Kilkanaście tysięcy nielegalnych imigrantów głównie z Haiti pojawiło się na granicy USA-Meksyk w połowie września. Przez wiele dni koczowali pod mostem w Del Rio, a świat dowiedział się, jak bardzo Amerykanie nie chcą ich wpuścić do siebie. O pewną analogię z polsko-białoruską granicą nie trudno, choć oczywiście, nie do końca. Dziś w USA po koczowisku nie ma już śladu. Na Joe Bidena spadły gromy. Jak poradzili sobie Amerykanie?
Przypomnijmy najpierw nasze polskie tło. Od sierpnia dzień w dzień jesteśmy bombardowani kryzysem na granicy z Białorusią, gdzie po stronie białoruskiej koczuje kilkunastu imigrantów. Z ich powodu w ponad 180 miejscowościach wprowadzono stan wyjątkowy, zbudowano płot, postawiono na nogi wszystkie służby, a cały rząd non stop grzmi o wojnie hybrydowej i permanentnym zagrożeniu. Co chwila dowiadujemy się o kolejnych próbach nielegalnego przekroczenia granicy – od sierpnia było ich ponad 9 tys.
W tym czasie na granicy zmarło kilku imigrantów. Troje utknęło na bagnach. "Chcą ubiegać się o azyl w Polsce. Nie mamy żadnej pewności, że straż graniczna nie wywiezie ich z powrotem do lasu na granicę białoruską" – informowała na Facebooku działaczka Jarmiła Rybicka. Pisała, że takich zgłoszeń codziennie przychodzi mnóstwo.
"Kilkanaście osób, w tym dzieci, które zamarzają, nie są w stanie iść, nie jadły i nie piły nic od wielu dni. Błagają nas o pomoc. To jest kryzys humanitarny – te osoby potrzebują natychmiastowej pomocy medycznej. Uchodźcy są bici przez białoruską straż graniczną, która nie pozwala im zawrócić do Białorusi, gdy wchodzą do Polski, są wywożeni przez naszą straż graniczną z powrotem w głąb lasu na białoruską granicę" – donosiła.
W tym czasie na granicy z USA z Meksykiem rozgrywał się inny dramat. I podobnie jak w Polsce, Amerykanie nie bardzo chcieli przyjąć migrantów. W pewnym momencie świat obiegły szokujące zdjęcia, jak służby na koniach ich przeganiają. Jak próbują zawrócić ich w stronę rzeki Rio Grande, która oddziela Meksyk od Teksasu, i nie wpuścić ich na teren USA. W rękach mieli lejce.
Opinie, czy uderzali lejcami ludzi, czy konie, były podzielone, ale zdjęcia i nagrania zrobiły porażające wrażenie.
Dla ludzi na całym świecie to był wstrząs, natychmiast pojawiły się porównania do czasów niewolnictwa. "To czyste zło, okropieństwo" – komentowano.
– Stany Zjednoczone traktują ludzi tak, jak chcą. Od setek lat ich traktowanie zależy od koloru skóry i rasy – oceniła Bernice King, córka Martina Luthera Kinga Jr.
Na prezydenta Joe Bidena spadły gromy. On sam nazwał nagrania strasznymi i oburzającymi. Przerażeni byli także wiceprezydent Kamala Harris oraz szef Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Alejandro Mayorkas zapowiedział dochodzenie w tej sprawie. Niedługo potem ogłoszono, że konie nie będą już wykorzystywane przez służby graniczne w Del Rio.
Koczowisko pod mostem w Del Rio
Ten kryzys trwał w ostatnich tygodniach równolegle do polsko-białoruskiego. Tu, według różnych ocen, na granicę z Meksykiem przybyło ponad 13 tysięcy migrantów, głównie z Haiti, ale też m.in. z Kuby, wśród nich rodziny z dziećmi, a także kobiety w ciąży. Na nagraniach widać, jak forsowali rzekę Rio Grande i jak wielu ich było. W USA chcieli czekać na azyl.
Przez wiele dni koczowali pod mostem granicznym – właściwie autostradą – w mieście Del Rio w Teksasie. Tu rozbili namioty, budowali prowizoryczne schronienia z trzciny, myli się w rzece.
Dość szybko ruszyły jednak ich deportacje na Haiti.
Niemal jak w Polsce różne organizacje i politycy biły na alarm o nieludzkim traktowaniu tych ludzi. Donoszono, że grozi im katastrofa humanitarna. Upały dochodziły wtedy do 40 stopni C. W mediach były doniesienia o tym, że ludzie mdleli. – Traktowanie Haitańczyków na granicy jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Powstrzymać deportacje natychmiast – grzmiała demokratyczna kongresmenka Cori Bush.
– To, co zobaczyłem to kryzys humanitarny, a nie inwazja – wtórował demokratyczny senator Roland Gutierrez.
Z kolei przeciwnicy imigrantów bili brawa dla służb granicznych. – Opuścili swoje rodziny, ryzykują życiem, przyjechali tu, by nas chronić. Osobiście jestem im bardzo wdzięczny. To nie są źli ludzie, oni są cudowni – mówił o strażnikach jeden z mieszkańców Del Rio stacji Fox News. Inni przekonywali, że strażnicy po prostu wykonują swoją pracę, robią, co w ich mocy.
– Popieramy ich w całości. Proszę, nie kłamcie na ich temat – mówiła inna z mieszkanek na temat doniesień, że służby na koniach biły migrantów. Ludzie byli wściekli, bo z powodu kryzysu zamknięto most graniczny.
Zachowania służb granicznych bronili też niektórzy republikańscy kongresmeni.
Republikanin Tony Gonzales stwierdził na przykład, że służby wykonywały dzieło Boga, próbując powstrzymać migrantów przed przekroczeniem rzeki Rio Grande.
Deportacje na Haiti
Dziś po ludziach i koczowisku nie ma już śladu. Od 19 do 27 września amerykańskie służby wydaliły niemal 4 tysiące migrantów, wśród nich 2300 rodziców z dziećmi. Z USA na Haiti wykonano 37 lotów.
Otwarto też przejście graniczne, które było zamknięte od 17 września.
Ale to nie uspokoiło burzy wokół kryzysu na granicy. W USA zaczęły się dyskusja na temat tego, że do kraju wpuszczono ludzi bez testów na COVID-19.
Na znak protestu ze stanowiska zrezygnował specjalny wysłannik administracji prezydenta Joe Bidena na Haiti. Daniel Foote stwierdził, że nie chce być kojarzony "z nieludzką, kontrproduktywną decyzją Stanów Zjednoczonych o deportacji tysięcy haitańskich uchodźców i nielegalnych imigrantów". Stwierdził, że jego zalecenia w sprawie polityki wobec Haiti zostały zignorowane i odrzucone.
Xochitl Oseguera, przedstawicielka latynowskiej społeczności, pisze w brytyjskim "Guardianie":
"Nasz rząd musi przestać łamać podstawowe prawa człowieka poprzez deportację na Haiti osób ubiegających się o azyl. Zaledwie miesiąc po katastrofalnym trzęsieniu ziemi o sile 7,2 stopnia i niszczycielskiej burzy tropikalnej, które nawiedziły Haiti, zaledwie dwa miesiące po tym, jak prezydent Haiti Jovenel Moïse został zamordowany w swoim domu, deportacje są przerażające i nieludzkie. Nie ma wątpliwości, że Haiti nie jest teraz bezpieczne i że życie tych, których deportujemy, będzie w poważnym niebezpieczeństwie". Czytaj więcej
Skąd w ogóle nagle tylu Haitańczyków w USA? Uważa się, że duża część z nich uciekła z kraju po trzęsieniu ziemi jeszcze w 2010 roku. Zanim dotarli nad Rio Grande, przebywali w Brazylii i innych krajach Ameryki Południowej. Mieli poczuć się zaproszeni sugestiami Bidena z kampanii wyborczej, że złagodzi restrykcje z czasów Donalda Trumpa.