Ten pomysł można było traktować pół żartem, pół serio. Facebook dla katolików brzmiał trochę absurdalnie, ale twórcy dopięli swego. Agappe.pl od końca czerwca działa w sieci, a ja z marszu założyłem tam konto. Kilkanaście dni podglądałem, co dzieje się na platformie teoretycznie skierowanej do osób wierzących. I znalazłem się w "bańce".
Przyznaję, nie wierzyłem, że Agappe.pl przetrwa w internecie chociaż tydzień. Albo inaczej – spodziewałem się scenariusza powolnego wymierania serwisu. Podstawowe pytanie brzmiało: po co w ogóle zakładać "Facebooka dla katolików"? Przecież ten pod szyldem Marka Zuckerberga zapewnia tyle możliwości, że katolicy mogą się tam swobodnie odnaleźć.
Już kilka tygodni temu zapytałem twórców, o co w tym wszystkim chodzi. Wtedy strona była jeszcze w fazie testów, a z platformy korzystała tylko wybrana grupa osób. – Wszystko rozwija się tak, że po prostu nie daję rady odbierać telefonów – mówił dla naTemat Maciej Morawski, któremu przypadła funkcja rzecznika. Jak zapewniał, serwis ma być daleki od faworyzowania jakichkolwiek skrajnych poglądów.
Były szumne zapowiedzi na tym "zwykłym" Facebooku, aż w końcu 30 czerwca strona Agappe.pl wystartowała. – Jest naprawdę pozytywnie. Wszystko rozwija się w spokojnym tempie – opowiada mi kilka tygodni po starcie Maciej Morawski. A ja wcześniej postanowiłem sprawdzić, jak to wygląda od środka i założyłem konto.
"Alleluja i do przodu"
Na początku spodziewałem się jakiejś uproszczonej rejestracji, ale... odbiłem się od ściany. Twórcy musieli wyciągnąć wnioski po tym, co się działo, kiedy wystartowała słynna Albicla. Tam kompletnie zignorowano zabezpieczenia, a przez dziury w serwisie szybko dostało się mnóstwo trolli. Na Agappe.pl od razu postawiono na szczegółową weryfikację.
Zobaczcie jednak, jakie ustawienia dostałem do wyboru. Nie wystarczy, że jestem mężczyzną, bo na Agappe.pl mogę być tylko "silnym mężczyzną". A kobiety mogą kliknąć jedynie w opcję potwierdzającą, że są piękne. Innych możliwości brak. Dalej zostaje weryfikacja przez SMS, aż w końcu: "Alleluja i do przodu!". Przenosicie się do zamkniętej społeczności.
"Szczęść Boże, Łukasz"
Pierwsze wrażenie? Znalazłem tylko dwa szczegóły sugerujące, że jestem w przestrzeni dla katolików. To krzyż w logo platformy, a także powitanie, o którym wspomniałem już wyżej. Poza tym, wszystko do złudzenia przypomina Facebooka, także główny profil użytkownika.
Od razu wyjaśnię, że założyłem konto nie po to, żeby kogokolwiek trollować albo uprawiać jakiś sabotaż. Z czystej ciekawości chciałem przekonać się, czy jest sens tworzenia takiej platformy. Ustawiłem swoje zdjęcie profilowe, szczegółowe dane sobie darowałem.
Jedno bardzo szybko udało się potwierdzić: wyłapywanie niechcianych treści twórcom Agappe idzie dobrze. A przynajmniej tak było chwilę po premierze strony. Mój znajomy wszedł na "Facebooka dla katolików" dosłownie z drzwiami i wrzucił tam wymowną animację na przywitanie.
Później dołożył jeszcze mocniejszego mema... i dostał bana. Czy słusznie? Oceńcie sami.
Nawet chciał to wyjaśnić i odwołać się od "wyroku", ale nie udało mu się wysłać wiadomości na podanego na stronie maila. Uważajcie więc, bo w Agappe.pl możecie dostać blokadę na wieki.
Jak działa "Facebook dla katolików"?
Powtórzę się, ale naprawdę byłem zaskoczony, jak bardzo Agappe.pl przypomina Facebooka. Większość opcji dosłownie skopiowano, co w zasadzie nie musi być wadą, ale jestem ciekaw, co na to przedstawiciele serwisu Zuckerberga. Podobieństwem bije po oczach, choćby w polu tworzenia nowego posta.
Idźmy dalej, bo opcji jest naprawdę sporo. Mamy główną tablicę z postami użytkowników, można utworzyć wydarzenia czy artykuły w zakładce "Blog", a nawet skorzystać ze sklepu. To coś w rodzaju "Marketplace". Poza tym jest skrzynka na prywatne wiadomości, a także funkcja zapraszania się do znajomych czy "zaczepki". Wizualnie to takie połączenie Facebooka, Naszej Klasy i jakiegoś... portalu randkowego.
Kiedy przewijałem popularne posty, jeszcze niedawno królowały cytaty z Biblii. Albo takie, które po prostu zachęcały do odnalezienia Boga w swoim życiu. Społeczność Agappe mocno poszła w tym kierunku, ale nie da się ukryć, że platforma skręca w stronę wymiany linków do prawicowych stron.
Chociaż jeden z użytkowników to mi zaimponował. W swoim wpisie rzucił pytanie, czy katolicy powinni brać 500 plus. "Czy katolik powinien to wszystko popierać, bo Jezus kazał pomagać biednym? Bo rodzina jest ważna?" – dopytywał. Niestety, nikt mu nie odpowiedział.
W ogóle mam wrażenie, że największym problemem Agappe jest na razie rozbujanie tej całej społeczności. Ok, tak naprawdę to dopiero pierwsze kroki platformy, ale zarejestrowanych użytkowników jest już kilka tysięcy, co oficjalnie mi potwierdzono. Wielu z nich wydaje się nawet zaangażowanych, jednak chyba nie wchodzą tam odruchowo, tak jak pewnie robią to z Facebookiem. Jeśli wierzyć danym ze strony, 6 sierpnia po godz. 13 na Agappe aktywnych było... 13 osób.
Agappe.pl i płatny dostęp
W tym wszystkim jest pewien haczyk. Rejestracja w Agappe.pl co prawda jest darmowa, ale nie myślcie sobie, że większość funkcji dostaniecie bez opłat. Twórcy przygotowali specjalny pakiet korzyści, najdroższy o wartości 500 zł za 60 dni. Po kolei, najniższa ranga "Sympatyk" to koszt 10 zł. Pozwala ona choćby zobaczyć, kto odwiedził wasz profil. Droższy jest pakiet "Ambasador Ewangelizacji" oraz "Apostoł". Patrząc po wynikach na stronie, na razie niewiele osób się skusiło, by dopłacać.
Agappe.pl podobno miała nie być "bańką" dla katolików, ale tu od początku coś mi się gryzie. Przeglądam kolejne antyaborcyjne posty, co chwilę trafiam na wrzutki z "Polonii Christiana" i myślę sobie, że właśnie taka "bańka" powstała. Zrobiono platformę wolną od memów i komentarzy obraźliwych dla katolików, ale nie widzę tu przestrzeni do żadnej dyskusji na kontrze.
Twórcy jednak nie zwalniają tempa. Pracują nad aplikacją mobilną, chcą też tworzyć specjalne narzędzia dla duszpasterstw, księży i wspólnot. Może to jest lepsza droga, by realnie spróbować zintegrować w sieci społeczność wierzących. Robienie alternatywy dla Facebooka – bo nie da się tego inaczej nazwać – to na razie spalony pomysł.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut