Po „mięsnym jeżu”, który pojawił się w polsatowskich „Pamiętnikach z wakacji” myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. Jednak wampir Mikołaj, który „robi wstyd na całe osiedle”, „chodzi wymalowany jak transwestyta” i „nie chce pójść do pokoju, bo jest powtórka „Zmierzchu” w telewizji” bije wszystko, co widziałam do tej pory. Czy głupota tego typu programów naprawdę nie zna granic?
„Nasz syn to satanista. Chodzi po cmentarzu i zabija czarne koty”; „Nie jestem śmiertelnikiem. Jestem wampirem”; „Zdejmij tą pelerynkę. Robisz nam wstyd na osiedlu”. To tylko strzępki dialogów, które można było usłyszeć w zeszłym tygodniu w jednym z odcinków „Ukrytej prawdy”, który opowiadał o pochodzącym z „katolickiego, dobrego chrześcijańskiego domu” Mikołaju, który odkrywa swoje prawdziwe oblicze.
Dojrzewający chłopak uznaje, że jest wampirem. Dlatego zakłada pelerynkę, zaczyna sypiać na cmentarzu i maluje na biało swoją twarz. Jego rodzice są przerażeni metamorfozą syna. Najbardziej boją się tego, co pomyślą o nich sąsiedzi, dlatego zamawiają wizytę księdza „egzorcysty”. Całość okraszona jest potwornymi dialogami w stylu „nie zjem pierogów ruskich, bo to pokarm śmiertelników” i stereotypowymi stwierdzeniami, jak chociażby „wymalowany jak transwestyta”. Cóż, telewizja już dawno nie była tak absurdalna. Czy jednak może bezkarnie karmić nas wyssanymi z palca historiami?
– Założeniem tego gatunku, który fachowo nazywa się doc-soap, czyli mydlany dokument, jest pokazanie historii jak najbliższych życiu – tłumaczy Agnieszka Morzy, medioznawca i blogerka naTemat. – Filmy kręcone są w prawdziwych wnętrzach, bohaterami są amatorzy, a fabuła opiera się na realnych wydarzeniach. Całość „ubrana” jest w dokumentalny mundurek. Bohaterowie przedstawieni są z imienia i nazwiska, podany jest ich wiek i miejsce zamieszkania. Komiczny efekt jest tu raczej dziełem przypadku. Z założenia program ma poruszać problemy statystycznych Polaków – dodaje Morzy.
Oglądając jednak „Mikołaja wampira” trudno w to uwierzyć. Dokument raczej szerzy stereotypy i głupotę, niż oswaja nas z trudnymi problemami. W końcu w przeciętnym polskim domu nie mieszkają wampiry, które zamiast ruskich pierogów piją zwierzęcą krew z fiolki. Czy twórcy tego typu programów nie biorą żadnej odpowiedzialności za to, co emitują?
– Program kręcony jest na podstawie scenariuszy. Kiedyś korzystano z niemieckich formatów, ale od pewnego czasu pisane są one w Polsce – mówi osoba znająca realia tworzenia tego typu programów. – Scenariusze mają poruszać bieżące tematy opowiadające o rodzinie. Często inspiracją przy pisaniu są artykuły znalezione w tabloidach. Z założenia tekst ma być napisany prostym językiem, w dość obrazowy sposób. Ponieważ w programie występują amatorzy, to trudno powiedzieć o jakiejś grze aktorskiej. Wszystko raczej ma przypominać bardziej reportaż, niż film. Jeżeli chodzi o treść programu, to walory edukacyjne nie są raczej brane pod uwagę. Historia nie powinna mijać się z prawdą, ale jej przesłanie nie jest nadrzędną wartością – dodaje informator.
Szkoda, bo czasem wypadałoby powiedzieć „stop”. Wampir Mikołaj jest tak straszny, że aż śmieszny. O ile ogląda się go dla zabawy to jest miło i fajnie. Kiedy jednak patrzy się na niego na poważnie, to można szerze zwątpić w jakąkolwiek misję telewizji. Warto dodać, że „Ukryta prawda” nie jest niszowym programem pokazywanym o świcie, tylko jednym z liderów w TVN-owskiej ramówce. Oglądalność programu przebija popularne seriale. Strach pomyśleć, czy to z nami coś nie tak, bo to oglądamy, czy z telewizją, która próbuje nam takie „bajki” sprzedać...