Polska reprezentacja skoczków narciarskich zajęła 3. miejsce w konkursie drużynowym w Lahti. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat to dopiero piąte podium naszej reprezentacji w Pucharze Świata. Ale to wczorajsze było w jakimś sensie wyjątkowe...
Pierwszy raz naszej reprezentacji udało się stanąć na podium bez Adama Małysza. Za to świetnie zastąpili go zawodnicy będący... efektem małyszomanii. Gdy w 2001 roku w Villach polska reprezentacja pierwszy raz w historii stawała na podium Pucharu Świata to Olek Zniszczoł i Klimek Murańka, którzy wczoraj razem z Kamilem Stochem i Maciejem Kotem stanęli na podium, mieli po 7 lat. Zresztą niewiele więcej, bo 10 miał wtedy Maciej Kot. Adam Małysz na pewno był dla całej trójki sportowym idolem. A jeszcze nie tak dawno, w Willingen, wydawało się, że Polacy nie są w stanie dobrze skakać w drużynie. Jak widać wystarczyło do składu wpuścić "młode wilki".
Co dziś oznacza to podium dla polskiej reprezentacji? Chyba o wiele więcej niż te poprzednie. Krótko przypomnijmy. Wróćmy do roku 2001, Polska zdobywa trzecie miejsce w Vilach. W składzie naszej reprezentacji poza Orłem z Wisły, mamy Wojciecha Skupienia, Robert Mateję i obecnego trenera kadry, Łukasza Kruczka. Skąd to 3 miejsce? Kibice śmieją się, że wreszcie po prostu pozostałym (poza Małyszem) udało się nic nie zepsuć. I trudno się tu nie zgodzić, bo na kolejne podium czekamy... 8 lat.
Te 8 lat upływa w dobie kolejnych sukcesów i zwycięstw Adama Małysza i bardzo rzadkich przebłysków innych zawodników. Warto zwrócić uwagę na sezon 2004/2005. Ten najjaśniejszy błysk gaśnie właściwie szybciej niż zaczął na dobre świecić. Mateusz Rutkowski zostaje w 2004 roku młodzieżowym mistrzem świata, żeby po sezonie 2004/2005 zostać wykluczonym z kadry polskich skoczków. Powód? Styl życia, zachłyśnięcie się sukcesem i w efekcie zawodnik już nigdy nie wraca do skakania na najwyższym poziomie.
Ale ten sam sezon 2004/2005 warto przypomnieć też z innego powodu. Mamy 11 lutego 2005 roku (równo 33 lata po zdobyciu przez Wojciecha Fortunę złotego medalu olimpijskiego), zawody w Pragelato, swoje pierwsze punkty w Pucharze Świata zdobywa Kamil Stoch. I to od razu zaczyna z wysokiego c. Siódme miejsce w Pragelato i w tyle za nim pozostaje Adam Małysz. Po raz pierwszy od prawie 5 lat któryś z Polaków wyprzedza Orła z Wisły w zawodach Pucharu Świata. Jak widać obaj zawodnicy (Kamil Stoch i Mateusz Rutkowski) pokazali się prawie w tym samym czasie. Gdzie dzisiaj jest jeden, a gdzie drugi wszyscy dobrze wiemy...
Wróćmy jednak do zawodów drużynowych. Kolejne podium to już rok 2009, Planica. Kamil Stoch jest już wtedy pełnoprawnym skoczkiem pierwszej drużyny reprezentacji Polski. Adam Małysz to ciągle niekwestionowany lider i Polakom udaje się zająć najlepsze w historii, drugie miejsce. Warto też wspomnieć naprawdę dobre skoki Łukasza Rutkowskiego, brata wspomnianego wcześniej młodzieżowego mistrza świata. Lepsi od Polaków okazują się tylko Norwegowie.
Dwa kolejne występy gwaranatujące Polakom podium w zawodach drużynowych to już ubiegły rok. Najpierw w Willingen, później tak jak obecnie, w Lahti, Polacy zajmują 3 miejsce. Skąd dwa sukcesy w tak krótkim czasie? Odpowiedź jest prosta. Ten sezon to przecież chyba pierwszy w którym możemy powiedzieć, że w składzie mamy dwóch skoczków najwyższej klasy. Poza Adamem Małyszem, nie schodzącym poniżej pewnego poziomu, jest Kamil Stoch. Ten już regularnie zajmuje miejsca w pierwszej dziesiątce. Tylko, że kibice mają już w głowie, że lada chwila narty na kołku zawiesi Adam Małysz, a Kamil Stoch stanie się w polskiej drużynie kolejnym po Małyszu, samotnym liderem...
Ale można też powiedzieć, że ubiegły sezon pozwolił kibicom skoków narciarskich wziąć głęboki oddech. Jeszcze przed odejściem wielkiego mistrza pojawił się ktoś kto dał nam nadzieje, że kolejne lata będą równie udane jak te spędzone z Adamem Małyszem. Kamil Stoch wyrósł na lidera kadry polskich skoczków i można zaryzykować, że w ciągu kolejnych lat stanie się dla polskich skoków tym kim był dla nich Adam Małysz. Tylko, że kolejnych następców nie było widać... Ale może to dlatego, że bylismy skupieni za bardzo na tym, że odchodzi Małysz, że na dobre pojawia się Stoch i po prostu nie zauważyliśmy postępów naszych młodych zawodników?
W tym czasie regularne postępy robił właśnie młodziutki Aleksander Zniszczoł. A już w obecnym sezonie 18-latek z Cieszyna zajął drugie miejsce na Mistrzostwach Świata Juniorów w Erzurum. Wcześniej z powodzeniem startował w Zakopanem z seniorami. 9. I 14. miejsce, szczególnie w tak młodym wieku muszą robić wrażenie. W końcu przełamał się ten, na którego chuchamy i dmuchamy już od kilku lat. Klimk Murańka, któremu ogromną krzywdę wyrządziły polskie media. Gdy chłopak miał zaledwie 10 lat mianowano go następcą Małysza. Później stwierdzono, że jednak nie spełnia oczekiwań.
Dopiero w tym sezonie chłopak złapał drugi oddech w zawodach junorów, najpierw tych indywidualnych zajął 6. pozycję, by później zdobyć wicemistrzostwo świata w drużynie. Wczoraj podczas zawodów drużynowych w Lahti skakał naprawdę dobrze.
Poza Kamilem Stochem i dwoma młodzianami miejsce w drużynie w Lahti znalazło się dla Macieja Kota. To także medalista Mistrzostw Świata Juniorów. Indywidualny i drużynowy sprzed trzech lat w Stsrbskim Plesie. Do tego jeszcze brąz w drużynowych zawodach w Zakopanem, w 2008 roku. W tym sezonie, może nie tak spektakularnie jak Zniszczoł czy Rutkowski, ale za to z większą regularnością pojawiał się w pierwszej 30-ce Pucharu Świata.
Podium lepsze, bo młodsze
Wróćmy do tytułowego pytania. Dlaczego to podium jest więcej warte niż wszystkie poprzednie? Odpowiedź jest prosta. Zostało pierwszy raz zdobyte przez młodych, głodnych sukcesu zawodników, którzy poza liderem w postaci Kamila Stocha, mają też przykłady jak szybko mozna swoją karierę zawalić.
A poprzednie sukcesy drużyny? Dwa pierwsze to chyba, niestety, kwestia trochę przypadku, chwilowej zwyżki formy. Dwa kolejne to zasługa starcia się w jednym momencie dwóch wielkich karier. Jej początku w przypadku Kamila Stocha i końcowego momentu w przypadku Małysza. A to wczorajsze to delikatny powiew nadziei na to, że jeden sukces urodzi kolejne. Zapatrzeni w młodym wieku w loty Adama Małysza - Klimek Murańka, Olek Zniszczoł i Maciej Kot mają wszystko, żeby pójść drogą swojego idola. Dołóżmy do tego Krzysztofa Miętusa czy świeżo upieczonego, przesympatycznego rekordzistę Polski, Piotrka Żyłę i naprawdę trudno nie ulec wrażeniu, że - mówiąć kolokwialnie - w końcu coś się zacznie dziać.
Nam pozostaje jeździć za naszymi zawodnikami, wspierać ich z nie mniejszym zapałem jak wielkiego skoczka z Wisły i czekać. Czekać i mieć nadzieję. Nadzieję, że ci młodzi, zdolni mając w pamięci wspomniany chociażby sezon 2004/2005 pójdą drogą nowego lidera, Kamila Stocha.
Przegrać wszystko co się ma, można łatwiej i szybciej niż się wydaje. A chyba czasem warto się poświęcić...