
9 miesięcy, 2 lata i 4 lata. W takim wieku były dzieci – dwie dziewczynki i chłopiec – do których zabójstwa przyznała się ich matka, 26-letnia Paulina N. W mediach mnożą się teorie i opinie dotyczące mieszkanki Lublina. Jedni podkreślają, że nie było co do niej żadnych zastrzeżeń, inni sugerują coś zupełnie odmiennego. O tym, że przypadków dzieciobójstwa lub zabójstwa dzieci nie można rozpatrywać zero-jedynkowo mówi w rozmowie z naTemat kryminolożka Karolina Więckiewicz.
REKLAMA
Jak informowaliśmy w naTemat, zgodnie z decyzją sądu 26-letnia Paulina N. została tymczasowo aresztowana na 3 miesiące. Sąd zdecydował jednocześnie, że środek zapobiegawczy będzie realizowany w szpitalu psychiatrycznym. Prokuratura nie podaje jednak, czy ma to związek z chorobą psychiczną podejrzanej.
"Tym razem nawet twoja wielka miłość do dzieci Paulino nie wygrała z chorobą, bo walka była nierówna" - napisał ktoś w liście, który został powieszony na furtce domu, w którym doszło do tragedii.
Matka przyznała się do zabójstwa swoich dzieci – najprawdopodobniej zostały uduszone. Teoretycznie wszystko wiadomo, praktycznie niewiele?
Tak, wiemy naprawdę niewiele. Od razu jednak chciałabym wyjaśnić, że to, co stało się w Lublinie, nie jest dzieciobójstwem. Zgodnie z prawem jest to po prostu zabójstwo dziecka.
Dzieciobójstwo jest bardzo specyficznym przestępstwem polegającym na zabójstwie dziecka w okresie porodu. Może dokonać tego tylko matka. Przepis mówi także o tym, że musi do tego dojść pod wpływem porodu. Uważam jednak – na podstawie wieloletnich badań na ten temat i literatury przedmiotu – że jest to przesłanka fałszywa.
W przypadku dzieciobójstwa mamy do czynienia z podziałem na dwie grupy. W mojej pracy określam je jako dzieciobójstwo jednorazowe i dzieciobójstwo wielokrotne. Zajmuję się kryminologią od wielu lat i zaryzykowałabym stwierdzeniem, że jest to jedyne przestępstwo, którego sprawcy mają tak podobny psychologiczny profil.
W przypadku dzieciobójstwa jednokrotnego sprawczyniami są najczęściej osoby, które są w ciąży po raz pierwszy, mają ograniczoną wiedzę na temat tego, w jaki sposób zachodzi się w ciążę, a nawet nie orientują się, że w niej są.
Najczęściej w ogóle nie rozważają aborcji, ponieważ z jednej strony jest już na nią za późno, a z drugiej nie przyjmują do wiadomości, w jakim są stanie. Często są skuteczne w ukrywaniu ciąży przed osobami trzecimi. Zaprzeczają do końca, nawet gdy zostaną z tym skonfrontowane.
To są osoby, które w żaden sposób nie przygotowują się na to dziecko, nie kupują mebli do pokoju dziecięcego, nie chodzą do lekarza, więc nie wiedzą nawet kiedy urodzą.
Poród je zaskakuje. Pozbywają się – nazwijmy to – "zmaterializowanego problemu", którego już się nie da ukryć. Chodzi o to, żeby to dziecko nie krzyknęło, żeby nie wydało z siebie pierwszego krzyku, który zdemaskuje tę sytuację. Dzieciobójczynie jednokrotne zwykle są też młodsze niż dzieciobójczynie wielokrotne.
Dzieciobójczynie wielokrotne też są do siebie podobne?
Tak, one również są do siebie podobne. Natomiast są to osoby, które już mają dzieci, wychowują je, ale zabiją kolejne – więcej niż jedno. Jest to bardzo rzadkie przestępstwo, zdarza się raz na kilka lat i w każdym kraju.
Według niektórych restrykcyjne prawo aborcyjne oznacza więcej dzieciobójstw. Nieprawda, nie da się potwierdzić tego w sposób wiarygodny, naukowy.
Faktem jest natomiast to, że przypadki dzieciobójstw wielokrotnych najczęściej są powiązane z przemocą domową, przemocą seksualną – mężczyzna wymusza aktywność seksualną, ale odmawia zastosowania antykoncepcji. Nie daje środków na antykoncepcję hormonalną, jednocześnie odmawia stosowania prezerwatywy.
Kobieta wie, że kolejne dziecko nie wchodzi w grę także ze względu na stosunek tego mężczyzny do posiadania większej rodziny, co związane jest również z biedą, z możliwościami wychowania kolejnego potomka.
W takiej sytuacji ujawnienie kolejnej ciąży jest narażaniem się na przemoc. Pojawia się strach, ciąża jest ukrywana, a po porodzie noworodek jest zabijany. W przypadku dzieciobójczyń wielokrotnych często powtarza się sytuacja, w której zwłoki trzymane są gdzieś blisko, w lodówkach, w ogródkach. Kobiety powtarzają: "ja się nie mogłam z nimi rozstać".
Dzieciobójczynie wielokrotne mają świadomość, że są w ciąży, mają do tego dziecka emocjonalny stosunek, przyjmują do wiadomości, że ono istnieje.
Przy takich historiach pojawiają się stwierdzenia: "Przecież mogłaby odnieść do okna życia". W przypadku jednorazowych dzieciobójstw jest to praktycznie niemożliwe, bo trzeba by uznać, że to dziecko jest, ogrzać je, umyć i wykonać jakąś akcję. A przecież tam działa bardzo silny mechanizm wyparcia.
W przypadku wielokrotnych pewnie byłoby to możliwe, ale musimy pamiętać, że sprawczynie mieszkają zazwyczaj w mniejszych miejscowościach, więc nie uniknęłyby stygmy związanej z oddaniem dziecka itd.
Jeśli przypadek z Lublina nie jest dzieciobójstwem, to jest to sytuacja bardziej złożona?
Tutaj nie ma prawidłowości, o których mówiłam. Zabójczynie dzieci zabijają z bardzo różnych powodów. O ile w sytuacji dzieciobójczyń typowych, czyli przy porodzie, nie mamy do czynienia z zaburzeniami okołoporodowymi, psychicznymi, tak tutaj owszem.
Mamy gradację zaburzeń. Mamy baby blues, przygnębienie poporodowe, którego doświadcza w zasadzie większość osób rodzących. Nie jest to stan niebezpieczny sam w sobie. Jednak niezauważony, niezaopiekowany może doprowadzić do depresji poporodowej, która jest drugim stadium.
Z kolei niezaopiekowana depresja poporodowa może, ale też w ograniczonej liczbie przypadków, prowadzić do psychozy poporodowej, czyli stanu, który jest bardzo ciężki, który może wpłynąć na decyzje dotyczące życia i śmierci. Najczęściej jednak osoba, która psychozy poporodowej doświadcza, targa się na swoje życie, a nie na życie dzieci.
Nie chcę wyrokować w sprawie z Lublina, ale jeśli wezmę pod uwagę, że najmłodsze dziecko miało 9 miesięcy, to pojawia się w mojej głowie przypuszczenie psychozy poporodowej. 9 miesięcy to mniej więcej ten czas, w którym ma ona szansę się rozwinąć. Mówię to jako kryminolożka, badaczka, nie jako psychiatra.
Psychoza poporodowa nie jest jednak jedynym powodem, dla którego osoby zabijają swoje dzieci. Tych powodów jest mnóstwo, podobnie jak motywów zabójstwa. Znamy przypadki zabójstwa związanego z zazdrością, przypadki kobiet, które zabiły swoje dziecko, ponieważ nie mogły realizować swoich planów, również miłośnych. Miały kochanka, a dziecko było przeszkodą w tej relacji.
W grę wchodzi też specyfika psychozy, tego, jak funkcjonuje mózg osoby, która jej doświadcza. Można bardzo kochać swoje dzieci i jednocześnie je zabić.
Jest sprawa niejakiej Andrei Yates ze Stanów Zjednoczonych. Kobieta utopiła w wannie piątkę swoich dzieci. Nigdy nie została skazana. Trafiła do szpitala psychiatrycznego. Miała długotrwałą nieleczoną depresję poporodową, ale trudno powiedzieć, przy którym porodzie się ona zaczęła.
Depresja przerodziła się w psychozę, która połączyła się z ogromną wiarą. Andrea Yates słyszała głosy i naprawdę wierzyła w to, że zabija swoje dzieci z miłości i z troski, żeby uchronić je przed pójściem do piekła. Wcześniej przez wiele miesięcy sygnalizowała swój stan. Jednak została z tym sama i to ją przerosło. Nikt się tym nie zajął, nikt nie reagował.
Czy te kobiety żałują?
Bardzo różnie. Są osoby, które żałują, są osoby, które w ogóle o tym nie myślą, żyją dalej. Nie da się tego tak łatwo określić. Gdy mówimy o dzieciobójczyni, czyli o osobie, która zabija przy porodzie, to raczej jest to dla niej sytuacja bez wyjścia, co oznacza, że nie ma tam dużo miejsca na to, czy żałuje, czy nie.
W psychozie też jest bardzo różnie, bo wszystko zależy od tego, czy ten stan, w którym ograniczona jest zdolność do kierowania własnym zachowaniem, zostanie później zaopiekowany, czy osoby wyjdą z tego i będą mieć kontakt ze swoimi emocjami, czy będą potrafiły zrozumieć, co się stało.
Zastanawiam się, czy sprawczynie jednorazowych dzieciobójstw można określić jako jednoznacznie złe?
Zazwyczaj są to osoby nigdy niewchodzące w konflikt z prawem. Mówi się, zabrała życie, więc życie nie jest nic dla niej warte. Tutaj jednak nie chodzi o stosunek do życia jako takiego, tutaj wyparta jest kategoria życia człowieka. Nie działa to więc na zasadzie: mam życie za nic i w zasadzie wszystkich bym zabiła, gdybym mogła.
Dzieciobójstwo nie wiąże się z przekonaniami na temat tego, jaką wartość ma życie i czy życie samo w sobie jest najwyższą wartością. Trzeba wziąć pod uwagę, że raczej nie są to osoby, które po prostu zabijają. Natomiast jeśli chodzi o zabójczynie dzieci czy po prostu zabójczynie, ten stosunek do życia jest bardzo różny.
Zazwyczaj jest tak, że te osoby nie mają wsparcia?
Wielokrotne dzieciobójczynie najczęściej są w relacji i to w relacji przemocowej. Wiele znanych z mediów historii to takie, w których rodzina była objęta opieką w ramach pomocy społecznej i nic to nie dało. Akurat kwestia posiadania partnera lub nie nie jest bardzo charakterystyczna w historiach dzieciobójczyń jednokrotnych.
Powiedziałabym jednak – na podstawie przypadków, które znam z badań – że ukrywają one ciąże tak dobrze, że nawet nie mają szansy sprawdzić tego, czy ktoś by je wsparł.
Najczęściej są to osoby bardzo młode, które zachodzą w pierwszą ciążę w wyniku przygodnego seksu, nie ze stałym partnerem. Mają bardzo różne przekonania, niektóre uważają, że matka wyrzuci je z domu, inne są przekonane, że dziecko nie mieści się w ich życiu.
Co ciekawe, wśród dzieciobójczyń jednokrotnych zdarzają się również takie, które mogłyby liczyć na wsparcie. Nie ma to jednak dla nich żadnego znaczenia. Ciąża jest tak głęboko wyparta, że nie zmieni tego nawet fakt, że partner, mimo prób ukrycia stanu dowiaduje się o wszystkim.
W takich sytuacjach zawsze pojawia się kwestia winy. Jedni mówią, że winna jest tylko matka, inni, że system, bo nikt tej kobiety nie wspierał.
To też jest bardzo złożona kwestia. Kategoria winy moralnej jest zupełnie inną kategorią niż kategoria winy traktowanej w kategoriach społecznej odpowiedzialności. Oczywiście czymś zupełnie innym jest też wina w prawie karnym.
Przykładem niech będą osoby, które zabijają sprawcę przemocy. Najczęściej są winne, można im przypisać winę – miały możliwość pokierować swoim postępowaniem, czyli były poczytalne. Czasem ich działanie określa się mianem "afektu", ale rzadko, prawie nigdy nie jest to traktowane jako obrona konieczna.
Są winne z punktu widzenia prawa karnego, ale wiemy, że tak naprawdę wiele osób ponosi odpowiedzialność za to, co się stało, jeśli spojrzymy na okoliczności.
Oczywiście zawsze w społeczeństwie będą osoby, które po prostu popełniają przestępstwa i nie da się za wiele zrobić, żeby tego nie robiły. Ale rzeczywiście są takie przypadki, jak Andrei Yates, która de facto stała się ofiarą tego, co się wokół niej działo. Nie otrzymała żadnego wsparcia.
To też związane jest z tabu wokół tematu macierzyństwa, tabu związanego z mówieniem o różnych dolegliwościach natury fizycznej i psychicznej.
Spektrum odpowiedzialności jest bardzo rozległe. Trudno, żeby za sam czyn odpowiedzialność ponosiła inna osoba. Natomiast być może te zdarzenia pokazują nam, jak ograniczone są możliwości niektórych osób proszenia o pomoc, możliwości rozeznania się w swojej sytuacji.
Być może otoczenie również ma ograniczone możliwości. Takie zdarzenia są porażką wielu osób, ale trzeba wziąć pod uwagę również fakt, że czasem nie da się czegoś zauważyć. Być może każda osoba powinna zostać objęta opieką okołoporodową związaną z ryzykiem różnych kryzysów psychicznych, których można doświadczać.
Pamiętam historię kobiety, która wyrzuciła dziecko przez okno. Nie mogła znieść jego płaczu. Tam też mówiono o depresji poporodowej. Później siedziała na sali sądowej, jakby uleciało z niej życie. Tylko bezgłośnie mówiła do swojego męża "kocham cię..."
Narażenie kogoś na deprawację snu, na ciągły hałas to też są metody tortur. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że osoba zmęczona porodem nie śpi, jest sama, a dziecko non stop płacze, to musimy zdawać sobie sprawę, że w kryzysie psychicznym taka osoba chce tylko, żeby to dziecko "zamilkło", chce, żeby zamknęło się, choć na godzinę.
Być może jest jednak w takim stanie, że podejmie środki, które są kompletnie nieadekwatne, czyli po prostu pozbawi to dziecko krzyku na zawsze. Dopiero później może zdać sobie sprawę, że tego dziecka już nie ma.
To, co jest dla mnie bardzo symptomatyczne, to fakt, że we wszystkich publikacjach, artykułach dotyczących takich zdarzeń, w sposobie przedstawiania sprawcy w mediach, jest bardzo mało spojrzenia na tę osobę. Optyka bardzo skręca nam w kierunku płodu, noworodka, dziecka, więc łatwo oceniamy, potępiamy, rozpatrujemy wszystko zero-jedynkowo.
Czytaj także: