
Trener, który najpierw osiągnął wielki sukces z reprezentacją, a potem wpadł w bagno korupcji. W zawodzie pracować nie może, bo nie ma licencji, a ostatnio dostał cztery lata dyskwalifikacji. Janusz Wójcik twierdzi, że został zaszczuty. Gdy po ciężkim wypadku umierał na stole operacyjnym, koledzy z PZPN nie spieszyli z pomocą. Teraz pisze książkę. - To będzie powieść sportowo-kryminalno-sensacyjna. Oparta na faktach - mówi nam w szczerym i mocnym wywiadzie.
Są rzeczy, po których, gdyby wyszły, nie mogliby patrzeć innym w twarz.
Gdybym się przyznał, już dawno zostałby orzeknięty wyrok. Panowie z PZPN nie są przecież żadną Świętą Inkwizycją, która może robić z każdym co chce i kiedy chce.
Nie unikam. Dostaliście odpowiedź.
Najlepsza to jest ta sprawa z Christo Stoiczkowem. Bułgaria przyleciała na mecz, na lotnisku rzeczywiście przywitałem się z nim na misia. Potem ich walnęliśmy 2:0. I jeden z mądrych, który chciał się oczyszczać z różnych dziwnych rzeczy, powiedział potem prokuratorom, że Wójcik wtedy uzgodnił, że Bułgaria ma dostać w dupę.
Paweł Zarzeczny w jednym z tekstów zasugerował, że pan ma swoje za uszami…
(Wójcik się denerwuje, przerywa) To niech kolega Zarzeczny sprawdzi, co on ma za uszami.
Nie sądzę jednak, by pan odmówił, gdyby dostał ofertę z klubu ekstraklasy.
A ostatnie zwycięstwo z Anglią to lata 70. Czyli w cudzysłowie prawie sto lat temu.
Janusz Wójcik dostał cztery lata za korupcję w Świcie. Jak dla mnie to zemsta na trenerze, który wyprzedził całą resztę. Przecież kombinowali wszyscy. Ładnie powiedział Henio Kasperczak: - Nie mogę tych trenerów oceniać, bo nie było mnie wtedy w Polsce. Ale kto wie, może bym robił tak samo? Wszyscy ówcześni trenerzy dogadywali się i z sędziami, i z rywalami, a kto twierdzi inaczej z uczestników – łże. Mecze ustawiały nawet ekipy dziennikarzy. Wójcik to ostatni polski trener, który zdobył dla Polski medal olimpijski w grach zespołowych, 20 lat temu w Barcelonie. Wychował, dał chleb i ubrania i mieszkania kilkudziesięciu młodym Polakom, dwudziestu dwóm z nich nawet emerytury… A brał ich z czworaków, oduczał dłubać w nosie, takie tam… Dziwne, że żaden z nich nie ma odwagi wstawić się za swoim – jakby nie było – dobroczyńcą.
Niektórzy eksperci są zdania, że mamy najlepszą reprezentację od 20, 25 lat.
Od czego są ci eksperci? Od badmintona chyba.
Nie jest. Życzę jej zwycięstwa, bo to reprezentacja Polski. Ale jestem przekonany, że jakby ta drużyna Fornalika stanęłaby naprzeciwko moich podopiecznych z igrzysk w Barcelonie, to ci drudzy bez problemów by ich pokonali. Bez żadnych problemów!
I na długo tak pozostanie. Nikt nie nawiąże do tego sukcesu, ani za kilka, ani za kilkanaście, ani za kilkadziesiąt lat. Przecież tam, w Barcelonie w tym 1992 roku, na turnieju grali zawodowcy. A za Kazia Górskiego, którego szanuję i bardzo będę szanował, każdy dokładnie wie, że reprezentacje to były drużyny amatorskie.
Tak, tak, dokładnie. Goliliśmy frajerów (śmiech).
Pamiętam, jak w czasie eliminacji zrobiłem zawodnikom wycieczkę do kopalni. Ot tak, żeby nie obrastali w piórka. Zjechaliśmy na sam dół, panowie poprowadzili nas chodnikami górniczymi. Metr na metr. Przez jamę, szczelinę trzeba było się czołgać. Ale nikt nie narzekał, tylko masażysta Zbyszek Korolkiewicz miał problem, bo był bardzo duży. Ponad sto kilo wagi, dwa metry wzrostu. Musiałem go popychać z tyłu, żeby się tam jakoś grzebał. Potem wszyscy wyszli czarni. Gdzieś nawet mam to zdjęcie. No, ale jak mówię – nie narzekali.
Czyli znów wracamy do układów w PZPN. Ma pan swojego faworyta w wyborach?
Bartosz Fabiniak.
Rudzki, Rudzki…
To jest jeden z tych ekspertów?
Wiadomo, że dziennikarz o dziennikarzu nie powie źle. Nie znam pana Rudzkiego, nic do niego nie mam, nie czytałem jego tekstów. Wiadomo, że liga polska i angielska to przepaść. Ten Austriak, co teraz w kółko o nim mówią, z ilu on chciał skoczyć? Z 36 kilometrów. No to między polską a angielską piłką jest 36 milionów lat świetlnych.
To by się szybko okazało. Oj, to by się bardzo szybko okazało (śmiech). Albo on by się sam skończył, albo zawodnicy by mu podziękowali. Albo, kto wie, może okazałoby się, że to nowy sposób na robienie w Polsce kariery.
JAKUB RADOMSKI
ŁUKASZ GRABOWSKI

