Przeciwnicy ratujących życie szczepień przeciw covid-19 znowu zaatakowali. W sobotę proepidemicy otoczyli szczepibus i zwyzywali podające preparat medyczki od "dzieci doktora Mengele". Na miejsce przyjechała policja.
O sprawie pisze TVN24. Do sytuacji doszło w sobotę na gdyńskim bulwarze. Grupa kilkunastu osób, które są przeciwne zabezpieczaniu społeczeństwa szczepionkami przed epidemią, otoczyła pojazd medyczny, w którym lekarki i pielęgniarki (były to głównie kobiety) podawały zastrzyki chętnym.
Proepidemicy zaczęli krzyczeć, że osoby pracujące w aucie są zabójcami i dziećmi doktora Mengele. Kobiety zadzwoniły po policję, która najpierw spisała antyszczepionkowców, a potem ochraniała mobilny punkt szczepień.
- Szczepimy od dziewięciu miesięcy i pierwszy raz spotkaliśmy się z taką sytuacją - skomentowała Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka Szpitali Pomorskich.
Do sprawy odniósł się na Twitterze wakcynolog dr Paweł Grzesiowski. "Szczepienia w asyście policji - nowy pomysł na promocję szczepień? Panowie, co dalej?" - zapytał lekarz oznaczając we wpisie premiera Morawieckiego, ministra Kamińskiego i koordynatora szczepień Dworczyka.
"Wobec eskalacji agresji punkty szczepień powinny mieć ochronę, bo agresorzy nie tylko odstraszają chętnych do szczepień, ale zagrażają personelowi" - dodał dr Grzesiowski.