, a nie spontanicznie profesjonalną szkołę młodzieży.
Legia nie ma?
Legia robi dużo dobrego, ale ściąga wyróżniających się piłkarzy, wyszkolonych w innych miejscach. Rafała Wolskiego wykształcił technicznie jego ojciec, świetny trener. Lech z kolei próbuje od początku szkolić i uczyć sportowego stylu życia dalekiego od spożywania hot-dogów w drodze na trening. Pan Marek Śledź, który stworzył projekt szkolenia w Poznaniu, jest absolwentem AWF i Psychologii. Poza tym szkolenie to nie jest tylko próba stworzenia dobrego piłkarza. To jest nauka fantastycznego stylu życia, która ma sprawić, że człowiek będzie miał wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa związane ze sportem. W przyszłości 90 procent absolwentów szkół piłkarskich nie będzie piłkarzami. To będą lekarze, przedstawiciele firm, inżynierowie, cenni pracownicy, itd. Każdy będzie lojalnym kibicem klubu, z którego ma ważne wspomnienia z dzieciństwa. Kupi koszulki, bilety, zabierze swoje dziecko na stadion. Tak należy budować grupę pasjonatów i genialnych kibiców, naprawdę.
Młodzi piłkarze graliby lepiej niż aktualni ligowcy?
Ostatnie przykłady w Polonii Warszawa, Górniku Zabrze, Widzewie, Lechu i Legii oraz powołania trenera Fornalika pokazują, że tak. Aktualni ligowcy mają nawyki do budowania nudnego widowiska. Oni grają ze spuszczoną głową. Na tym polega choroba polskiej piłki. Wielu byłych piłkarzy wypowiada się w mediach ogólnikami "A, ważne jest szkolenie" - mówią. A ja ich pytam, jakie aspekty szkolenia?. Konkretnie proszę. Moim zdaniem tutaj są dwa kluczowe problemy. Pierwszy to właśnie gra ze spuszczoną głową i potem nauczanie tego w klubach. Pamiętam taki obraz z meczu Polska - Niemcy. Peszko jest sam na sam z bramkarzem, ale ma tak opuszczoną głowę, że nawet nie wie, że jest sam na sam. Kiedyś w klubie moim trenerem był ojciec Piotra Nowaka, reprezentanta kraju. I on miał jedną prostą metodę. Notorycznie opuszczasz głowę, biegnąć z piłką? Proszę bardzo, za karę robisz dwa kółka dookoła boiska.
A druga sprawa?
Drybling jako element gry jeden na jeden. Te umiejętności dają piłkarzowi pewność siebie i brak strachu przed ryzykiem. Dzięki temu oglądamy fantastyczne akcje, gole a tym samym widowisko zamiast nudnego meczu. W ostatnich latach w ekstraklasie i całej piłce przykładów świetnej gry 1x1 i dryblingu mamy bardzo niewiele.
Tomasz Ziółkowski i jego apel do pseudodziałaczy:
Błaszczykowski.
Ale on się ten element doskonali na poziomie europejskim poza Polską. Wcześniej Beenhakker dostrzegł w nim potencjał i drybling Błaszczykowskiego mogliśmy podziwiać w pamiętnym meczu z Portugalią. Ale na dobre tę umiejętność ukształtował w Borussii Dortmund. Dlatego mogliśmy się cieszyć z bramki w meczu z Rosją na EURO 2012. Podobnie jak Robert Lewandowski, Kuba to doskonały przykład pracy nad sobą i dążenia do doskonałości.
Pisze pan o tym, że każdy klub powinien mieć około siedemdziesięciu szkółek. A ja zapytam - jak? Za jakie pieniądze? Przecież wiele drużyn ma problem z tym, by w ogóle płacić swoim piłkarzom.
Zapis o młodych piłkarzach obniży koszty utrzymania pierwszej drużyny. Znacząco obniży, bo ci piłkarze będą mieć dużo mniejsze wymagania finansowe, górę u nich weźmie ambicja. To pokolenie nie będzie jak te pseudogwiazdki polskiej ligi. Jeśli celem nadrzędnym dla 18-letniego piłkarza jest limuzyna sportowa długości ok. 5 metrów, to taki młody piłkarz już w bardzo młodym wieku jest bardzo ograniczony i niewiele osiągnie, Poza tym szkolenie młodzieży to też biznes dla klubu. Przykładem są szkoły Barcelony i Milanu które powstały w Polsce. Kilku moich kolegów mówiło mi, że jak ktoś ma 19 lat, to nie jest przygotowany fizycznie do gry w polskiej lidze. Bzdura. Odsyłam do książki "Anatomia człowieka" prof. Bochenka. Jeśli ktoś ma ok. 20 lat i nie zadebiutował w polskiej lidze, to powinien się zastanowić nad zmianą zawodu.
Jeden z postulatów:
Obowiązkowe szkoły młodzieży w każdym klubie ekstraklasy. (proponuje min. ok. 70 grup.Przykłąd to Lech Poznań).
Może mieć trenera, który się boi i stawia na weteranów.
Może tak być. Ale naprawdę, jeśli ktoś lubi biegać, świeże powietrze, ma 21 lat, a nie ma go w pierwszej drużynie, to niech lepiej się przekwalifikuje. Na przykład na ogrodnika. I w ten sposób może uratowałby polską papierówkę przed zapomnieniem. Oczywiście mam świadomość wyjątków od tej reguły. Takim przykładem może być Grzegorz Krychowiak w lidze francuskiej.
Znajdziemy już teraz odpowiednich trenerów?
Kluby robią jeden podstawowy błąd. Co kilka lat słyszymy, że Wisła czy Legia szukają trenera. A oni powinni szukać pięciu trenerów. Jednego, głównego, takiego selekcjonera i co najmniej czterech, którzy zajmą się juniorami przygotowując ich do gry w pierwszym zespole. Poza tym 5-u trenerów to strategicznie efektywny biznes dla właścicieli klubów. Nie może być dzisiaj tak, że młody piłkarz jedzie na mecz i w autobusie zajada hot-doga. Sport musi wyeliminować śmieciowe odżywianie się. I jeszcze jedna rzecz. Wykreśliłbym ze wszystkich słowników wyraz "mecz". Zastąpiłbym go słowem "widowisko". Już 10-letni chłopak musi wiedzieć, że nie wychodzi na boisko, by realizować założenia taktyczne pseudotrenera. Że ma budować atrakcyjne dla widza widowisko. W Legii, w Górniku Zabrze, Widzewie zaczęli grać młodzi piłkarze. I okazało się, że weszło pokolenie ludzi wolnych od nudnych nawyków ligowych, kreatywnych, utalentowanych piłkarzy. Brawo !
Grających z podniesioną głową.
Jeżeli taki Jakub Kosecki będzie częściej podnosił głowę, to będziemy z niego mieli naprawdę wielki pożytek. Polecam obserwację gry Ludo Obraniaka.
Nie wierzę. Chce pan go postawić za wzór?
Dziwi mnie ta jego krytyka ze wszystkich stron. Po raz pierwszy od czasów Piotra Nowaka pojawił się w kadrze rozgrywający, który gra z podniesioną głową. Z Anglikami tak właśnie się prezentował. To piłkarz doskonale wyszkolony technicznie, który nie miał respektu przed Anglikami. Tylko cała drużyna musi nauczyć się wykorzystywać jego potencjał. Jestem przekonany, że trener Fornalik doskonale widzi potencjał Obraniaka. Niektórzy mówią, że zwalnia grę. Tylko dlaczego on zwalnia grę? Bo ma podniesioną głowę, patrzy w prawo, tylko widzi, że jeszcze nie ma Lewandowskiego czy Błaszczykowskiego tam, gdzie chce zagrać piłkę. To polska drużyna musi nauczyć się grać tak, jak myśli Obraniak. W momencie, gdy nasza kadra zrozumie, że Ludo myśli szybciej od nich wszystkich razem wziętych, zaczniemy grać szybciej. A on nie będzie już robił tych swoich kółeczek. Obraniak mi trochę przypomina Andreę Pirlo - to jest taka klasyka, elegancja gry. Pamiętam jak Eric Cantona przyszedł do Manchesteru United i Alex Ferguson powiedział, że to drużyna ma grać tak jak Cantona, a nie Cantona tak jak Manchester. Manchester, który prezentował przewidywalny i fizyczny futbol angielski.
Koledzy Obraniaka nie rozumieją?
Kiedyś taki problem był z Rogerem w Legii. Legia go nie zrozumiała. On patrzył w lewo i podawał w prawo. A potem słyszał od kolegów: "Stary, gdzie ty patrzysz, a gdzie podajesz". Jego partnerzy nie rozumieli współczesnego futbolu. I potem Legia stanęła przed wyborem - albo wziąć graczy ambitnych, ale upośledzonych technicznie, albo ściągnąć graczy, którzy z Rogerem by się rozumieli. Wybrano niestety pierwsze wyjście i Legia przez lata miała problem ze stylem gry i sukcesami w Europie. Jestem przekonany, że od meczu z Anglią nie będzie już w reprezentacji problemu Obraniaka. Tacy piłkarze jak Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek to profesjonaliści którzy na pewno potrafią wykorzystać talent Ludo. Przy okazji, już dla relaksu, Obraniak może też przekonać naszych piłkarzy do delektowania się smakiem dobrego wina po meczu w ciekawym towarzystwie i miejscu, zamiast mieszania kilku alkoholi w plastikowym kubku.
Napisał pan pod koniec tekstu o ludziach pracujących po 4 godziny dziennie i zarabiających ponad 40 tysięcy złotych. Polski piłkarz zarabia za dużo?
Nie mam problemu z tym, by piłkarz, który tworzy atrakcyjne dla widza i telewizji widowisko, zarabiał nawet 100 tysięcy złotych lub, w przypadku awansu do Ligi Mistrzów, nawet znacznie więcej. Tylko, że u nas w lidze dominują zawodnicy, mający jeden podstawowy problem. Nie potrafią grać w piłkę. Jako kraj nie jesteśmy na takim poziomie ekonomicznym, by płacić duże pieniądze za słabą jakość. A u nas jest niestety wielu piłkarzy, którzy nie tworzą widowiska, a dostają 40 tysięcy złotych lub więcej. Z tym się nie godzę. Pamiętam 1983 rok, kiedy Widzew grał z Lierpoolem. Drużyną porównywalną wówczas do dzisiejszej Barcelony, z Kennym Dalglishem i Ianem Rushem w składzie. I Wiesław Wraga, który miał wtedy 19-lat oraz 167 wzrostu, strzelił bramkę głową z 16 metrów. Bramkę, którą potem pokazywano we wszystkich światowych agencjach. Dla Anglików to był szok. Pamiętam, że ludzie jechali potem przez pół Polski, by tylko dostać od Wiesława Wragi autograf. A dzisiaj po latach, gramy z Anglią i wszyscy przypominają w kółko o zwycięskim remisie.
Pamiętny gol Wragi:
To minimalizm?
Nawet nie o to chodzi. Po prostu to jest utopia. Wieczne przypominanie meczu, który definiujemy jako zwycięski remis na Wembley. A przecież nie byłoby tego sukcesu, tego awansu, gdybyśmy wcześniej nie wygrali z Anglią po świetnym meczu na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Przypominajmy zwycięstwa zamiast tworzyć legendy zwycięskich remisów. Na miejscu Waldemara Fornalika pokazałbym piłkarzom tę właśnie bramkę Wiesława Wragi lub Smolarka na 2-1 w Liverpoolu, zamiast chaotycznej gry na Wembley, w której mieliśmy dużo szczęścia. Po meczu z Rosją na EURO 2012 też słyszałem o zwycięskim remisie.
Tamten remis przyjęto w Polsce prawie jak wygraną.
Paranoja. To, jak łatwo używa się wielkich słów. Taki Rafał Wolski z Legii jest bardzo utalentowanym piłkarzem, ale przed nim jeszcze dużo pracy. Zdecydowanie za wcześnie usłyszał i przeczytał o sobie, że jest wielką gwiazdą. Za bardzo obniżamy ten poziom. Być może z powodu frustracji, z powodu oczekiwania na powrót do dawnej świetności.
Stadiony po Euro są w Polsce odpowiednio wykorzystywane?
Euro wyznaczyło doskonały poziom promocji Polski w świecie, Jednak teraz czas na kontynuacje promocji na tym poziomie.
Jeden z postulatów:
The Rolling Stones by Poland, sponsoring przez Polske swiatowej trasy 50-o lecia istnienia zespołu. Światowa premiera trasy na polskich stadionach po euro. Kontynuacja promocji Polski w świecie!
Pan zaproponował, żeby ściągnąć Rolling Stonesów.
Nieco inaczej. Zaproponowałem, by szukać największych wydarzeń na świecie i starać się, by kojarzono je z Polską. I teraz mój pomysł polega na tym, by trasę The Rolling Stones na 50-lecie zespołu w 2013 roku nazwać "The Rolling Stones by Poland" i być jej głównym sponsorem. I teraz nieważne, czy koncerty będą grane w Tokio, w Londynie, czy w Berlinie, i tak zawsze będzie pojawiała się nazwa naszego kraju. Współtworzymy w ten sposób wielkie wydarzenie. A przy okazji koncerty, z których powstaje DVD lub VOD, odbywałyby się w Polsce. Świetnie, że na Narodowym grało już Coldplay, ale to był tylko kolejny przystanek w czasie światowego tournee. I koncert w Warszawie nie różnił się niczym od podobnego koncertu w Brukseli. Kiedyś Zbigniew Preisner zorganizował koncert z Davidem Gilmourem i DVD z niego można było potem kupić w największych miastach świata. Poza wydarzeniami ciekawymi, takimi jak Coldplay, twórzmy też wydarzenia wyjątkowe. Takie jak festiwal Camerimage autorstwa Marka Żydowicza czy Off Festiwal Artura Rojka. Mamy teraz wielkie trio z Dortmundu, a kiedyś mieliśmy wielkie trio filmowe. Preisner, Piesiewicz, Kieślowski. Ludzie, którzy na najważniejszych festiwalach otrzymywali najważniejsze nagrody. Ale od tego czasu już nie jesteśmy laureatami takich nagród.
Z piłką jest jak z kinem?
Świat filmowy i świat działaczy są mentalnie w wielu miejscach w Polsce do siebie podobne. Na szczęście nie we wszystkich. Jednak w jednym i drugim świecie nie ma ważnych sukcesów międzynarodowych. Nominacja Agnieszki Holland do Oscara to tylko wyjątek potwierdzający regułę ostatniej dekady. Oba te światy są na swój sposób autonomiczne i próby rozmowy na temat zmian kończą się tak, że jak coś proponujesz, to od filmowców słyszysz, że jesteś wrogiem polskiej kultury. A od działaczy PZPN, że wrogiem demokracji. Demokracji. Dobre, prawda?
Stadion City - kolejny pana pomysł. Zagospodarowanie terenów dookoła obiektów. W tym aspekcie też chyba totalnie leżymy.
Siedzimy teraz na ulicy Francuskiej przy dojściu do Stadionu Narodowego. I takich ulic w okolicach obiektów sportowych powinno być więcej. Sam obszar dookoła samego stadionu powinien tętnić życiem przez siedem dni w tygodniu. Hala sportowa, hotele, kluby, restauracje. Stadion City. Powinno też zmienić się dorzecze Wisły. Zobaczmy jak wygląda dorzecze Sekwany, rzeki innych miast. Jakby tak porównać, to Wisła jest pustym i zapomnianym miejscem. Zbudujmy na niej kładkę, niech zaprojektuje ją Santiago Calatrava – uznany w świecie twórca mostów. Tak powinniśmy realizować strategie, które będą wyjątkowe na tle Europy, a nie tylko Polski. A nie tak jak teraz w Wiśle.
Chodzi o skocznię?
Tak. Buduje się obiekt za kilkadziesiąt milionów, służy kilkanaście razy do roku, a na jej zeskoku nie można nic zorganizować. Żadnego koncertu. A teraz wyobraźmy sobie koncert zespołu Pink Floyd na scenie ustawionej w Zakopanem, na Wielkiej Krokwi. Przecież to byłoby nowe brzmienie, coś rewelacyjnego! Płyty z tego mogłyby się sprzedawać na całym świecie. Albo ten „słynny” tor kolarski w Pruszkowie, który stał się miejscem dla pustelników i ludzi samotnych. Wiele obiektów sportowych wygląda jak opustoszałe kościoły, niestety. A kosztują znacznie więcej. Szkoda, bo nie taka jest rola sportu.
Albo projekt o nazwie "piłkarska Ekstraklasa" skończy jak Titanic. Najpierw góra lodowa, a potem powoli na dno. A sport będzie ciągle oazą dla antytalentów. Środowisko piłkarskie musi zrozumieć, że nie ma wyjścia. Alternatywą jest tylko i wyłącznie bankructwo. Nawet mimo nagrody za EURO 2012 z UEFA. Trzeba postawić tym ludziom wprost pytanie: "Chcecie zbankrutować? Jeśli tak, to tkwijcie w błędzie, który stale realizujecie. Jeśli nie, to pozwólcie na przeprowadzenie zmian". Cieszy mnie to, że jakiś ułamek moich propozycji jest jednak realizowany. Prezesem spółki Ekstraklasa został niedawno ceniony w świecie menedżer, Bogusław Biszof, który był w zarządzie Heinekena do spraw marketingu, realizował strategię firmy na Rosję, był prekursorem marketingu sportowego w Polsce. To wydarzenie przełomowe, potrzebujemy takich więcej. Środowisko musi zrozumieć, że nie ma alternatywy. Z kolei byli sportowcy muszą zrozumieć, że jeżeli chcą być trenerami, to muszą mieć odpowiednią wiedzę. Fizjologia, anatomia, psychologia - podstawa. Musisz je poznać, jeśli chcesz na wysokim poziomie wykonywać zawód trenera.
W Polsce wielu trenerów fachową wiedzą nie grzeszy...
Zgadzam się. Na szczęście przykłady wykształconych i pracujących nas sobą Piotra Stokowca, Macieja Skorży i kilku innych to nadzieja na pozytywne zmiany. Rewolucja piłkarska to również szansa na edukację. Inwestycje polskiego rządu w czasie Euro zostały przeprowadzone bardzo dobrze. Dzięki nim UEFA ma przychód około 2,5 miliarda euro. I teraz spróbujmy przekonać UEFĘ, by przynajmniej część tych pieniędzy zainwestowała w Polsce. Mój pomysł to otwarcie elitarnej europejskiej szkoły trenerskiej. Uczelni, której UEFA byłaby współwłaścicielem. Trener z Polski i innych krajów mógłby pozyskać wiedzę, a wykładowcami na niej mogliby być najlepsi piłkarscy trenerzy.
Trochę pan odpłynął.
Dlaczego? Minister finansów mógłby stworzyć ulgi podatkowe dla uznanych w świecie wykładowców, nie tylko w świecie sportu. Dla noblistów i laureatów ważnych nagród, twórców przełomowych wynalazków. Dla mistrzów. W sporcie takim kimś mogliby być najwięksi trenerzy - Rafa Benitez, Giovanni Trappatoni czy Jose Mourinho lub Pep Guardiola, wykładający obok wybitnych profesorów medycyny w Europejskiej Szkole Trenerów. Medycyna w sporcie jest bardzo ważna. Nawet 100, godzin wykładów w Polsce z udziałem największych osobowości to rewolucja w edukacji. To byłaby przełomowa decyzja, bo nie inwestując w uczelnię, ale wprowadzając modyfikacje w przepisach podatkowych, minister finansów poprawiłby jakość edukacji w Polsce
. Krytycznie pisze pan o egzaminach na AWF-ie. Tylko, że marna jakość nauczania jest chyba problemem szerszym, dotyczącym większości polskich uczelni.
Pamiętam czasy, kiedy egzamin na AWF-ie trwał dwa tygodnie. Najpierw była część teoretyczna - z języka, z biologii, a potem przez tydzień trwały egzaminy sprawnościowe. Piłka ręczna, piłka nożna, siatkowa. Do tego lekkoatletyka, gimnastyka, bardzo trudny egzamin z pływania. Przyszły student AWF musiał być wszechstronny. A dziś wystarczy rozmowa kwalifikacja i test sprawnościowy, który na dobrą sprawę może zdać każdy napotkany tutaj na Francuskiej przechodzień. Efekt jest taki, że uczelnia wypuściła grupę bardzo marnych ludzi, którzy teraz nauczają w szkołach i klubach sportowych.
Wielu zapyta, jak pan chce to wszystko rozegrać pod względnym prawnym.
I dobrze, że o to spytają. Po prostu powinno się wprowadzić licencję na nazwę "Reprezentacja Polski". Może to zrobić Parlament Europejski na wniosek polskiego rządu. Wie pan, na czym dzisiaj głównie zarabia PZPN I UEFA ? Wykorzystuje bezpłatnie prawa do nazwy „Reprezentacja Polski” i innych reprezentacji. Jeśli związek wciąż chce być stowarzyszeniem wykorzystującym tę nazwę i działać na terenie Unii Europejskiej, to polski rząd ma prawo wymagać określonych kryteriów. W języku dedykowanym dla działaczy sportowych to prosty przekaz: chcesz mieć tę licencję? Musisz spełniać kryteria. Jeśli nie, to proszę bardzo, możesz sobie stworzyć „Reprezentację PZPN”, pod swoim szyldem. I mieć siedzibę gdzieś nad Jeziorem Genewskim. Przepiękne miejsce. Pewnie by znaleźli tam coś do wynajęcia. A oprócz tych kryteriów Parlament Europejski może dodatkowo wprowadzić podatek piłkarski, który byłby przeznaczony celowo na szkolenie młodzieży. Dla UEFA to byłby świetny biznes, bo docelowo inwestowałaby w swój produkt. Platini powinien zrozumieć, że PZPN wykorzystuje efektywność finansową polskiej piłki mniej więcej w 20 procentach. Ale licencja to klucz do przełomowych zmian, naprawdę.
Jeden z postulatów:
Tylko związki sportowe/federacje z" licencją narodową " mogłyby prowadzić działalność na terenie Polski. Licencje powinny wyznaczać nowe kryteria i zasady min.: na używanie nazwy "REPREZENTACJA POLSKI" przez federacje i związki sportowe, nowe kryteria wyborów władzy oraz zasady finansowania szkolenia młodzieży .
Tęskni pan chyba za sportem, który był kiedyś.
Kiedyś mecz piłkarski był widowiskiem. Pamiętam ludzi, którzy z piłką potrafili zrobić coś magicznego. Nie tylko tych, którzy regularnie grali w reprezentacji Polski. Stanisław Terlecki, genialny piłkarz, kiedyś ośmieszał piłkarzy Barcelony. Albo Mirosław Okoński i te jego niesamowite akcje, które wzbudzały zachwyt w Bundeslidze. W lidze grali artyści tacy jak Włodzimierz Ciołek, Henryk Miłoszewicz, Jacek Ziober, Ryszard Tarasiewicz, Mirosław Jaworski. Grał Marek Kusto, grał Leszek Iwanicki, grali też inni. Było się od kogo uczyć.
Filmik o Mirosławie Okońskim:
Nawet Liber śpiewa: "Iść futbolową drogą. Tak jak Okoń wiązać krawaty lewą nogą".
Właśnie. A jeszcze był Dariusz Dziekanowski, kolejny wielki talent. Dziś piłka jest inna, musi rywalizować o widza w większym stopniu z rozrywką i innymi dyscyplinami sportowymi. Załóżmy, że jest pan mieszkańcem Wrocławia i chce się wybrać gdzieś z rodziną w weekend. Przeżyć coś ciekawego. Idzie pan na pierwszy mecz Śląska. Nuda. Drugi, nuda. I w końcu decyduje się pan na teatr, kino lub koncert. We Wrocławiu w ciągu roku jest około 160 wydarzeń kulturalnych. Jest z czego wybierać. Dziś świat nie ma granic. Polski kibic jest dużo bliżej Realu Madryt i wielkich mistrzów, którzy w nim grają. Widać to na rynku księgarskim. Wyszła biografia Jose Mourinho i sprzedało się ponad 20 tysięcy egzemplarzy. Wychodzi książka o polskiej piłce i sprzedaje się ich maksymalnie pięć tysięcy. Jaki z tego wniosek? Jose Mourinho jest dla polskiego kibica osobą dużo ważniejszą od np.Jana Urbana. Przy całej sympatii i słowach uznania dla Jana Urbana.
Rozmawia pan o swoim projekcie z Moniką Olejnik?
(Chwila zastanowienia) Nie czuję potrzeby dzielenia się publicznie na temat życia prywatnego. I bardzo proszę to uszanować.
Zdarzyło się kiedyś, że miała sportowego gościa w "Kropce nad I" i pytała pana o radę? O to, jakie zadać pytania?
Monika jest fantastyczna i profesjonalna. Doskonale sama wie, co jest ważne i jak zdobywa się wiedzę. Mój udział tutaj nie jest konieczny.