
– Przyniosłam miskę ryżu, a w zamian dostałam zarzuty. To pokazuje, w jakich realiach przyszło mi żyć – wyznała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przedstawicielka bolesławieckiego Strajku Kobiet, której niedawno przedstawiono 10 zarzutów w związku z organizacją protestów. Wraz z innym aktywistą stanie ona przed sądem m.in. za udział w demonstracji, podczas której przyniesiono Mateuszowi Morawieckiemu miskę ryżu.
REKLAMA
Premier Mateusz Morawiecki razem z wiceminister edukacji Marzeną Machałek przyjechał do szpitala w Bolesławcu (woj. dolnośląskie) w kwietniu tego roku. Premier dziękował wtedy lekarzom, pielęgniarkom i całemu personelowi medycznemu za walkę z epidemią koronawirusa.
Podczas wizyty przedstawicieli rządu pod szpitalem zebrała się grupa manifestantów z bolesławieckiego Strajku Kobiet. Tłum wykrzykiwał takie hasła jak: "Będziesz siedział", "Pinokio", "Kłamca" oraz "Wyjdź do ludzi". Chcieli też wręczyć premierowi ryż w misce z ceramiki bolesławieckiej.
– Witamy pana premiera tradycyjną miską ryżu, którą ma do zaoferowania Polakom. Oprócz tego wyrażamy swój sprzeciw przeciwko działaniom tego rządu, którym jednym z głównych filarów jest pan Morawiecki wykonujący wszystkie polecenia pana Kaczyńskiego – tłumaczył "Gazecie Wyborczej" Dariusz Sas, jeden z przedstawicieli bolesławieckiego Strajku Kobiet.
Premier jednak do manifestantów nie wyszedł, a demonstracja przeniosła się później w okolice punktu szczepień powszechnych. Jak informuje "Wyborcza", za oba te zgromadzenia zarzuty usłyszało dwoje z przedstawicieli Strajku Kobiet: Kinga Gęsicka-Biały oraz cytowany wcześniej Dariusz Sas.
Aktywistce przedstawiono w sumie 10 zarzutów. Po pięć za dwa miejsca: pod szpitalem, a później pod punktem szczepień. Zarzucono jej udział w nielegalnym zgromadzeniu, używanie megafonu, niezachowanie dystansu społecznego, brak maseczki, a także deptanie trawnika.
– Przyniosłam miskę ryżu, a w zamian dostałam zarzuty. To pokazuje, w jakich realiach przyszło mi żyć – podsumowała Kinga Gęsicka-Biały w rozmowie z "Wyborczą". Dariuszowi Sasowi również zarzucono niezachowanie dystansu, udział w nielegalnym zgromadzeniu, zakłócanie porządku i deptanie trawnika, a także organizację kilkunastu marszów w obronie praw kobiet.
Oboje nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Teraz ich sprawa trafiła do sądu. Wiadomo, że Dariusz Sas stanie przed nim 10 sierpnia.
