Prokuratura Wojskowa ostrożnie zdementowała doniesienia o obecności trotylu i nitrogliceryny na wraku prezydenckiego Tupolewa. Jej zdaniem detektory śledczych wykryły coś, co może być składnikiem materiału wybuchowego, ale aby to stwierdzić jednoznacznie potrzebne są specjalistyczne i długotrwałe badania, gdyż potencjalny trotyl mógł być równie dobrze namiotem z PCV.
Płk Ireneusz Szeląg, szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, z początku ostro zaprzeczył medialnym doniesieniom "Rzeczpospolitej" o obecności trotylu na szczątkach prezydenckiego Tupolewa. Orzekł, że nie stwierdzono śladów materiałów wybuchowych. Jednak wciąż prowadzone są badania, co oznacza, że trotyl mógł się tam znajdować. Byłaby to jednak, zdaniem płk. Szeląga, niezwykle ryzykowna hipoteza.
Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie przypomniał, że eksperci prowadzący śledztwo w Smoleńsku od połowy września nie stwierdzili żadnych śladów trotylu. Zdementował też pogłoski o tym, że ekspedycja badawcza została wysłana przez Naczelną Prokuraturę Wojskową z powodu rażących uchybień ze strony rosyjskiej. Zdaniem płk Szeląga badacze dysponowali nowoczesnym sprzętem, w skład których wchodziły specjalne detektory.
Płk Szeląg dodał, że te detektory służą tylko i wyłącznie do selekcji potencjalnych dowodów w śledztwie. Oznacza to, że jeśli detektor pokaże wynik pozytywny, dana część samolotu jest zabezpieczana i odsyłana na specjalistyczne badania. Sęk w tym, że detektor może pokazać pozytywny wynik także w przypadku pestycydów, niektórych kosmetyków czy składników gleby. Dlatego jego zdaniem nie można wyciągać pochopnych wniosków.
Płk Szeląg przyznał jednak, że na miejscu katastrofy smoleńskiej śledczy wykopali całkiem nowe szczątki samolotu. Obiecał, że w ciągu 6 miesięcy powstanie kompleksowy raport odnośnie zabezpieczonych dowodów i nowych doniesień w tej sprawie. Zaznaczył też,
że ktoś, kto wysnuwa wnioski o obecności trotylu na podstawie szczątkowych informacji jest laikiem, który nie ma pojęcia o specjalistycznych badaniach. Zdementował też doniesienia o obecności trotylu na ciałach Janusza Kurtyki oraz Przemysława Gosiewskiego. Wyniki dokładnych badań również zostaną zawarte w finalnym raporcie Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Płk Szeląg dodał też, że podobnie jak w przypadku Anny Walentynowicz, przy ostatnich ekshumacjach, między innymi Ryszard Kaczorowskiego, ciała zostały błędnie zidentyfikowane i spoczywały w niewłaściwych grobach. Zaapelował, by nie używać słowa "zamienione ciała", bo sugeruje zamierzone działanie.
Detektory wykryły cząstki zjonizowane o podobnej strukturze i masie do materiałów wysokoenergetycznych, w tym także materiałów wybuchowych. To nie znaczy, że znaleziono tam ślady trotylu.
Płk Ireneusz Szeląg
Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie
Te urządzenia służą tylko do wstępnych, przesiewowych testów. Detektor zasygnalizował obecność cząstek zjonizowanych obecnych na namiocie pokrytym PCV, który służył śledczym za zaplecze.