Kolejny świetny występ warszawskiej Legii w europejskich pucharach. Mistrz Polski jest niepokonany w Lidze Europy, tym razem ogrywając Leicester City. Skromne zwycięstwo 1:0 (1:0) z zespołem z Premier League to duża niespodzianka. Ale i zasłużona wygrana drużyny Czesława Michniewicza.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Komplet (około 26 tysięcy) na trybunach, doping przez niemal cały mecz. A naprzeciwko drużyny, której budżet jednej to 500 mln funtów, a drugiej... 25 mln euro. Dokładając do tego rywalizację na linii Premier League i PKO Ekstraklasa, można było mieć spore obawy, jak zaprezentują się mistrzowie Polski w starciu z Leicester City.
A jednak, pierwsza połowa dla drużyny Czesława Michniewicza była bardzo obiecująca. Legia Warszawa miała swój plan na mecz i konsekwentnie go realizowała. Robiła to na tyle dobrze, że angielski rywal mógł tylko obserwować to, co działo się na boisku.
Emreli po raz dziesiąty
Planem Legii były akcje prawą stroną boiska, gdzie brylował Mattias Johansson. Szwed ustawiony na prawym wahadle raz po raz rozrywał szyki obronne gości, zaczynając już w pierwszej akcji meczu.
Gola Legia strzeliła jednak za sprawą Mahira Emreliego. Azer trafił po raz dziesiąty w tym sezonie, licząc wszystkie rozgrywki tego sezonu. Zrehabilitował się też za sytuację pięć minut wcześniej, kiedy będąc oko w oko z Kasperem Schmeichelem, strzelił nad poprzeczką.
W 31. minucie napastnik Legii potrafił jednak oszukać dwójkę obrońców Leicester, a po jego uderzeniu piłka odbiła się jeszcze od lewego słupka i wpadła obok stojącego jak zaczarowany duńskiego bramkarza.
Nacisk po przerwie
Zespół trenera Brendana Rodgersa nacisnął mocniej po kwadransie w szatni. Angielski zespół zagrał jednak w Warszawie jak... na Ligę Europy w ich wykonaniu przystało. Tzn. połowa składu złożona była z rezerwowych, Anglicy najwyraźniej poważniej traktują krajowe rozgrywki.
Nie zmienia to jednak faktu, że na boisku było kilku klasowych zawodników, wartych spore pieniądze. Najaktywniejsi w ofensywie byli Ayoze Perez i Patson Daka.
Po nieco ponad godzinie gry na zmiany zdecydował się szkoleniowiec gości, wprowadzając tych, którzy zazwyczaj mają pewne miejsce na boisku w lidze angielskiej.
W 65. minucie świetną interwencją po strzale z bliskiej odległości popisał się Cezary Miszta, mocno wpisując się w dobry występ drużyny na tym etapie rywalizacji. Zastępujący Artura Boruca bramkarz miał dwa "puste przeloty" przy stałych fragmentach, ale im dalej w mecz, młody Polak był coraz pewniejszy.
Niesamowita końcówka
Ostatnie pół godziny to nerwówka z obu stron. Rodgers dokładał kolejnych ofensywnych piłkarzy (wszedł m.in. Jamie Vardy), obrońcy gospodarzy wybijali piłkę zmierzającą do siatki, wreszcie Lirim Kastrati trafił w słupek (futbolówkę sparował bramkarz).
Swoją "setkę" miał też Tomas Pekhart, który dostał piłkę do pustej bramki od Kastratiego (jedna ze świetnych kontr), ale nie trafił.
Trybuny na warszawskim stadionie poniosły jednak mistrzów Polski do obronienia minimalnej, ale zasłużonej wygranej.
Legia wygrała po raz drugi, umacniając się na pozycji lidera grupy C.
Legia Warszawa - Leicester City 1:0 (1:0)
Bramka: Mahir Emreli (31)