W bazylice w Licheniu kilka dni temu odbyło się nocne czuwanie w intencji ojczyzny. W świątyni zgromadziło się tysiące wiernych, a ze zdjęć udostępnionych w sieci wynika, że nie przestrzegano podstawowych restrykcji związanych z epidemią. Zapytaliśmy specjalistę, czym grożą takie spotkania w tłumie, kiedy spodziewamy się czwartej fali covid-19.
Chodzi o modlitewne wydarzenie pod hasłem: "Noc walki o błogosławieństwo dla Polski". Czuwanie wiernych rozpoczęło się 6 sierpnia, a do sieci trafiły nagrania oraz zdjęcia, pokazujące tłumy w bazylice w Licheniu.
Na jednym z materiałów widać, że znalezienie miejsca na parkingu w pobliżu świątyni graniczyło z cudem. Z kolei w samej bazylice prawdopodobnie nie obowiązywał żaden limit wiernych. Nie zachowano dystansu społecznego, a z relacji w mediach społecznościowych wynika, że mało kto przyszedł w maseczce.
Zapytaliśmy specjalistę o sytuację z Lichenia oraz czym może skutkować takie zachowanie w momencie, kiedy grozi nam czwarta fala pandemii covid-19.
Prof. Simon o restrykcjach i tłumach w Licheniu
– Część osób starszych gromadzi się masowo tam, gdzie nie powinny, czyli w kościołach. Jakby zebrali się w odstępach przed kościołem, to nie ma problemu, nikt nie chce pozbawiać nikogo opieki duchowej – mówi dla naTemat prof. Krzysztof Simon, członek Rady Medycznej przy premierze.
Jak zauważył, są ewidentne dowody, że na przykład "epidemia w Korei zaczęła się od dwóch mszy". – Jest bardzo wiele incydentów USA, gdzie na spotkaniach wiernych dochodziło do zakażeń. To samo dotyczy klubów czy restauracji. To nie jest czepianie się kościoła, tylko fakt, że tam można złapać koronawirusa – wymieniał.
Prof. Simon nawiązał też do akcji szczepień na covid-19. – Część osób jeszcze niedawno sabotowała wszystkie restrykcje i skończyło się katastrofą na jesieni. Potem poprawiliśmy to na wiosnę, mimo że ruszył już program szczepień. W tej chwili sytuacja jest trochę lepsza, bo połowa społeczeństwa albo przechorowała, albo się zaszczepiła. To szczególnie dotyczy tych wrażliwych grup, m.in. osób starszych – argumentował.
– Wrzaski antyszczepionkowców niespecjalnie się przebijają. Pozostają ludzie wątpiący albo ci, którzy nie zaszczepili się z innych powodów. Mamy mniejszą liczbę osób, które mogą się zakazić i tych przenoszących wirusa, więc na pewno nie będzie takiej tragedii, jaka była jesienią czy na wiosnę – dodał prof. Simon.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut