– Łukasz Mejza? Gdyby czegoś od pani chciał, oczarowałby panią. Pocałowałby w rękę, podsunął krzesło. Skomplementowałby pani buty lub telefon, powiedział, że ma podobny. Cały czas by się uśmiechał. A potem nie miałby żadnego problemu z tym, by wbić pani nóż w plecy – mówi jeden ze znajomych przyszłego wiceministra sportu, który dostanie stanowisko w zamian za to, że dostarczy dodatkowy głos rządowi PiS.
Łukasz Mejza został wiceministrem sportu w rządzie PiS
Wszedł do Sejmu w marcu z listy PSL po śmierci Jolanty Fedak
W parlamencie zasłynął zaledwie dwoma wystąpieniami i głosowaniem ręka w rękę z PiS, nawet gdy formalnie nie należał do klubu partii rządzącej
Wikipedia w charakterystycznym, chłodnym stylu podaje fakty o Łukaszu Mejzie. Urodzony w 1991 roku w Zielonej Górze. Samorządowiec i przedsiębiorca. Poseł i sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
Dalej internetowa encyklopedia wymienia osoby i środowiska, z którymi wiązał się 30–letni wiceminister: Wadim Tyszkiewicz i jego ruch samorządowy Lepsze Lubuskie (2014). Paweł Kukiz i firmowana przez niego inicjatywa JOW Bezpartyjni (2015). Robert Gwiazdowski i jego ruch Fair Play (2019).
Po drodze kilka nieukończonych kierunków studiów, licencjat ze stosunków międzynarodowych i dwie kadencje w sejmiku województwa lubuskiego w klubie Bezpartyjni Samorządowcy, powstałego na bazie Lepsze Lubuskie.
Cichym przełomem był dla niego rok 2019: to wtedy szczycący się bezpartyjnością Mejza wystartował do Sejmu z listy PSL. Mandatu nie zdobył – jeszcze. W parlamencie zasiadła jedynka, Jolanta Fedak, była minister pracy i polityki społecznej w rządzie PO–PSL.
Dopiero gdy Fedak zmarła po długiej chorobie, przed Mejzą otworzyła się kariera sejmowa. A tę zrobił błyskawicznie – w połowie marca zasiadł w parlamencie, w połowie października miał już w kieszeni nominację na wiceministra sportu. Równolegle oficjalnie wszedł do klubu PiS, z którym od miesięcy głosował ręka w rękę. Co o Mejzie mają do powiedzenia osoby, które poznały go, zanim poznała go cała Polska?
"Cześć, Polsko! Jestem Mejza!"
Ślubowanie poselskie Mejza złożył 16 marca. Zrobił z tego show. Zwołał konferencję prasową, a za plecami umieścił tło z napisem "Cześć, Polsko! Jestem Mejza".
– Ludzie umierali ze śmiechu po tej konferencji. Napisał tylko cztery słowa, a i tak zrobił błąd – mówi naTemat jedna z posłanek o reakcji swoich kolegów. Jednak szybko przestali żartować z niepotrzebnego przecinka.
W mediach pojawiały się przecieki, że Łukasz Mejza ma zostać nowym wiceministrem rolnictwa. Stanowisko miało być warunkiem wzmocnienia kruchej większości PiS w Sejmie.
Na rzeczonej konferencji bezpartyjny jeszcze poseł miał za plecami jeszcze pięć słów: "Moje priorytety: gospodarka, samorząd, rolnictwo". Siedem miesięcy później Mejza dostał posadę w zupełnie innym resorcie. Ma się zająć "niepriorytetowym" sportem.
– Był kiedyś stewardem w hali koszykarskiej. Rozsadzał kibiców na trybunach. Faktycznie, kompetencje godne ministra! – ironizuje jedno ze źródeł naTemat. Brak kompetencji Mejzy to opinia, który przewija się w rozmowach z różnymi osobami. Równie zgodnie informatorzy jednak przyznają, że jest coś, w czym Mejza jest mistrzem: to kreowanie własnego wizerunku.
Polityka lubienia
– Moja bliska znajoma była nim zachwycona. Młody, radosny, sympatyczny: tak mi go wtedy opisała – mówi jeden z informatorów naTemat.
Wtedy, czyli w roku 2014, gdy Łukasz Mejza został najmłodszym radnym sejmiku, o czym przez lata często przypominał zarówno w mediach tradycyjnych, jak i społecznościowych.
– On buduje swoją politykę na tym, że robi dobre pierwsze wrażenie. Gdy go spotykasz, nawet jeśli na krótko, to już go lubisz. Taka polityka lubienia – ocenia informator.
Inna osoba, radny sejmiku lubuskiego, po pierwszym spotkaniu z Mejzą zapałał do niego odruchową sympatią. – Pomyślałem, że jest życzliwy i inteligentny – wspomina radny. Polityk liczył na udaną współpracę, mimo że należał do innego klubu niż Mejza. Jednak szybko miał się przekonać, że nic z tego wyjdzie.
– On nie potrafił współpracować nawet ze swoimi kolegami z Bezpartyjnych. Zawsze musiał być gwiazdą, a aby to osiągnąć, przypisywał sobie cudze osiągnięcia. A radnych z innych klubów traktował jeszcze gorzej: obrażał, wyzywał, obrzucał błotem. Że niby wszyscy są źli, ale on, jeden, taki dobry: młody, energiczny, nowy – relacjonuje radny.
Gdy pytam, czy członkowie sejmiku kiedykolwiek mu się odwinęli, odpowiedź jest krótka:
– Rzucanie epitetami nie jest w naszym stylu. Próbowaliśmy odpowiadać merytorycznie... a wtedy on znowu wyrzucał z siebie epitety.
"Rób to, co kochasz. Rób to, w co wierzysz. Rób tak, aby być w tym najlepszym" – czytamy na profilu posła Mejzy na Facebooku.
"Mejza, Mejza, wszędzie Mejza"
Kampania wyborcza do parlamentu wbiła się w pamięć wszystkim naszym rozmówcom. Jak relacjonują, w 2019 roku billboardy i plakaty Mejzy wisiały wszędzie – także, a może przede wszystkim, nielegalnie . – Oklejona była cała Zielona Góra, Gorzów, nawet najmniejsze wsie. Jego twarz była wszędzie. Na murach, na drzewach... Mejza, Mejza, wszędzie Mejza – mówi źródło.
Za łamanie przepisów Gorzów ukarał posła karą 50 tys. zł. Zielona Góra jak dotąd nie wyciągnęła konsekwencji, ale to raczej mało prawdopodobne. Mejza na plakatach pojawiał się z prezydentem miasta Januszem Kubickim.
Pytanie, skąd Mejza miał na to pieniądze, przewija się w kolejnych rozmowach.
– Szacowaliśmy, że musiał na to wydać od 700 tys. do miliona. Skąd je wziął? Ten facet nigdy nie śmierdział groszem, a tu nagle taki rozmach – ocenia jedna z osób.
Jednak nawet wielkiej liczby materiałów Mejza nie rozwiesiłby sam. – Zwykle polityk ma 3–4 osoby, które pomagają mu rozwieszać plakaty. On miał ich całą armię. Mnóstwo ludzi pomagało mu za darmo, z sympatii. Bo to facet, który potrafi zjednywać ludzi. Wśród nich widziałem z plakatami nawet jednego z byłych lubuskich starostów.
Gdy po śmierci Fedak Mejza wchodzi do Sejmu, pojawia się problem z jego oświadczeniem majątkowym. Problem polega na tym, że Mejza nie chce takiego oświadczenia złożyć (zostaje nawet za to ukarany przez prezydium Sejmu), a potem składa tak, że jest w nim kilkumiesięczna luka. Nie wiadomo co się dzieje z pieniędzmi świeżo upieczonego posła.
– Czy w Polsce jeszcze działa "wirówka"? Czy służby w ogóle sprawdzają, kto wchodzi do Sejmu, do rządu? Dlaczego takie cwaniakowanie uchodzi na sucho? – zżyma się jeden z posłów Platformy Obywatelskiej.
Z rozmów z kilkoma innymi posłami różnych partii wynika, że Mejza ma opinię osoby, która nie tylko daje PiS swój głos, ale i potrafi sprawnie przekonać kilka innych osób, by zagłosowały zgodnie z życzeniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ma zaczynać od pytania, czego za to chcą, a potem dopinać transakcję.
"Ja mu kibicuję"
Emocja, którą Mejza wywołuje u kilku naszych rozmówców, to podziw. Czasem niechętny, ale niekłamany: bo przecież nowy wiceminister sportu jest skuteczny. Są wyrazy wsparcia. – Prywatnie kibicuję temu chłopakowi. Pokazał środkowy palec wszystkim, którzy na niego psioczyli. Facet z Krosna Odrzańskiego, bez koneksji – słyszymy od jednej z osób.
Nasz rozmówca nie jest jednak bezkrytycznym zwolennikiem Mejzy. – Jest znany z tego, że swoje liczne długi po kampaniach wyborczych spłaca plikami banknotów wyciąganych z kopert. Kto tak robi? – dziwi się.
– Miał szczytne idee. Swoją bezpartyjnością machał jak sztandarem, zapowiadał, że nie da się wciągnąć w partyjne gierki, że w polityce nie chodzi o pieniądze. Teraz widać, ile to było warte – mówi inna osoba.
Radny sejmiku: – Mejza udzielał się w mediach kosztem posiedzeń sejmiku. Nie było go na komisjach, mimo że obiecywał, że będzie. Miał zwyczaj przychodzenia na sesję tylko po to, by się podpisać i pobrać dietę. Potem on wychodził załatwiać swoje interesy, a w komisji brakowało kworum.
W końcu politycy zdyscyplinowali go zmianą regulaminu. – Gdy okazało się, że pieniądze są uzależnione od uczestnictwa w całej sesji, to radny Mejza nagle zrezygnował z wycieczek – słyszymy.
"Dziecko Tyszkiewicza", "dziecko Platformy"
Senator Wadim Tyszkiewicz nie przebiera w słowach, gdy mówi o Łukaszu Mejzie. Denerwuje się, bo wiceminister sportu swego czasu nazywał go swoim mentorem.
– Przed wyborami w 2014 spotkałem go kilka razy. Już wtedy zrobił na mnie złe wrażenie. Potem zagarnął kilkadziesiąt tysięcy złotych, które miały pójść na Lepsze Lubuskie, na swoją prywatną kampanię. Żałuję, że wtedy go z tej listy nie wyrzuciłem. Teraz może nie byłby tu, gdzie jest – mówi nam senator.
– Tyszkiewicz może się go teraz wypierać, ale sam słyszałem, jak go chwali. Nazywał go wtedy pistoletem. Mejza to jego polityczne dziecko, które go ograło – komentuje rozmówca naTemat.
Tyszkiewicz: – Gdy się dowiedziałem, że Mejza zaczyna się kręcić wokół ruchu Hołowni, od razu zadzwoniłem do Michała Kobosko. Musiałem go ostrzec.
Kobosko: – Tak, pamiętam ten telefon. Ostrzeżenie od Wadima potraktowałem poważnie. Nasze lubuskie struktury informowały, że Mejza próbuje się do nich zbliżyć. A Mejzę pamiętam z czasów, gdy jeszcze byłem dziennikarzem. Zadzwonił do mnie, chciał chyba, żebyśmy o nim napisali. Chwalił się, że jest najmłodszym radnym, że to ciekawa historia. Pomyślałem wtedy, że już ma duże ego.
Były wyborca Mejzy zbliżony do samorządu: To dziecko PSL i Platformy. Ubodło go, że w sejmiku nikt nawet nie zaprosił go do rozmów o koalicji. Ostrzegałem radnych, że to osoba bez kręgosłupa, bez zasad, której jedynym poglądem jest brak poglądów. Apelowałem, by przyjrzeli się jego majątkowi, a zwłaszcza finansowaniu kampanii wyborczej. Namawiałem, by go ścigali za te wszystkie pomówienia, by nie był bezkarny. Ale oni go lekceważyli. Przecież to tylko, młody, bezpartyjny radny. A teraz jest wiceministrem.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut